Polski
Gamereactor
recenzje
Battlefield V

Battlefield V

Nasz fan, nasz Pan.

HQ
Battlefield V

„Jeżeli nasz fan bojkotuje pomysł konkurencji o bitwach w kosmosie, to czas powrócić do światowych wojen na Ziemi, których nota bene odmawialiśmy mu zbyt długo. Jeżeli nasz fan, zamiast wzdychać na ten powrót radosną nostalgią, bojkotuje nas jeszcze bardziej, to znak, że mamy urojenia, myląc prawdziwą wojnę z post-apokaliptycznym szajsem i kolorowym efekciarstwem." - dev. anonim A.D. 2018.

DICE wespół z Electronic Arts mocno nadszarpnęli zaufanie wielbicieli marki Battlefield, prezentując im za pośrednictwem debiutanckiego zwiastuna wizję nowej części (tak delikatnie stwierdziwszy) nie do końca zgodną z realiami drugiej wojny światowej, na dodatek argumentując i tłumacząc swoje decyzje w kompletnie głupi i niezasadny sposób. Pomimo iż nigdzie oficjalnie do marketingowej porażki się nie przyznano, tak z każdym nowo opublikowanym materiałem V stopniowo zmieniała się pod względem tonacji, warstwy wizualnej, a także tempa rozgrywki, zrzucając tym samym błazeńskie szaty i przybierając formę pełnoprawnej odsłony. Nadszedł więc czas, aby ocenić, czy fani dostali takiego Battlefielda, o jakiego walczyli.

Battlefield V
To jest reklama:
Battlefield V

Brednie wojenne

Podczas gdy rasowy żołnierz po ukończeniu (przepięknego swoją drogą) fabularnego wprowadzenia niemal natychmiast wyruszy w podbój online'owych statystyk, tak osoby z lekko introwertycznymi skłonnościami prześledzą jeszcze przez chwilę kampanię dla pojedynczego gracza. I wspomnianą „chwilę" należy tutaj rozumieć dosadnie, jako iż ukończenie całości zajmie maksymalnie cztery godzinny. Jest to metraż porównywalny do Battlefielda 1, z tym wyjątkiem, że tu można paść z nudów jeszcze przed wjazdem napisów końcowych. Każdy z trzech rozdziałów „Opowieści Wojennych" dostępny jest na starcie (poza jednym, który zostanie udostępniony na początku grudnia) i możemy przejść go w dowolnej kolejności, nie przejmując się chronologią. Nie ma to tak naprawdę znaczenia, ponieważ czy to wcielając się w żołnierza „brytyjskiego legionu samobójców", członkinię norweskiego ruchu oporu, czy francuskiego imigranta, schemat realizacji ich misji wygląda identycznie - szturmuj/zakradnij się, podłóż ładunek, uciekaj.

Nudna rozgrywka podyktowana sporym naciskiem na cichą eliminację w quasi-otwartym świecie nie jest szczytem marzeń zwolenników produkcji wojennych. Tym gorzej, jeśli sami protagoniści są mało wyraziści, a ich historie bardziej nielogiczne niż numeracja odsłon recenzowanej serii. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że segmenty fabularne nigdy wyznacznikiem Battlefieldów nie były, aczkolwiek przed wejściem do Sieci zawsze lubiłem zanurzyć się w dobrze zrealizowanej, oskryptowanej i relaksującej rozgrywce solowej. To jak z wypadem do kina na wysokobudżetowy blockbuster przed spotkaniem ze znajomymi w knajpie na kilka partyjek bilarda - z tym wyjątkiem, że w przypadku BFV najlepiej darować sobie poprawny politycznie film i od razu pójść na bilarda. Kul wbijemy przy nim naprawdę sporo.

Battlefield V
To jest reklama:

Jeśli umierać, to z klasą (a najlepiej czterema)

W rozgrywkach wieloosobowych nie przoduję zbyt często na tablicach wynikowych, toteż stwierdziłem, że jeśli mam wystawić swój łeb zza okopu, to niech on przynajmniej jakoś z tą dziurą w czole wygląda. Pomóc miał mi w tym kreator żołnierza, z którego po wielkiej wrzawie wyleciały różnej maści akcesoria dzielnic czerwonych latarni w postaci kolorowych kamuflaży i robotycznych protez. Zamiast tego zawartość garderoby przekłada się na normalne umundurowanie, maskowanie twarzy oraz sprzęt, jakie zabierze ze sobą wybrana przez nas klasa postaci. Tych ponownie mamy do dyspozycji cztery rodzaje - Szturmowiec, Medyk, Wsparcie i Zwiadowca - a ich różnorodność i znaczenie przekładają się na sposób przeprowadzanych potyczek bardziej niż kiedykolwiek. Liczba niesionej amunicji i apteczek (źródła gleby już nas magicznie nie uleczą) jest ograniczona, co zmusza nas do bardziej strategicznego i rozważnego działania. Sama współpraca jest kluczem do zwycięstwa, dlatego też żeby je osiągnąć, nagradzani jesteśmy nie tylko poprzez eliminację przeciwnika, ale także udzielając pomocy towarzyszom za pośrednictwem podrzucania zapasów, oznaczenia wrogich pozycji czy ustalania punktów zbornych. Oprócz preferowanej profesji opowiemy się, rzecz jasna, po jednej z dwóch stron konfliktu. Co ciekawe, po stronie sił niemieckich nie dano nam, jak w przypadku Aliantów, możliwości wyboru koloru skóry dla naszej postaci, ograniczając personalizację wyłącznie do zmiany płci.

Meritum nie stanowią rzecz jasna koszary, lecz tytułowe pole walki, które od lat imponuje rozmachem i spektakularnością Nowicjusze, którzy postawią na nim swoje pierwsze kroki, oniemieją na widok olbrzymich połaci terenu i gęstego chaosu na nich panującym. Weterani serii zaś będą doszukiwać się zmian i usprawnień względem rozgrywki poprzednich produkcji oraz niedawnych testów beta „piątki". Ku ich uciesze, parę takowych rzuca się już od pierwszych chwil. Wymiana ognia jest o wiele dynamiczniejsza, odrzut i balistyka bardziej intuicyjne, a same bronie zdają się wypluwać śrut jeszcze szybciej. Przebieg potyczek sprawia zresztą wrażenie bardziej spójnego, nie narzucając nam jednocześnie jedynego słusznego stylu rozgrywki. Każde działanie ma tutaj znaczenie, nie bacząc na to, czy jest to bezpośrednia szarża na główny cel, czy rola wsparcia dla kolegów z drużyny w dowolnej formie. Przekłada się to pozytywnie zarówno na czas wdrożeniowy początkujących graczy, jak i śrubowanie umiejętności tych bardziej zaawansowanych. Nowością dla jednych i drugich jest funkcja budowania fortyfikacji, mająca za zadanie wzmocnienia kluczowych dla nas punktów na mapie. Okopać możemy się za pośrednictwem zasiek, ścian, worków z piaskiem tudzież skrzynek z zapasami. Skromnie? Być może, aczkolwiek zawsze dostajemy do rąk jakiś atut przeciwko drużynie przeciwnej, a w trybach nastawionych na przejmowanie poszczególnych baz może okazać się wręcz kluczowy.

Battlefield V

A skoro o trybach wieloosobowych już mowa, to na szczególną uwagę zasługują Wielkie Operacje, których przebieg rozdzielono na kilka faz (dni) i map. Jedna drużyna dostaje rozkaz zaatakowania kluczowego obiektu, podczas gdy druga musi go bronić. Rezultat z danego dnia ma wpływ na przebieg w kolejnych, a te zakończone remisem zostaną rozstrzygnięte w „Ostatecznej Rozgrywce". Całość jest bardziej złożona i czasochłonna od reszty, tak więc jeśli planujemy szybką rundkę przed pracą, to lepiej skorzystać z pozostałych opcji - Zespołowego DeathMatchu, Przełamania, Linii Frontu, Dominacji lub uznanego Podboju. Ten ostatni zresztą, podobnie jak opisane Wielkie Operacje, robi ogromne wrażenie, mieszcząc na jednej mapie aż sześćdziesięciu czterech graczy, tworząc niezapomniany widok prawdziwej wojny trwającej nie tylko na lądzie, ale i w powietrzu. Samych map do dyspozycji dano nam osiem, i choć nie jest to przygniatająca liczba, to przyznać trzeba, że są one zaprojektowane i wykonane po mistrzowsku. Od tych najmniej lubianych łatwiej mi wytypować te, w których radziłem sobie najgorzej, i z całą pewnością były to lokacje zabudowane, pełne gniazd snajperskich. Mimo to, jakość, tempo zabawy i ogarniający ją nie do podrobienia klimat sprawiały, że ginąłem z uśmiechem na ustach.

Mając to na uwadze, nie da się jednak nie odnieść wrażenia niedosytu w kwestii samej zawartości nowego Battlefielda. Oprócz wyżej wymienionych, wciąż musimy czekać na tryb kooperacji (czwórka graczy zmagająca się z losowo generowanymi scenariuszami), personalizację pojazdów i, przede wszystkim, szumnie zapowiadaną największą mapę Battle Royale. Zmienić ten stan rzeczy mają Teatry Wojny - darmowa usługa, która ma zastąpić znienawidzone mikropłatności i przepustki sezonowe. Każdy rozdział będzie skupiał się na innym aspekcie konfliktu i systematycznie wprowadzał nowe elementy rozgrywki. Na pierwsze miesiące wydawca zapowiedział czasowe wydarzenia zza kulis Upadku Europy, w tym między innymi nowe misje, zadania specjalne i wielotygodniowe Wielkie Operacje. To jednak nastąpi dopiero 8 grudnia i nie zmienia faktu, że wciąż trzymamy w ręku pół-produkt z poblokowanym menu. Na dniach przydałoby się również samą grę połatać, bo o ile jest to najstabilniejsza premiera Battlefielda od dawna (z serwera wyrzuciło mnie może dwa razy), o tyle nie ustrzegła się kilku pomniejszych wpadek za sprawą głupiejącej fizyki, przenikających tekstur i długiego czasu ładowania.

Battlefield V
Battlefield V

Melodia karabinów i spadających samolotów

Technicy z DICE odpowiedzialni za sferę audiowizualną zasłużyli za to na długi urlop, bo o tym, że Battlefield V wygląda i i brzmi obłędnie, nie muszę się chyba aż nadto rozpisywać. Przechodząc samych siebie z każdą kolejną ich produkcją, dzisiaj osiągnęli apogeum wszystkiego, co najlepsze w tej materii. Nieważne, czy w danym momencie prowadzimy salwę z pepeszy, czy przebijamy się czołgiem przez budynek, czy brodzimy w piachu, czy śniegu, głośniki i tak zatrząsną naszym pokojem, a ekran zwodniczo będzie domagać się przetarcia. Jest to produkcja na wskroś efektowna i TECHNICZNIE autentyczna.

Jedyne, do czego mógłbym się tak naprawdę przyczepić, to głosy polskich żołnierzy, którzy po raz kolejny w obliczu powagi nie zdołali pozbyć się teatralnej maniery (w kampanii fabularnej zachowano oryginalny dubbing z uwagi na fakt, że bohaterzy mówią tam ojczystym językiem). Szekspirowskie „umieram, ratujcie" albo „leci granat" sprawiały wrażenie jakby na wojnę rzucono „sfochaną" arystokrację, a nie żołnierzy z krwi i kości, w efekcie czego po dwóch potyczkach zmuszony byłem przeklikać się do opcji zmiany języka.

Battlefield V

Nasze, wywalczone

Sięgając pamięcią wstecz, kiedy Battlefield V próbował wszystkich zadowolić bawiąc się w Fortnite'a w najmroczniejszym okresie ludzkości, a spoglądając na niego teraz, chciałbym tylko powiedzieć: dziękuję. Nie Electronic Arts, nie DICE, ale Wam - fanom. Graczom, murem stojącym w obronie wizerunku ich uwielbianej przez lata serii, która z Szeregowca Ryana o mały włos nie przekształciła się w Monty Pythona. Jasne, wiele aspektów wciąż pozostaje dyskusyjnych, takich jak śmieciowy single-player, brakująca zawartość lub przeważająca poprawność polityczna nad historyczną (które nota bene spróbuję szerzej poruszyć przy innej okazji). Niemniej, pod względem gameplayowym i wizualnym to wciąż ten sam Battlefield, jakiego znacie i kochacie. Ciężko mi na razie określić, czy najlepszy, wszak sporo zawartości niedługo nadejdzie, ale z całą pewnością dobry i udoskonalony. Tegoroczna odsłona nie jest skierowana do Was. Tegoroczna odsłona jest najzwyczajniej w świecie Wasza.

07 Gamereactor Polska
7 / 10
+
Stary, dobry Battiefield, usprawniony i zbalansowany gameplay, skala rozgrywki, pierwszoligowa oprawa audiowizualna.
-
Kampania dla pojedynczego gracza nadaje się do śmietnika, „przekoloryzowana" historia, niepełna zawartość w dniu premiery.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości