Polski
Gamereactor
artykuły

My Hero Academia a Komiks Amerykański

Od zera do bohatera.

HQ

Zamaskowani bohaterowie w powiewających na wietrze pelerynach nie są jedynie domeną i chlubą Amerykanów. Zaznajomiona z tematem osoba bez problemu rozpozna klasyczne już postaci pochodzące z Kraju Kwitnącej Wiśni, takie jak Casshern, zespół G-Force (Gatchaman) czy bardziej kojarzoną w Polsce Czarodziejkę z Księżyca (Sailor Moon).

Gdyby zacząć analizować wiele serii pod względem definicji superbohaterstwa, to tak po prawdzie wesoła gromadka z Dragon Ball, a nawet król potworów Godzilla również potrafią pięknie wkomponować się w kanon. Zatem Japończykom bohaterstwo nie jest obce, a ja jako wieloletni fan wszystkich ludzi w spandeksach zwykłem przytulać każdą produkcję, w której grają oni pierwsze skrzypce.

Po One Punch Manie nic już nie było takie samo, długo poszukiwałem godnego następcy, jednak mało która seria przykuwała moją uwagę na dłużej. Oglądałem je często bardziej z poczucia obowiązku. Przyznaję, że był to główny powód, przez który w końcu sięgnąłem po My Hero Academia (Boku no Hero Academia). Nie spodziewałem się rewolucji, w gruncie rzeczy jej nie otrzymałem. Anime ma w sobie jednak tak wielki czar, a przy tym nafaszerowane jest smaczkami i ukłonami w stronę klasyki komiksu, że z miejsca zawładnęło moim sercem i umysłem. Jak wielką pożywkę seria stanowi dla miłośników komiksów amerykańskich? Pozwoliłem sobie zrobić „krótkie" porównanie. Ostrzegam jednak przed ewentualnymi spoilerami, których siłą rzeczy nie sposób w tym przypadku uniknąć.

Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność...

My Hero Academia a Komiks Amerykański
„Eat This."
To jest reklama:

W świecie My Hero Academia superzdolności - tak zwane Quirks, nie są niczym nadzwyczajnym. W tajemniczych okolicznościach narodził się pierwszy superczłowiek i przez wiele lat u osiemdziesięciu procent populacji odnotowano mniej lub bardziej przydatne moce. Prawdę mówiąc, bardziej szokuje, gdy ktoś jest ich pozbawiony. I tu na scenę wchodzi Izuku Midoriya, zwyczajny, wręcz przeciętny uczeń, któremu natura poskąpiła daru. Jest to dla niego o tyle niefortunne, że od dziecka marzył o zostaniu superbohaterem. Bo musicie wiedzieć, że superbohater w tej rzeczywistości to zupełnie „normalny" zawód opłacany ze skarbu państwa.

Nic więc dziwnego, że nawet geneza otrzymania mocy z miejsca kojarzy się z nieco zabawnymi, można by rzec - kiczowatymi, ale przy tym nadal kultowymi narodzinami herosów.

Splot wydarzeń doprowadza do tego, że Midoriya wpada (dosłownie) na swojego idola - All Mighta, który jest największym i najbardziej rozpoznawalnym bohaterem na świecie. Chłopak bardzo szybko poznaje tajemnicę herosa i dowiaduje się o genezie jego mocy. Okazuje się, że quirk All Mighta może zostać przekazany, a bohater właśnie poszukuje swojego następcy... To tyle, jeśli chodzi o początek fabuły, której oczywiście dokładnie Wam nie zdradzę. Jak jednak dobrze się domyślacie, wybór pada na Midoriyę.

To jest reklama:

Główna postać to jawne nawiązanie do Petera Parkera, zresztą ojciec serii, Kohei Horikoshi, nie ukrywa w wywiadach swojej miłości do pajęczaka. Nic więc dziwnego, że nawet geneza otrzymania mocy z miejsca kojarzy się z nieco zabawnymi, można by rzec - kiczowatymi, ale przy tym nadal kultowymi narodzinami herosów. Parker został ugryziony przez pająka, Banner napromieniowany przez promienie gamma, a Midoriya... zjadł włos All Mighta! No dobrze, precyzując, musiał pozyskać jego DNA (więc czemu nie włos?), ale humorystyczny sposób przekazania quirku jest czystym ukłonem Horikoshiego w stronę klasyki. Piękne!

My Hero Academia a Komiks Amerykański
Quirks = Gen X?

Zresztą, nie dotyczy to wyłącznie głównego bohatera. Pomimo faktu, że quirki są maści przeróżnej, od zmiany wyglądu, puszczania toksycznych bąków, po posiadanie na nogach silników odrzutowych, tak naprawdę sprowadzają się w swojej prostocie do jednego originu. Ludzie się z nimi rodzą. To z kolei przywodzi na myśl popularnych (również w Polsce) mutantów ze stajni Marvela z X-Men na czele. Niektórzy ludzie zostają herosami i tym samym zarabiają na życie, inni wybierają ścieżkę kryminalisty, a pozostali... cóż, nie wszystkie moce nadają się przecież do walki. Midoriya, jako że chce należeć do pierwszej grupy, uczęszcza do elitarnej szkoły U.A., która na pierwszy rzut oka jest miksem szkoły Xaviera dla uzdolnionej młodzieży z Halą Sprawiedliwości. Uczelnia działa jawnie i jej istnienie znane jest powszechnie wszystkim ludziom. Uczniowie noszą mundurki, a wymyślone przez siebie stroje zakładają tylko na ćwiczenia bojowe. Organizowane są też specjalne igrzyska z udziałem uczniów, które podziwia cały świat.

Pomimo tego nauczyciele U.A. nadal posiadają pełną autonomię w zakresie nauczania i stanowią elitę światowego bohaterstwa. Wizja kupuje z miejsca, a szkolne perypetie Izuku i jego przyjaciół są tak samo ekscytujące, jak wątki bohaterskie, które oczywiście w serii jak najbardziej występują.

Batman v All Might

My Hero Academia a Komiks Amerykański
Znajdź trzy różnice!

Wprawne, chociaż w sumie i kaprawe oko, od razu wychwyci bohaterów My Hero Academia odpowiadających ikonom komiksów DC i Marvela. All Might to prawie że kalka Supermana. Postać co prawda nie pochodzi z obcej planety, nie musi zakładać okularów dla niepoznaki i jest częściej uśmiechnięta niż Clark (jest to zresztą wspaniale wytłumaczone), ale poza tym wszystko się zgadza. To żywa legenda i symbol sprawiedliwości, który daje ludziom wiarę i nadzieję na lepsze jutro. Nawet w obliczu największego wyzwania stanowi inspirację dla pozostałych herosów.

Jest to o tyle ważne, że już na początku serii poznajemy smutną prawdę na temat All Mighta, która rzuca zupełnie inne światło na uśmiechniętego obrońcę sprawiedliwości. Cała szkolna i nieco prześmiewcza otoczka wcale nie ujmują poważnej, toczącej się cały czas w tle fabule. Bardzo szybko okazuje się, że Japończycy jak zwykle pod płaszczem niekiedy dziwnej konwencji ukryli drugie dno. Dokopanie się do niego nie jest wcale tak trudnym zadaniem.

Bardzo szybko okazuje się, że Japończycy jak zwykle pod płaszczem niekiedy dziwnej konwencji ukryli drugie dno.

Wracając jeszcze do samych postaci. Nie mogę pominąć jednego z moich ulubieńców: Eraserheada, czyli wychowawcy klasy, do której uczęszcza Midoriya. Pomimo jego zmienionego wyglądu i posiadania zdolności, czekałem tylko na moment, aż wypowie znamienne zdanie: „I'm Batman." - oczywiście z kropką nienawiści na końcu. Dodane typowo japońskie cechy sprawiają, że bohater nie jest tylko płaską kopią, ale pięknie napisaną, inspirowaną nietoperzem personą z własnym bagażem doświadczeń i charakterem. Gdy tak myślę, dochodzę do wniosku, że obserwując poszczególnych nauczycieli, fani DC będą wniebowzięci. Zwłaszcza, że wielu z nich nawiązuje nie tyle do nowych wydań, ale do srebrnej ery bohaterstwa, którą przecież tak wszyscy kochamy.

Warto również wspomnieć o „konflikcie" wspomnianego duetu belfrów. Delikatnie mówiąc, obaj herosi nie przepadają za swoimi odmiennymi metodami nauczania i podejściem do wychowanków. All Might stara się dodawać otuchy uczniom, gdy w tym samym czasie Eraserhead stosuje brutalne i pozbawione z pozoru emocji metody - właśnie niczym Batman. Miałem niesłychaną frajdę, obserwując ich konfrontację na ekranie, bo - podobnie jak w przypadku ikon DC - nadal bardzo wyraźnie widać w niej szacunek do drugiej strony. W chwilach kryzysu bohaterowie wspierają się niczym najbliżsi przyjaciele, nie patrząc na koszta, które poniosą.

Nomu, człowiek, który złamał Eraserheada

My Hero Academia a Komiks Amerykański
Eraserhead i Batman pokonani przez superzłoczyńców

Fani superbohaterów prawdopodobnie będą piać z zachwytu nad finałem pierwszego sezonu serialu, gdyż mało kiedy można dostrzec w jednej walce tak wiele nawiązań do klasycznych kadrów. Zmodyfikowany genetycznie Nomu to przecież Doomsday - obcy, który dokonał niemożliwego. Zabił Człowieka ze Stali. Tak samo, jak w pierwowzorze, tak i tu jest to jedyna istota mogąca pokonać All Mighta i prawdopodobnie tak właśnie by się stało, gdyby nie druga inspiracja... Bane. Na wydźwięk samego imienia czytelnik komiksów DC dostaje gęsiej skórki. Bo co jak co, ale złamanie nietoperza (dosłownie i w przenośni) nie jest wydarzeniem, które oglądamy często.

Biorąc pod uwagę, że naszego gacka w My Hero Academia zastępuje Eraserhead, jego konfrontacja z Nomu jest kolosalnie ważna i w przecudowny sposób oddaje hołd właśnie temu wydarzeniu. Podobnie jak w komiksie, jest to również scena bardzo symboliczna, gdyż belfer zostaje złamany nie tylko cieleśnie, ale też emocjonalnie, nie mówiąc już o uszkodzeniu źródła jego mocy. Nie ma tak naprawdę znaczenia fakt, że w szkole jest uzdrowicielka, która całkiem szybko potrafi poskładać go do kupy. Nic już nie będzie takie samo. Przerażone twarze uczniów widzących swojego idola i nauczyciela w kałuży krwi, uzmysławiają widzowi, że zbliża się mrok, na który ani on, ani bohaterowie nie są w żaden sposób przygotowani.

Fani superbohaterów prawdopodobnie będą piać z zachwytu nad finałem pierwszego sezonu serialu.

W pewnym momencie opowieści, a dokładnie w drugim sezonie, pojawia się nowy antagonista - Hero Killer. Pierwsze zderzenie z tym złoczyńcą nie pozostawia najmniejszych wątpliwości: Horikoshi czytał Spawna. A jeśli nawet nie czytał, w co szczerze wątpię, to inspirował się dziełami Todda McFarlane'a. Odniosłem wrażenie, że debiut Hero Killera stanowił również kamień milowy w fabule My Hero Academia, która nie tracąc swojego uroku stała się jakby bardziej mroczna i przerażająca. W zachowaniu zbira wielokrotnie można dostrzec też cechy typowe tak naprawdę dla antybohatera, który z jednej strony nie jest wybredny w środkach i morduje bohaterów, jednak z drugiej nie sposób odmówić mu wiele racji. To kolejna cecha, która łączy go z chyba najpopularniejszym dzieckiem McFarlane'a - Spawnem. Pomijając poszarpaną, czerwoną „opaskę", która z miejsca kojarzy się z nadnaturalną peleryną wybrańcy piekła.

My Hero Academia a Komiks Amerykański
McFarlane jest z Was dumny

Endeavor i syn

Na zakończenie postanowiłem pozostawić sobie warstwę emocjonalną My Hero Academia. Pomimo świetnych walk, dialogów i humoru to właśnie relacje pomiędzy poszczególnymi bohaterami budują całą fabułę. Pomijając Midoriyę, który sam w sobie, pomimo niekoniecznie burzliwej przeszłości, jest wykreowany ciekawie, pozostałe postaci stanowią czystą perfekcję. A przynajmniej ci kluczowi, którzy zostali najlepiej, siłą rzeczy, rozpisani. Jednak odnoszę wrażenie, że twórcy coraz śmielej i częściej przybliżają nam herosów z drugiego planu - bardzo cieszę się z tego faktu, bo niektórzy są rewelacyjni i aż chciałoby się dowiedzieć o nich więcej.

Każdy z uczniów posiada własne, jasno określone cele i pobudki, przez które pragnie zostać bohaterem. Najważniejsze, że są one bardzo wiarygodne i po prostu ludzkie. Bardzo łatwo uwierzyć w pragnienia Iidy i Uraraki, gdyż nie są one krystalicznie czyste. Pójście w ślady uwielbianego brata, chęć pozyskania pieniędzy dla swojej rodziny czy przypodobanie się płci pięknej... Z tym wszystkim borykają się młodzi ludzie na co dzień i wykorzystanie superzdolności w celu osiągnięcia swoich celów nie dziwi. Niech rzuci kamieniem pierwsza osoba, która by tego nie zrobiła.

Podobnie jak na komiksowych stronicach, każdy z bohaterów wiedzie swoje zwyczajne życie. Niepozbawione problemów, dylematów i smutków. A, jak wiemy, te sprzedają się najlepiej. Nie bez kozery na co drugim komiksowym herosie ciąży mroczna lub przygnębiająca przeszłość. Co prawda w My Hero Academia zostało to znacznie bardziej wyważone, co poskutkowało nieco optymistyczniejszym odbiorem całości. Są jednak wyjątki, które sprawiają, że kręci się łza w oku.

Każdy z uczniów posiada własne, jasno określone cele i pobudki, przez które pragnie zostać bohaterem. Najważniejsze, że są one bardzo wiarygodne i po prostu ludzkie.

Należy do nich niewątpliwie Todoroki, który nie tylko wiele w swoim domu jako dziecko przeżył i widział, ale również posiada jedną z najpotężniejszych wśród studentów U.A. mocy. Ta sama w sobie stanowi tragedię chłopca. Quirk najczęściej w jakimś stopniu odziedzicza się po rodzicach, w tym przypadku Todoroki od matki pozyskał kontrolowanie lodu (niczym Iceman), a od ojca - ognia. Jego ojcem natomiast jest nie kto inny, jak drugi najpopularniejszy na świecie bohater - Endeavor, który do najprzyjemniejszych ludzi nie należy, by chociażby wspomnieć o tym, że pobrał się tylko po to, by jego potomek miał jeszcze potężniejszy quirk od niego. Przez traumatyczne doznania z dzieciństwa Todoroki znienawidził swoją ognistą połowę mocy na tyle, że przestał jej kompletnie używać. Myli się jednak osoba, która widzi w nim typowego emo nastolatka. To bardzo logicznie prowadzona postać, która pomimo wydarzeń zachowała zdrowy rozsądek, poczucie obowiązku i dobra.

My Hero Academia a Komiks Amerykański
Jaki Batman, taki syn

Patrząc na jego relację z ojcem, nie tylko mam przed oczami kilku mutantów Marvela, ale przede wszystkim Batmana i poszczególnych Robinów. Nie da się ukryć, że obaj ojcowie na swój specyficzny sposób kochają swoje dzieci, jednak żaden z nich nie potrafi tego w pełni okazać. Wychowując od najmłodszych lat nie człowieka, ale... wojownika. Jest to tym bardziej smutne, gdyż zarówno w oczach Todorokiego, jak i Damiana (prawdziwego syna Wayne'a), nie widać nienawiści, lecz błaganie o akceptację, której przecież szuka każde dziecko. Superdzieciaki w obu przypadkach pod przykrywką złości szukają dojścia do swojego rodziciela. Starają się za wszelką cenę zrozumieć, co tak naprawdę zaszło w ich życiu. Jest to trudne, bo nawet dorośli byliby przytłoczeni takimi problemami, a co dopiero dzieci.

Niestety, supermoce nie pomagają w komunikacji (przynajmniej większość). Todorokiemu w pewnym momencie, tak samo jak Damianowi, udaje się przebić do ojca. Choć może jest to za dużo powiedziane i lepiej brzmi „wykonać pierwszy krok". Jak będzie dalej? Czekam z niecierpliwością, aż trzeci sezon ukaże się w całości i będę mógł zacząć oglądać, bo mam wrażenie, że będzie to jeden z najważniejszych wątków.

Od ZERA do BOHATERA

Jest to w chwili obecnej jedna z najbardziej barwnych i najlepiej prowadzonych superbohaterskich historii na rynku.

Nad kolejnymi przykładami i ogólnie nad złożonością My Hero Academia mógłbym rozwodzić się godzinami, a czuję, że i tak nie poruszyłbym wszystkich kwestii. Nie nawiązałem chociażby do samego originu stroju czy ksywki głównego bohatera, które w fantastyczny sposób odnoszą się do Spider-Mana i Daredevila. Anime puszcza do fanów oczko niemal w każdej minucie i szczerze mówiąc wolę Wam również pozostawić nieco do odkrycia. Warto, zwłaszcza, że już wydawnictwo Waneko wypuszcza na naszym rynku mangę, na kanwie której powstało anime. Zatem będziecie mogli z powodzeniem zapoznać się z oryginałem. Ja na pewno tak uczynię, bo jest to w chwili obecnej jedna z najbardziej barwnych i najlepiej prowadzonych superbohaterskich historii na rynku. Japończycy kolejny raz udowadniają, że potrafią znany motyw przenieść na znacznie wyższy poziom. My Hero Academia bawi, uczy, wyzwala emocje i angażuje. Nie tylko fanów komiksów, nie da się jednak ukryć, że ci będą cieszyć się podwójnie.



Wczytywanie następnej zawartości