Polski
Gamereactor
recenzje
Draugen

Draugen

Zacznij widzieć coś poza czubkiem własnego nosa!

HQ
Draugen

Draugen, najnowsza produkcja od norweskiego studia Red Thread Games, nie była dla mnie grą łatwą. Nie, nie chodzi o to, że coś jest z nią nie tak - da się ją skończyć (i to dość szybko, bo raptem w pięć godzin), nie ma w niej błędów i nie zacina się. Wszystko jest z nią okej. Jednak wraz z kolejnymi dniami spędzonymi wśród norweskich fiordów coraz bardziej odkrywałem, że główny bohater Edward Charles Harden i ja mamy wiele wspólnego. A konkretnie, dręczy nas ten sam problem, którego podłoże może być różne, ale objawy są zawsze te same - potrzeba bycia zauważonym.

Zastanawialiście się kiedyś, co jesteście w stanie zrobić dla drugiej osoby? Ile możecie poświęcić, by ktoś Was zauważył? Edward dla swojej siostry Betty przypływa aż do Norwegii, by ją odnaleźć i sprowadzić bezpiecznie do Stanów Zjednoczonych, do domu. Pomaga mu w tym jego wychowanka/przyjaciółka/znajoma Alice, która jest od Edwarda znacznie młodsza, ale ten mimo wszystko liczy się z jej zdaniem i traktuje ją na równi ze sobą. W roku 1923 (okres, w jakim rozgrywa się gra), kiedy kobiety dopiero walczyły o swoje prawa, nie było to takie oczywiste, co zresztą poruszono w jednej z rozmów pomiędzy dwójką bohaterów. Relacja pomiędzy nimi jest bardzo specyficzna i choć czuć, że znają się bardzo dobrze, to zdają się zupełnie do siebie nie pasować. Są jak ogień i woda, ale dzięki temu doskonale się uzupełniają.

Draugen
To jest reklama:
Draugen

Wszystko to świetnie widać w pierwszej scenie, gdy siedzą razem w łódce i rozmawiają - teoretycznie na poważny temat, bo dotyczy Betty (wszystko, co jest z nią związane, ma duże znaczenie dla Edwarda), ale nie przeszkadza to Alice żartować czy dogryzać głównemu bohaterowi. Właśnie ten aspekt rozmowy jest jedną z lepszych rzeczy w Draugenie, bo wypadł po prostu naturalne i, co najlepsze, został genialnie zrealizowany. Nicholas Boulton w roli Edwarda i Skye Bennett jako Alice odwalili kawał dobrej roboty, co w symulatorach chodzenia i grach eksploracyjnych nie zawsze jest takie oczywiste - wystarczy przypomnieć o Close to the Sun. Głosy postaci idealnie pasują do ich charakterów, temperamentów czy tego, w jaki sposób się zachowują; Lissie jest młoda, nie lubi czekać i wszystko robi pierwsza, czym nie raz przyprawia nieco znudzonego już życiem Edwarda o zawał serca, gdy widzi on swoją wychowankę na czubku kilkumetrowego drzewa.

Sama wioska z kolei od razu skojarzyła mi się z wyspą Eastshade - grą, o której pisałem dla Was jakiś czas temu - ale Graavik jest znacznie mniejsza, a jej eksploracja podzielona jest na kilka etapów. Miejsce jest niezwykle urokliwe i wręcz zachęca do spokojnego zaglądania w każdy kąt czy wyciągnięcia notatnika i naszkicowania kilku krajobrazów. Na szczęście nie jest to tak upierdliwe, jak w przywoływanym już Eastshade - nie musimy zbierać żadnych zasobów, by stworzyć dzieło życia, ale wykonujemy prosty szkic ołówkiem. Robimy to naturalnie, wpisuje się to w samą grę - Edward jest podróżnikiem - i stanowi przyjemne urozmaicenie, które jednocześnie w ogóle nie jest związane z celem naszego pobytu. Dzięki temu całość bardzo przyjemnie płynie, a brak interfejsu i znaczników tylko pomaga chłonąć tę sielankową atmosferę. Ścieżka dźwiękowa również dokłada trzy grosze do budowania atmosfery - jest niezwykle spokojna, majestatyczna i uspokajająca. Słychać w niej głównie instrumenty smyczkowe, które potrafią wywołać zadumę, a czasem nawet wpędzić w melancholię - oczywiście jeśli za bardzo damy się ponieść temu brzmieniu.

Draugen
To jest reklama:
Draugen

Nawet system dialogów został stworzony w bardzo nieinwazyjny sposób; nad głową rozmówcy pojawia się kilka możliwych opcji rozmowy, ale nie jest to widoczne w oddzielnym oknie. Porównałbym to do rozmów Kratosa i Arteusa na łodzi w "Dad of War" - Draugen robi coś bardzo podobnego. W każdej chwili możemy odejść od rozmówcy, nie patrzeć bezpośrednio na niego, co on skwituje odpowiednim komentarzem. Alice w pewnym momencie krzyczy nawet: "Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię". Wszystko to jest niezwykle naturalne, niczym nie wymuszone, dzięki czemu te pięć godzin zleciało naprawdę szybko. Dla niektórych wadą może być dość monotonna rozgrywka, ale akurat w tej grze zagadki tylko przeszkadzałyby w poznawaniu historii.

Cała gra składa się z sześciu dni, w trakcie których poznajemy tajemnice małej wioski i staramy się odnaleźć wskazówki dotyczące pobytu Betty. Problem w tym, że Graavik opustoszało, a rodzina, która zaprosiła Edwarda, zniknęła. Całość bardzo mocno przypomina skandynawski kryminał, w którym wyraźnie zaznaczony jest wątek rodzinny. Jeśli kojarzycie "Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet", genialną powieść kryminalną szwedzkiego autora Stiega Larssona, to będziecie się czuli jak u siebie w domu. Tajemnica w Draugenie nie jest oczywiście aż tak mocna, ale wyczujecie pewne podobieństwa.

Draugen
Draugen

No dobrze, ale gdzie te problemy, o których pisałem na początku? Czemu Draugen był dla mnie trudny, skoro jak na razie wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z solidną przygodą i dobrze napisaną dwójką bohaterów? Graliście kiedyś w grę o sobie? Mniej więcej w połowie produkcja zmienia swoje oblicze i z sielankowej opowieści o podróżniku, który udał się na drugi kraniec świata w poszukiwaniu siostry, budzimy się w domu pełnym demonów, lęków i obsesji Edwarda. Zagłębiając się w jego historię zrozumiałem, że dręczy go obsesja - wszystkie myśli w jego głowie dotyczą Betty i tego, by ją odzyskać, znów mieć ją blisko. Skupia się na tym tak bardzo, że całkowicie odtrącił Lissie i gdy tylko pojawił się jakikolwiek ślad, wskazówka czy przedmiot związany z jego siostrą, to od razu zapominał o wszystkim i o wszystkich. "Czemu mieszkańcy zniknęli? Jaką tajemnicę skrywa wyspa?" - Edwarda to nie obchodziło, bo liczyła się tylko Betty, co znacznie odbijało się na Alice. Czuła się zraniona i odtrącona, mimo że wspierała swojego opiekuna najlepiej jak potrafi.

Po trzech godzinach, gdy już widziałem, do czego to wszystko zmierza, zobaczyłem w Edwardzie siebie sprzed kilku miesięcy, który tak bardzo skupił się na SOBIE, SWOJEJ pracy i SWOICH potrzebach, że totalnie zapomniał o innych. Wynikało to z wielu powodów - u mnie była to niska samoocena, co, mam wrażenie, w dzisiejszych czasach nie jest takie niezwykłe. Terapia pomaga, ale jest czasochłonna i wymaga dużego zaangażowania. Grając w Draugena te wspomnienia znowu odżyły, bo te same błędy, które popełnił Edward, popełniłem i ja. Pewnie dla każdego innego byłaby to po prostu historia o człowieku, który ma problemy ze sobą, ale u mnie zadziałało to ze zwielokrotnioną siłą, bo sam zmagam się z czymś takim. Ostatecznie cieszę się, że to przeżyłem, bo zarówno w grze, jak i w życiu jest szansa na szczęśliwe zakończenie, trzeba w to tylko mocno wierzyć i przede wszystkim pracować nad sobą. Dużą rolę odgrywają też bliscy - Lissie nie odrzuciła Edwarda, choć miała ku temu bardzo wiele powodów i okazji. Mam nadzieję, że i przy Was znajdą się tacy znajomi, którzy wesprą Was w trudnych chwilach. Poprosić o pomoc to nie wstyd.

Draugen
Draugen

Draugen powstało przy wsparciu Norweskiego Instytutu Filmowego i Unii Europejskiej dzięki programowi Creative Europe-Media. Nie jest to pierwsza współpraca norweskiego rządu i twórców gier - przygodówka Frostrune dostępna pierwotnie na urządzeniach mobilnych, a później również na Steamie, też powstała przy wsparciu tej pierwszej instytucji. Tego typu projektów, które wsparło państwo, jest znacznie więcej i cieszę się, że w Polsce również pojawiają się takie inicjatywy - My Memory of Us powstało dzięki dofinansowaniu ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Na początku obawiałem się, że spowoduje to zalew słabych gier, chcących załapać się na dofinansowanie, ale ostatecznie dostajemy bardzo dobre produkcje poruszające różne, niekoniecznie związane z patriotyzmem, tematy.

Produkcja Red Thread Games tworzy bardzo spójną całość, ale informacja w napisach końcowych sugeruje jakąś kontynuację przygód Edwarda i Alice - jeśli będzie tak samo dobrze napisana i zaprojektowana, jak pierwsza część, to nie mam nic przeciwko. A Draugena polecam. Pewnie dla Was będzie to po prostu ciekawy thriller psychologiczny w niezwykle pięknej oprawie audiowizualnej, ale dla mnie okazał się... czymś więcej.

10 Gamereactor Polska
10 / 10
+
Relacja pomiędzy dwójką bohaterów; brak zbędnych mechanik, które odciągałyby uwagę od historii; trudna i niełatwa opowieść (przynajmniej dla mnie); naturalność dialogów; wątek opuszczonej wioski w stylu skandynawskiego kryminału.
-
Brak.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty

0
Dziś na GR Live: Draugen

Dziś na GR Live: Draugen

WIADOMOŚĆ. Przez Sam Bishop

Nowe dzieło Red Thread Games jest już dostępne, więc zbadamy, jakie tajemnice skrywa spokojna, norweska wioska.



Wczytywanie następnej zawartości