Polski
Gamereactor
recenzje
Code Vein

Code Vein

Prawdziwie krwisty kąsek.

HQ
Code Vein

Może to zabrzmi banalnie, ale już teraz Code Vein jest dla mnie jednym z największych zaskoczeń roku. Pomimo początkowych zachwytów, z biegiem czasu coraz bardziej mijałem się z grą od Shift. Sytuacji wcale nie ratowała przekładana co rusz data premiery czy też przygoda z God Eater 3, który w mojej opinii nie należał do tworów udanych. Czasami jednak warto zaryzykować i zawierzyć swojemu zwierzęcemu instynktowi. Przegryźć się przez nieco stwardniałą warstwę marketingu i poczuć krwistość samej gry. Tak, moja przygoda z Code Vein była bardzo intensywna.

Fani anime mają swoje Soulsy

Nie inaczej. Pomimo uwielbienia gatunku jRPG - tak, seria Souls nadal się do niego zalicza - nie po drodze mi z tytułami FromSoftware. Odpycha mnie od nich sztywność i sterylność światów. Jednak tym, co najbardziej mi przeszkadza, jest brak bardziej rozbudowanej fabuły, tak zwyczajnie podanej graczowi na tacy. Rozumiem przy tym zamierzenie twórców i bardzo cenię sobie cierpliwość oraz dociekliwość samych graczy, którzy potrafią wycisnąć z tych gier niemal każdy skrawek opowieści. To po prostu formuła nie dla mnie, choć w dużej mierze ma to zapewne związek z samym settingiem, bo już takie Bloodborne czy Sekiro: Shadows Die Twice znacznie bardziej wpasowują się w moją estetykę. Od lat natomiast jestem wiernym fanem anime i przyznaję, iż na początku właśnie z tego powodu zainteresowałem się Code Vein.

Code Vein
Obszerny kreator postaci daje ogrom możliwości. Każdy stworzy wymarzonego bohatera lub bohaterkę.
To jest reklama:
Code Vein
Poszczególne lokacje zachwycają wykonaniem i klimatem.

Piękna stylistyka zachwyca już podczas pierwszej sceny fabularnej, a od razu wspomnę, że jest ich całkiem sporo. To jednak dopiero początek. Po opuszczeniu bazy wypadowej, która tworzy swoisty hub, przed naszymi oczami maluje się przepiękny i zróżnicowany świat Code Vein. Gdyby nie założenia gry, które wymuszają ciągłą ostrożność, aż by się chciało przystawać co kilka minut i robić zrzut ekranu. Najlepsze jest jednak to, że im dalej w fabule jesteśmy, im bardziej wierzymy, że niczym nas już nie zaskoczy, zaskakuje tym bardziej. Poszczególne lokacje zapierają dech w piersiach.

Jak zresztą cała gra, do której pod względem wykonania nie można się kompletnie przyczepić. No, chyba że totalnie nie jesteście zwolennikami takiej stylistyki. Graficznie tytuł można porównać do trzeciego God Eatera, choć w podrasowanej formie. Takie wrażenie ma się jednak wyłącznie na początku rozgrywki. Przyznaję, że przez pierwsze podziemia, aż do chwili dotarcia do bazy miałem wielkie obawy, czy gra nie jest po prostu kolejnym klonem produkcji od Shift. Nic bardziej mylnego. Wizualnie Code Vein bije poprzednie twory studia na głowę, a jeśli chodzi o rozgrywkę, to praktycznie całkowicie od nich odstaje. Odstaje w pozytywnym znaczeniu tego słowa, gdyż Code Vein to rasowy przedstawiciel gatunku soulslike, który powinien zadowolić większość graczy poszukujących wyzwania i dobrze nakreślonego uniwersum.

To jest reklama:
Code Vein
Mia w alternatywnym stroju prezentuje się nad wyraz okazale.
Code Vein
Fabuła przedstawiona jest poprzez wyreżyserowane sceny.

Jak to w gatunku bywa, giniemy często i gęsto. Wielokrotnie przez brak znajomości przeciwnika, czasem przez własne błędy i niedopatrzenia. Odradzanie w grze tym razem wytłumaczono stanem naszego bohatera, który jest tak zwanym revenantem - mówiąc w uproszczeniu, to dosłownie wampir, jednak dopasowany do innych realiów. Świat gry momentalnie chwyta za gardło i przez wiele godzin wysysa z gracza ostatnie krople krwi. Historia jest wciągająca; choć nie należy do odkrywczych, nie przeszkadza jej to w byciu intrygującą i na tyle ciekawą, by mimo wielu starć o niej pamiętać. Powiedziałbym wręcz, że gra doskonale łączy w sobie formę gatunku z nieco bardziej standardową narracją. Wyraźnie daje się odczuć, że autorzy połączyli soulslike z jRPG i mieszając mechaniki wykreowali coś świeżego.

Wywiad z wam... revenantem

Wielkim wyróżnikiem są tu niewątpliwie kompani, których w czasie przygody „zapraszamy" do swojego siedliska. Nie są oni wyłącznie mięsem armatnim, które skupia na sobie gniew wrogów. To pełnoprawni członkowie drużyny, posiadający własne charaktery i przeszłość, którą to właśnie my pomagamy im odkryć. Bo też wiedzieć musicie, że wielu revenantów podczas swojej przemiany traci wspomnienia. My tymczasem jako osobnik wyjątkowy potrafimy te wspomnienia gromadzić, a następnie składać w całość. Mechanicznie cały zabieg przypomina narracyjne sceny, w których słuchamy kolejnych ważnych dialogów, a nasza aktywność sprowadza się jedynie do przemierzania lokacji. Jakkolwiek jednak nudno to brzmi, wcale takim nie jest. Wielokrotnie odkrywane historie naprawdę poruszają, dają do myślenia i - co ważniejsze - pozwalają jeszcze bardziej poznać postacie, z którymi podróżujemy. Oczywiście jeśli chcemy sobie grę utrudnić, możemy z towarzystwa kompletnie zrezygnować, to wybór całkowicie opcjonalny, tak więc to od nas zależy poziom wyzwania.

Code Vein
Nie będzie łatwo...
Code Vein
Krwawe wykończenia, czyli to, co tygryski lubią najbardziej.

Jest ono całkiem spore, nawet biorąc pod uwagę towarzysza broni u boku. O ile pierwszy boss nie sprawia większych trudności, o tyle kolejni potrafią zepsuć sporo krwi i to dosłownie. Gra nie należy do łatwych - z niektórymi przeciwnikami miałem nie lada kłopoty i by ich pokonać, musiałem się nieźle napocić. Podobnie jak w Soulsach, tak i w Code Vein po śmierci tracimy zgromadzone doświadczenie, które w tym przypadku przybrało postać „pyłu" czy też „mgły". Każdy gracz obeznany w gatunku wie, jak bardzo boli utrata kilkunastu tysięcy punktów za sprawą pozornie słabego przeciwnika. Wychodząc nieco naprzeciw, twórcy zdecydowali się umieścić w naszej bazie gorące źródła, które pozwalają zrelaksować się pomiędzy kolejnymi potyczkami. Dzięki nim odzyskujemy też połowę utraconego w czasie przygody pyłu. Nie jest to być może rozwiązanie idealnie, ale w razie czego nie kończymy chociaż z pustymi rękoma, choć nadal lepszym wyjściem jest ponowne dotarcie do miejsca ostatniego zgonu.

Pył jest zresztą najważniejszą i w gruncie rzeczy jedyną walutą w grze. Dzięki niemu nie tylko rośniemy w siłę, ale również wykupujemy potrzebne zdolności czy ekwipunek, a następnie go uprawniamy. Ciekawym rozwiązaniem w Code Vein jest prezentacja klas bohatera, która nie należy do typowych i co za tym idzie - kolejny raz sprawia, że świat gry staje się jeszcze ciekawszy. Podróżując, zbieramy porozrzucane tu i ówdzie szczątki wspomnień, które odblokowują nowe profesje. Tych jest całkiem sporo. Zaczynamy grę posiadając tradycyjny wybór pomiędzy wojownikiem, łowcą a magiem, by w późniejszym czasie dorobić się coraz ciekawszych i barwniejszych klas, często nawiązujących do mitologicznych bóstw. Co jest jednak najciekawsze: niektóre „dary" w obrębie danej klasy nie są dostępne do odblokowania od razu, często połączone są bezpośrednio ze wspomnieniami danej postaci i dopiero poznając całą historię jesteśmy w stanie pozyskać potencjał drzemiący w jej krwi. Bo i nasi towarzysze, gdy bardziej się do nich zbliżymy, oferują nam cząstkę swoich mocy poprzez nastawienie karku do wyssania. Zdobyte w ten sposób klasy zwykle oferują najwięcej możliwości i warto poświęcić czas oraz pył na ich doskonalenie.

Code Vein
Odzyskiwanie utraconych wspomnień w nastrojowej scenie.
Code Vein
Wybierając poszczególną klasę, oczy danej postaci zaczynają błyszczeć czerwienią. Mała rzecz, a cieszy.

Połączenie poszczególnych darów, zarówno tych aktywnych, jak i pasywnych, stanowi drogę do wygranej. Niejednokrotnie zdarzało mi się męczyć z danym bossem, by w pewnym momencie zdecydować się na zmianę klasy, którą wcześniej nie grałem, i wygrać bitwę za pierwszym razem. Każda profesja to zupełnie inne podejście do starcia, zupełnie odmienne taktyki i tu twórcy dali popis możliwości. Same dary byłyby jednak niczym bez zróżnicowanego oręża, którego użycie często podporządkowane jest pod daną klasę postaci. Arsenał nie należy do największego, ale jest przy tym bardzo zróżnicowany. Mamy tu zakres począwszy od tradycyjnych jednoręcznych i dwuręcznych mieczy, poprzez włócznie i wielkie młoty oraz topory, a na bagnetach skończywszy. Każda broń zapewnia inne profity, ale ma też swoje słabości, tak więc warto eksperymentować, by odnaleźć swoje ulubione. Poza orężem naszą postać możemy przywdziać również w kilka rodzajów ubrań, tak zwanych Blood Veilów, którym bliżej do żywych istot niż klasycznej odzieży. Potrafią bowiem one zadać krytyczne ciosy przeciwnikowi i wyssać z niego znaczną ilość krwi. Oczywiście każdy Blood Veil posiada własne statystyki i również wpasowuje się w dany styl gry, mamy więc te, które lepiej chronią przed atakami, ale również takie, które podkręcają niektóre dary lub zwiększają ochronę przed elementami i statusami. Ponownie, warto mieszać i próbować, by dopasować je do własnego stylu gry.

Symfonia grozy po japońsku

Symfonia grozy zabrzmiała na nowo za sprawą studia Shift. Czasem wręcz w diabelskim, metalowym stylu. Muzyka doskonale oddaje nastrój przedstawionego w Code Vein uniwersum. Poszczególne utwory świetnie wpasowują się w akcję, jak również samą eksplorację, która dzięki nim nawet po kilku godzinach nie jest w stanie męczyć. W połączeniu z pięknym stylem artystycznym, muzyka tworzy spójną całość i - co ważniejsze - zapamiętujemy ją nawet po odłożeniu gry, co jednak prędko nie następuje.

Code Vein
Widoki zapierają dech w piersiach.
Code Vein
Czas na relaks w gorących źródłach.

Nie ma róży bez kolców i choć całym sercem pokochałem Code Vein i była to miłość od pierwszego wejrzenia, z czasem okazało się, że i w niej zdarzały się niewielkie sprzeczki. Gra potrafi nieźle przycinać, nawet na PlayStation 4 Pro. Co ciekawe, jest to odczuwalne nawet przy zwyczajnej eksploracji, a nie samej walce. Taktyki niektórych bossów bywają nie do końca jasne i miejscami miałem wrażenie, że są pozbawione jakiegokolwiek schematu. Choć niekoniecznie trzeba uznać to za wadę, bo dzięki temu są po prostu jeszcze trudniejsze. Boli również mało interakcji w bazie wypadowej. Te sprowadzają się jedynie do rozmów z postaciami - często z powtarzalnymi wątkami - oraz zakupów. Co prawda możemy włączyć radio, z którego zacznie rozbrzmiewać rockowy kawałek, ale nawet wówczas muzyka przerywa przy najmniejszym odwróceniu kamery, tak więc sam utwór często bardziej irytuje, niż pozwala wczuć się w nastrój. Skoro twórcy zdecydowali się też na standardową narrację, przydałoby się nieco więcej scen rodzajowych, chociażby krótkich dialogów podczas korzystania z gorących źródeł czy mini-scenek w prywatnych kwaterach. Tymczasem baza pozostaje jedynie spustem do odpalenia kilku aktywności pomiędzy błądzeniem po rewelacyjnie zaprojektowanym świecie. Najwyraźniej nie można mieć wszystkiego.

Ale hej, nie ma przecież gier idealnych, a Code Vein to naprawdę kawał dobrego soulslike'a. Prawdopodobnie ortodoksyjni fani gatunku będą kręcić nosem, ale w moim przypadku jest to pierwsza gra tego typu, która do reszty mnie wciągnęła. Więcej, w pełni świadomy mogę przyznać, że jest to jedna z moich ulubionych gier roku i pomimo małych problemów natury technicznej z wypiekami na twarzy gram w nią codziennie. Dzięki Code Vein zrozumiałem upartość i wytrwałość graczy, którzy brną po trupach w Dark Souls czy też Bloodborne. Co ja będę zresztą pisać - po prostu dajcie się wyssać! Gra jest warta każdej kropli krwi.

09 Gamereactor Polska
9 / 10
+
Niesamowita kreacja świata; rozbudowany system walki; zróżnicowani kompani; odkrywanie strzępów wspomnień; przepiękna strona audiowizualna; kreacja bossów; grywalność!
-
Małe problemy techniczne; niezbyt odkrywcza historia.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości