Polski
Gamereactor
recenzje
Bury me, my Love

Bury me, my Love

Historia małżeństwa opowiedziana za pomocą WhatsAppa.

HQ
Bury me, my Love

Seria Reigns pokazała, że prostą mechanikę rodem z Tindera da się ładnie opakować w formę gry, która zarówno na urządzeniach mobilnych, konsolach przenośnych (nieśmiertelny Switch) czy nawet komputerach sprawia masę frajdy. Bury me, my Love idzie o krok, a w zasadzie o dwa kroki dalej, bo nie dość, że opiera się na czymś, czego używają wszyscy, czyli Messengerze, to historia w tej grze jest prawdziwa - w dosłownym rozumieniu tego słowa.

Majd i Nour mają już dość życia w Homs (miasto położone w zachodniej Syrii) - ciągłe walki powodują, że proste czynności, jak zakupy albo wyjście do pracy stanowią nie lada wyzwanie. Obydwoje postanawiają spróbować osiedlić się gdzieś indziej, a jedyną racjonalną opcją wydaje się podróż za granicę Syrii. Majd decyduje się jednak zostać w domu (i to właśnie w niego wciela się gracz), a Nour rusza, by znaleźć pracę w azylu, jakim wydaje się Europa (czy na pewno chodzi tu tylko o względy finansowe?) Coś Wam to przypomina? Mimo że o kryzysie migracyjnym nie mówi się już w wieczornych wiadomościach tak często jak kiedyś, to temat ciągle jest jak najbardziej aktualny. W październiku 2017 roku Bury me, my Love ukazało się na urządzeniach mobilnych, zaś teraz wylądowało również na komputerach osobistych i Switchu. I bardzo się cieszę, że deweloperzy z francuskiego studia The Pixel Hunt postanowili wydać grę na "większych" platformach, bo ta zwyczajnie na to zasługuje. Pod prostą mechaniką kryją się całe pokłady świetnej historii opowiadanej w dość niecodzienny sposób.

Bury me, my Love to nie tylko fabuła; wiele gier (choćby My Memory of Us czy Forgotton Anne) zapomina o tym, że radość płynąca z rozgrywki jest równie istotna, co opowiadanie historii czy kreowanie ciekawych postaci. Produkcja The Pixel Hunt stawia na minimalizm w prawie każdym względzie (ciągle mówimy o grze stworzonej na urządzenia mobilne), ale wcale nie przeszkadza jej to w byciu naprawdę przyjemną grą, w którą zwyczajnie chce się grać. Sam gameplay jest dość prosty (ale nie prostacki!) i opiera się na wysyłaniu odpowiedzi do Nour poprzez komunikator - wiadomości w postaci tekstu, emotikonek lub selfie. Niestety, nie da się wysłać wpisu zawierającego pozdrowienie z uśmiechniętą buźką, co w kulturze emotek, naklejek i gifów uważam za dość dziwne rozwiązanie. Mały detal, ale dla mnie, jako człowieka, który codziennie korzysta z Messengera, wydało się to nienaturalne.

To jest reklama:
Bury me, my Love

Rozgrywka w stylu "klikacza" idealnie pasuje do gier mobilnych, ale ta i w wersji na PC daje radę, choć oczywiście nie jest idealna. Dodanie limitu czasu na wysyłanie wiadomości znacznie by urozmaiciło rozgrywkę i zmusiło do szybszych decyzji od czasu do czasu. Albo po prostu zbyt długie nieodpowiadanie dałoby do zrozumienia Nour, że Majd ją ignoruje, co wpłynęłoby na ich relację. O ile brak takiego rozwiązania rozumiem na smartfonach i tabletach, gdzie zazwyczaj gramy w drodze (a umówmy się, rozgrywka w autobusie lub pociągu nie jest zbyt wygodna), o tyle na komputerach świetnie podkręciłoby to rozgrywkę.

Bury me, my Love

Podobnie jak Reigns, Bury me, my Love jest bardzo re-grywalne, a wszystko za sprawą wielu zakończeń, bo tak naprawdę nie ma tego jednego właściwego. Raz uda się dotrzeć do Grecji albo Szwajcarii i tam znaleźć azyl, a raz utknie się w obozie dla uchodźców, gdzie kończy się podróż. Co mnie zaskoczyło, to rola tych, wydawać by się mogło, mało znaczących decyzji. Przy kolejnych próbach polecam zapisywać sobie reakcje Nour na wiadomości Majda i jak wpłynęło to na całą podróż. Bardzo prawdopodobne, że powstanie drzewo decyzji nie mniejsze niż to w Detroit: Become Human.

To jest reklama:

Każde podejście kończy się wiadomością głosową od Nour, w której kobieta opisuje aktualną sytuację i podaje powody zaprzestania dalszej wędrówki. Jest to również jedyny moment, w którym usłyszymy jakikolwiek głos, co stanowi pewną nagrodę - po tych wszystkich tekstach i emotkach głos żony Majda jest czymś uspokajającym. Pewnie macie takich znajomych (nawet bardzo dobrych), których znacie tylko z Facebooka i jedyny kanał komunikacji stanowi Messenger. Każdemu życzę, by z tymi najlepszymi udało się kiedyś spotkać i zamienić kilka słów twarzą w twarz.

Bury me, my Love
Bury me, my Love

Skoro jesteśmy już przy dźwiękach, to warto wspomnieć o braku ścieżki dźwiękowej. Tylko od czasu do czasu pojawiają się pojedyncze brzdęknięcia gitary, ale występują one na tyle rzadko, że szybko włączyłem sobie coś w tle. Szkoda, bo muzyka mogłaby podkreślić jakąś trudniejszą sytuację czy wybór, a Life is Strange idealnie pokazało, że ścieżka dźwiękowa ma znaczenie. Innym ciekawym rozwiązaniem mogłyby być odgłosy otoczenia; jeśli Majd pisze do Nour będąc na zakupach, to w tle dałoby się słyszeć tłum albo dźwięk kas fiskalnych.

Inspiracją do powstania gry był artykuł autorstwa Lucie Soullier, redaktorki francuskiej gazety Le Monde, w którym opisała historię Dany, młodej syryjki, która opuściła swoją ojczyznę w poszukiwaniu lepszego życia. Jeśli klikniecie w link (wiecie, że my je tam po coś umieszczamy, prawda?), to od razu przekonacie się o jak silnej inspiracji mówimy. Florent Maurin, założyciel The Pixel Hunt, w jednym ze swoich wpisów w serwisie Gamasutra, w którym porusza temat inspiracji i tego, co wpływa na taki, a nie inny kształt gier, wspomina, że forma i treść tego artykułu były dla niego czymś w rodzaju przełącznika - nagle zrozumiał, jaką dokładnie grę chce stworzyć.

Bury me, my Love

Sama historia jest zdominowana przez podróż, co po trzecim czy czwartym podejściu zaczęło mnie trochę irytować. Wszystkie konwersacje dotyczą Nour i jej przeżyć, a ani razu nie poruszano tematu Majda i reszty rodziny, która została w Syrii. Strasznie jednostronna relacja i o ile rozumiem, że wynika to z samego założenia gry, o tyle przy kolejnych podejściach czułem niedosyt. Ale ma to też swoje plusy, bo dzięki temu możemy wychwycić dodatkowe smaczki w trakcie rozmów; niedopowiedzenia wynikające z takiego, a nie innego prowadzenia rozgrywki sprawiają, że lepiej poznajemy naszych bohaterów i każda nowo odkryta ciekawostka na ich temat cieszy po stokroć. To nie jest typowa erpegowa proza, w której podchodzimy do przypadkowego NPC-a, by opowiedział nam historię świata. To tak, jak w rozmowach z ludźmi - nie zaczyna się dialogu od "opowiedz mi wszystko o sobie". W miarę kolejnych konwersacji jedna osoba poznaje drugą, by odkryć wspólne zainteresowania i konsekwentnie rozwijać relację pomiędzy sobą. I za to po prostu pokochałem Bury me, my Love - każdy następny dzień przynosił nowe informacje, które sprawiały, że jeszcze bardziej zżywałem się z Nour i Majdem. Naprawdę chciałem, by w końcu ta podróż zakończyła się sukcesem, co tylko potwierdza re-grywalność produkcji studia The Pixel Hunt - prosta i wciągająca mechanika w połączeniu z dwójką dobrze napisanych bohaterów to przepis na świetną grę. A może Bury me, my Love tak mnie pochłonęło, bo jest zainspirowane prawdziwymi wydarzeniami, a małżeństwo chcące zaznać lepszego życia nie jest wcale tak odległym obrazkiem?

I właśnie w tym upatrywałbym się głównej siły tej gry - obyczajowość sprawia, że wcale nie trzeba być imigrantem, by zrozumieć przedstawioną opowieść. Oczywiście, tytuł odwołuje się do kryzysu imigracyjnego, ale nie wpycha go na siłę i nie czyni z niego sztandaru, z którym dumnie paraduje wśród tłumu "głupich giereczek, co tylko przemoc sprzedają". Z czystym sumieniem możecie zaproponować Bury me, my Love osobom, które na co dzień nie mają do czynienia z grami. Jedno podejście trwa na ogół dwie godziny, więc wystarczająco długo, by zadziałać na odbiorcę i na tyle krótko, że nie poczuje się on znudzony.

"Bury me, my Love" to syryjskie pożegnanie oznaczające: "Uważaj na siebie i nawet nie waż się umrzeć przede mną". Jeśli reszta roku będzie obfitować w tak dobre produkcje, to już nie mogę się doczekać, by je wszystkie sprawdzić. W tę grę trzeba zagrać!

08 Gamereactor Polska
8 / 10
+
Każde podejście jest inne, dzięki czemu tytuł zyskuje przy kolejnych próbach przejścia; duży wpływ małych decyzji; porusza temat omijany przez popkulturę, ale nie afiszuje się z nim; oryginalny pomysł na rozgrywkę.
-
Brak ścieżki dźwiękowej; zbyt dużo czasu poświęcono Nour, a stanowczo za mało Majdowi; nie można wysyłać tekstu razem z emotkami (mały minus, ale mi wydało się to nienaturalne).
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości