Polski
Gamereactor
artykuły

GRozkmina: Czy gry mobilne to faktycznie zło konieczne branży?

Wszyscy pamiętamy, co działo się po zapowiedzi Diablo: Immortal. Niedawno ogłoszono też, że jedna z gier z uniwersum Obcego jest tworzona z myślą o urządzeniach mobilnych. Czy „hardcorowi" gracze mają się czym przejmować?

HQ

Bartek: Myślę, że absolutnie nie mają się o co martwić, bo zarówno w pierwszym, jak i drugim przykładzie ze wstępu mówimy tylko o pobocznym projekcie. Pełnoprawne (czytaj: zmierzające na komputery i konsole) tytuły z serii również powstają, a to, że wydawca chce zwiększyć swoje przychody, nie jest niczym złym. Wiecie, jaka gra jest najlepiej zarabiającą? Nie, nie Fortnite. Według portalu Sensor Tower na zakupy wewnątrz produkcji z serii Candy Crush gracze wydali 1,5 miliarda dolarów. Gdy kolejni deweloperzy widzą takie newsy czy doniesienia, to nie dziwmy się, że chcą oni uszczknąć część tego tortu dla siebie. Poza tym nie wiem, skąd ta niechęć do mobilek. Seria Reigns czy recenzowane przeze mnie niedawno Bury me, my Love świetnie pokazują, że na smartfonach da się grać w ciekawe produkcje, które nie są kolejnymi klonami wcześniej sprawdzonych pomysłów. Sam bardzo chętnie sprawdzę Alien: Blackout, bo lubię to uniwersum i jestem ciekaw, jak twórcy je przedstawią na małym ekranie.

GRozkmina: Czy gry mobilne to faktycznie zło konieczne branży?

Ola: Dobrze, że wspomniałeś o Candy Crush, muszę dokończyć 1170 poziom. A tak na poważnie, rynek gier mobilnych często wydaje się mi wyrwany z zupełnie innej branży. Na telefonach nawet GRA się inaczej - nie mam tu na myśli braku klawiatury czy pada (bo w końcu nawet takie gadżety można do smartfona po prostu podłączyć), lecz to, że takie posiedzenia są zazwyczaj krótkie, maksymalnie kilkunastominutowe. Nawet przy handheldach spędza się więcej czasu; ja przykładowo uwielbiam przenośny tryb Switcha, potrafię zabrać ze sobą konsolę do łóżka i przez trzy godziny grać w Zeldę, bo mniej więcej tyle czasu wytrzymuje „Pstryczkowa" bateria. Taki już jest mankament komórek, że choćby nie wiem, jak dobra była gra, nigdy nie będzie na tyle rozbudowana, by poświęcić się jej na dłużej. Mam kilka swoich ulubionych tytułów na smartfony, że tak przytoczę: 4 Seasons, Florence, wspomniane przez Bartka Bury me, my Love czy też wszelkie produkcje studia Artifex Mundi (chociaż te ostatnie, co ciekawe, najbardziej lubię ogrywać na konsoli). To wszystko są jednak gry, które odkłada się po mniej niż kwadransie na rzecz innych czynności.

Chodzi mi zatem przede wszystkim o to, że tu nawet grupa odbiorców jest inna. I nie rozumiem na przykład sensu powstawania Diablo: Immortal, bo fani Diablo kochają tę dużą produkcję, tę konsolową/pecetową. Po co mi komórkowe Final Fantasy, skoro mogę zagrać na Switchu w pełnoprawną odsłonę? Widzicie - ja tego nie rozumiem, bo nie jestem odbiorcą gier mobilnych, którym zapewne smartfonowa wersja Ostatecznej Fantazji bardzo się podoba. Jasne, że deweloperzy muszą na czymś zarabiać, więc jak najbardziej popieram poboczne projekty tworzone z myślą o rynku chińskim (CD Projekt Red wpadło na spoko pomysł stworzenia w tym celu nowego studia - Spokko), ale nie przekonuje mnie mieszanie tych dwóch różnych segmentów gier.

To jest reklama:
GRozkmina: Czy gry mobilne to faktycznie zło konieczne branży?

Łukasz: Nie taki diabeł straszny, jak go malują. Skoro cała masa ludzi gra na komórkach, to normalne jest, że powstają i będą powstawać gry różnego kalibru, dedykowane tym właśnie urządzeniom. Mnie to nie przeszkadza. Nawet jeżeli powstaje gra na jakiejś znanej i lubianej przeze mnie licencji, to nie podnosi mi to specjalnie ciśnienia. W końcu nikt mnie nie zmusza do tego, by po nią sięgnąć.

Niemniej jednak od razu chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że dla mnie takie gry nie mają praktycznie żadnej wartości, a sam proceder grania na telefonie uważam za stratę czasu. Jeżeli już, to wolę w tej kwestii handheldy. Do dziś zagrywam się na PlayStation Portable oraz na PlayStation Vita. Dostępnych gier mam całe multum, więc nie mogę narzekać.

Jeżeli ktoś woli jednak spędzać czas z telefonem w ręku, to jego sprawa. Mnie to nie boli. Tak że odpowiadając na zadane w temacie pytanie, mogę śmiało powiedzieć, że moim zdaniem nazywanie gier mobilnych złem koniecznym branży to przesadne demonizowanie tego zjawiska.

To jest reklama:
GRozkmina: Czy gry mobilne to faktycznie zło konieczne branży?

Paweł: Jestem emocjonalnie rozdarty. Sercem bliżej mi do dużych gier, jednak w temacie mobilek umysł podpowiada mi, że tak naprawdę wszystko rozbija się o jakość danego tytułu. Nie poświęcam wiele czasu grom na telefony, w większości przypadków uważam, podobnie jak Łukasz, że są one stratą czasu. Nie ukrywam też, że często oceniam takie gry po „okładce" - a dokładnie po danej marce. W natłoku innych tytułów szkoda mi po prostu czasu na sprawdzanie każdej małej gierki mobilnej. Gdy natomiast kryje się za nią duża, znana franczyza, czuję się z miejsca zainteresowany.

Dlatego z jednej strony kręcę nosem, z drugiej zaś ogrywam z radością Fallout Shelter, Pokemon GO! czy Fire Emblem Heroes. Każda z tych pozycji jest na tyle dobra, że nie czuję zmarnowanego nań czasu. Trochę pokrętna logika, ale cóż poradzić. Inna sprawa, że nadal traktuję wszystkie te gry bardziej jako ciekawostki niż pełnoprawne tytuły. Jeśli mam grać poza domem, bez zastanowienia wybieram handheldy. Potrafię też zrozumieć rozgoryczenie niektórych graczy kochających daną serię, która nagle w okrojonej formie - bo nie czarujmy się, zawsze są to gry okrojone - ląduje na komórkach. Szkoda potencjału, ale światem rządzi pieniądz, a gry mobilne się sprzedają, więc na chwilę obecną nie ma też co marudzić. Żyję według podobnej zasady co Łukasz. Nie chcę, to nie gram i nie marudzę, to w zasadzie tyczy się również wielkich tytułów.

GRozkmina: Czy gry mobilne to faktycznie zło konieczne branży?

Asia: Jest na wyjeździe, ale chyba nie gra na telefonie, bo nie było jej dziś na Messengerze.

Teddy: Segment mobilek jest mi całkowicie obojętny i jeśli mam być szczery, sam też nie robię nic, aby się nim zainteresować choćby w minimalnym stopniu. Jest to spowodowane zarówno brakiem czasu i okazji (w podróży wolę jednak nadrobić literaturę, a studia i nudne wykłady już dawno za mną), jak i tego, że sama forma zabawy nie wpisuje się w moje preferencje, czego zresztą dowodem niech będzie Switch w dziewięćdziesięciu procentach odpalany w docku. Nie uważam jednak, że psuje on rynek gier w jakimkolwiek stopniu, a przynajmniej ja tego tak nie postrzegam. Wysokobudżetowe produkcje ciągle się rozwijają, kampanie dla pojedynczego gracza mają się świetnie, a implementowane w nich mikrotransakcje spotykają się z coraz większym stygmatem. Słowem - wszelkie aspekty strefy mobilnej, pierwotnie negatywnie wpływające na jednostki AAA, nie stanowią już zagrożenia. Tym bardziej nie mam zamiaru rozpoczynać krucjat i nawracać na jedną słuszną formę zabawy. Niech każdy bawi się na tym poletku piaskownicy, która sprawia mu największą frajdę i satysfakcję. Wszyscy jesteśmy w końcu graczami, a wojen domowych mamy całe mrowie.

GRozkmina: Czy gry mobilne to faktycznie zło konieczne branży?

A co Wy sądzicie o grach mobilnych? Macie swoje ulubione produkcje czy raczej omijacie ten rynek szerokim łukiem? Przy okazji - pamiętajcie, żeby przed poniedziałkiem załadować swoje baterie.



Wczytywanie następnej zawartości