Gdyby serial Netflixa American Primeval był piosenką, byłby grany w tonacji molowej, jednym i tym samym akordem. Trzy pół stopnia poniżej wszystkiego, co muzycznie brzmi jak komfort i charakteryzuje się monotonną prostotą. Sama piosenka nosiłaby tytuł "Misery" i była wykonywana na wypaczonym flecie prostym przez człowieka, którego higienę ciała można by najlepiej określić jako wątpliwą.
Peter Berg i The Revenant scenarzysta Mark Smith oferują tutaj to samo, bez miejsca na oddech, niuansów, różnorodności czy błysków światła. W sześciu długich odcinkach mamy wgląd w najbardziej ponure życie w najciemniejszych latach historii Ameryki, a ja to uwielbiam. Czy American Primeval jest trochę zbyt ponury? Tak. Czy American Primeval jest trochę zbyt ciemny tonalnie? Tak. Czy jest monotonny w opowiadaniu historii z postaciami, które są naprawdę okropne? Tak. Ale w tym przypadku to nie ma znaczenia. Właściwie myślę, że wolę to w ten sposób. Gdyby Deadwood i The Revenant miały dziecko, nazwałyby się American Primeval.
Jest rok 1857. Minęły trzy lata przed wyborem Abrahama Lincolna na prezydenta Stanów Zjednoczonych i cztery lata przed wybuchem wojny secesyjnej. Śledzimy losy matki, Sary Rowell, i jej skromnego syna, Devina, którzy zamierzają przebyć kilkaset mil do Wisconsin, aby spotkać się ze swoim mężem, który od kilku lat pracuje w kopalni i, jak głosi legenda, stał się przy tym obrzydliwie bogaty. Obietnica lepszego życia dla siebie i syna popycha ją do odbycia niebezpiecznej podróży przez chaotyczną Amerykę, a aby uciec przed bandytami i tubylcami, dołącza do pokrytego bliznami pół-tubylca i pokonanego mężczyzny Isaaca, który szybko okazuje się być równie szorstki jak to tylko możliwe, ale z talentem do zabijania ludzi.
American Primeval, podobnie jak The Revenant, jest brudnym, nędznym, twardym i mrocznym przekrojem amerykańskiej historii, mieszającym stosunkowo płytkie portrety postaci z rozdzierającą ilością nadmiernej przemocy w sposób, który, jak zdaję sobie sprawę, niektórzy nazwą "odrętwiałym" lub "martwym mózgiem". Jednak ja do nich nie należę. Doceniam ten historycznie dokładniejszy obraz dziewiętnastowiecznej Ameryki niż ten jasno oświetlony i elegancki, którym karmiono nas przez lata we wszystkim, od Silverado do Tombstone, nawet jeśli Mark Smith i Peter Berg z pewnością częściowo wyolbrzymiają skoncentrowaną nędzę życia w tym okresie.
Wojna między osadnikami a tubylcami szaleje, podobnie jak wojna między kulturą a religią, a dla tych, którzy nie wybierają żadnej ze stron, życie jako wyjęty spod prawa w czasach, gdy żywność, lekarstwa oraz prawo i porządek były na wyciągnięcie ręki. Taylor Kitsch jest napięta, cicho udręczona, ale śmiertelnie zdolna jako Isaac, a Betty Gilpin jest silna, ale wrażliwa jako Sara w miniserialu, który bardzo mi się podobał. Trochę bardziej zniuansowana fabuła z mniej klaustrofobicznymi obrazami nie zaszkodziłaby, ale ogólnie rzecz biorąc, wydaje się, że jest to The Revenant w formie serialu telewizyjnego i ja, na przykład, nie planuję odrzucić tej oferty.