Bycie graczem w 2025 roku jest łatwiejsze niż kiedykolwiek, wybór jest większy niż kiedykolwiek, a na wszystkich platformach jest więcej świetnych darmowych produktów, które zapewnią rozrywkę Tobie i mnie przez następną dekadę. Ale oczywiście był czas, kiedy tak nie było, kiedy gry kosztowały ponad dziesięciokrotność naszego miesięcznego limitu i kiedy niejednokrotnie kupowaliśmy absolutne mega niewypały. Jak wszyscy wiemy, istnieje wiele zapomnianych perełek retro, które być może były nawet lepsze niż to, co uważa się dzisiaj, ale jednym tchem jest tyle samo tytułów retro, których z perspektywy czasu nie powinniśmy byli dotykać dziesięciometrowym kijem, gdyby świat gier był inny. To jest Crappy Retro, stare gry, przez które przechodziliśmy, ponieważ wszyscy inni tak robili lub dlatego, że nie było alternatywy. Gry, których nigdy nie powinniśmy byli nawet dotknąć, szczypcami.
Kid Icarus (NES / 1986)
Jako dziecko uwielbiałem Kid Icarus. Doskonale pamiętam, jak bardzo spodobało mi się to srebrne kartonowe pudełko i pamiętam, jak sama okładka wydawała się zachęcająca w sposób, w jaki robiły to Metroid, R.C. Pro-Am i kilka innych tytułów na NES. Bardzo podobała mi się muzyka w klasyku Gunpei Yokoi jako najlepsza w formacie obok Mega Man i Duck Tales i pamiętam jej estetykę jako czarującą. Jednocześnie pamiętam, jak brutalnie frustrujące było to, że wspinanie się na kolejne poziomy było męczące i że wolałbym zobaczyć wariację na temat tej konfiguracji i tradycyjnej struktury (od A do B, od lewej do prawej). Pamiętam też, że sztywne sterowanie grą i nadmierny poziom trudności powodowały frustrację, jak niewiele innych znanych wydań Nintendo. Dziś, kiedy wracam do Metroid, Super Mario Bros, Mega Man i Kid Icarus, nie jest dla mnie tajemnicą, że jest to katastrofalnie przereklamowana platformówkowa przygoda, która, bez mechanicznego bohatera i genialnej muzyki, szczerze mówiąc, nie miała zbyt wiele do zaoferowania.
Perfect Dark (Nintendo 64 / 2000)
Prowadziłem Missil Magazine, kiedy Rare wypuściło Perfect Dark i po sukcesach takich jak Golden Eye 007, Diddy Kong Racing i Banjo-Kazooie, wydawało się, że brytyjski gigant gier nie może upaść. Okazało się jednak, że tak nie jest. "Inspirowana Bondem" opowieść agentki Joanny Dark o kosmitach i pomysłowych zabójcach została okrzyknięta przez wielu krytyków gier i szybko stała się ogromnym sukcesem sprzedażowym, ale w zasadzie była to tylko blada kopia Golden Eye z poszatkowanym projektem gry i aktualizacją ekranu, która najbardziej przypominała rzutnik.
Grand Theft Auto (PC, PlayStation / 1997)
Byłoby wręcz nieuczciwe z mojej strony, gdybym próbował powiedzieć coś innego niż to, że kocham GTA jako serię gier. Uwielbiam prawie wszystko, co nosi nazwę Grand Theft Auto i dałem najwyższe noty trzeciej, czwartej i piątej części. Jednym tchem przyznaję, że byłoby nieuczciwe z mojej strony, gdybym próbował genialnie wykorzystać DMA Design do ich pracy nad pierwszą grą i nazwał to jakimś arcydziełem, bo szczerze mówiąc, tak nie było. Był szybki, rozpikselowany i lepki graficznie, a misje były monotonnie bezcelowe, podobnie jak cała historia. Jasne, świetnie się bawiłem, przejeżdżając po cywilach co ty, i nigdy nie odniosłbym sukcesu, gdyby nie przesadna przemoc, ale w gruncie rzeczy jest to dość zgniła gra retro.
Ninja Gaiden (Xbox / 2003)
Wiem, to jest naprawdę jak przeklinanie w kościele i jestem teraz w pełni przekonany, że mój drogi kolega i przyjaciel Jonas Mäki zrobi wszystko, co w jego mocy, aby spróbować zatruć mój obiad. Ninja Gaiden. Nikt nie mówi o tym nic negatywnego, w każdym razie nie bezkarnie. A jednak to jest dokładnie to, co zamierzam zrobić, ponieważ niezależnie od tego, jak dobry był naprawiony Ninja Gaiden Black (zdecydowanie, zdecydowana poprawa), podstawowa gra nigdy nie była warta wszystkich pochwał i szumu, którym została nagrodzona. Największym powodem takiego stanu rzeczy jest moim zdaniem kamera w grze, która do dziś wyróżnia się jako chyba najsłabsza w grze tego typu z tej generacji tytułów temporalnych akcji z perspektywy trzeciej osoby. Stworzenie trudnej, niewiarygodnie wymagającej gry ninja, w której głównym daniem była mikromilimetrowa precyzja i perfekcyjne wyczucie czasu, a następnie nie wsparcie jej dobrze działającą kamerą - było zabójczym błędem Team Ninja, którego ani wtedy, ani dzisiaj nie akceptowałem. Nie wiem, ile setek razy zginąłem podczas godzin spędzonych z Ninja Gaiden, ponieważ kamera utknęła za obiektem w otoczeniu gry i zasłaniała połowę mojego pola widzenia.
Killer Instinct (Super Nintendo / 1994)
Bijatyka Rare to jeden z tych tytułów, który w swojej oryginalnej formie (Super Nintendo) jest często wymieniany w dyskusjach na temat tych starych klejnotów retro i często jest wymieniany przez fanów bijatyk jako kultowy klasyk. Cieszę się, że mogę to opisać inaczej, ponieważ Killer Instinct był przereklamowaną grą, która żyła tylko dzięki skutecznemu marketingowi i świetnej muzyce. Na przykład w Street Fighter II i Mortal Kombat chodziło o zapamiętywanie ataków, schematów i kombinacji - coś, co w bijatyce firmy Rare zostało uproszczone do jednego naciśnięcia przycisku, co samo w sobie zrujnowało cały sens spędzania godzin nad bijatyką tego typu. Był też radykalnie niezbalansowany i graficznie stanowił swego rodzaju kopię Mortal Kombat.
Wojownicze Żółwie Ninja (NES / 1989)
Wszyscy w moim kręgu towarzyskim i wszyscy w mojej klasie w szkole podstawowej grali wtedy w Teenage Mutant Ninja Turtles (NES). Każdy. Pamiętam, że na szkolnym podwórku mówiło się o tej grze więcej, niż można by uznać za rozsądne, a moja przyjaciółka z dzieciństwa Lönnå® regularnie zapraszała nas do domu na popołudnia wypełnione grami (omijaliśmy kluby pozaszkolne), abyśmy pograli w tę najlepiej sprzedającą się grę Konami. Jedyny problem polegał na tym, że śmierdziało skrzypem i zawsze tak było. Teenage Mutant Ninja Turtles (NES) było i pozostaje jedną z najbardziej lubianych gier retro, która w najlepszym razie powinna być chichotem. Dzieje się tak, ponieważ sterowanie w grze było wręcz okropne, liczne błędy (zdecydowanie najbardziej niechlujna gra NES, jaką kiedykolwiek próbowałem), a grafika migotała.
Legend Zelda II: The Adventure of Link (NES / 1987)
Mieszanie gatunków takich jak role-playing, przygoda i elementy platformowe w Zelda II okazałoby się prawie bezużyteczne i osobiście uważam to za najsłabszy punkt serii. Eksploracja i otwarty projekt z poprzednika były oczywiście najlepszą częścią, a to, co sprawia, że Zelda Zelda i to, jak rozumowało Nintendo, kiedy zdecydowali się całkowicie pominąć to wszystko, wykracza dziś poza wszelkie zrozumienie. Gdyby ta gra nie miała "Zelda" w nazwie i nie zawierała kultowej muzyki, nikt by się tym nie przejmował i nikt nie pamiętałby dziś Zeldy II.