Polski
Gamereactor
recenzje
Phantom Doctrine

Phantom Doctrine

Zimna Wojna zamiast kosmitów.

HQ

Jeszcze przed premierą Phantom Doctrine zostało okrzyknięte szpiegowską wersją XCOM-a. Samo porównanie sprawiło, że oczekiwania graczy były bardzo wysokie. Nadal zastanawiam się, czy traktowanie w ten sposób gry nie jest dla niej zbyt krzywdzące. Co prawda CreativeForge Games w dużej mierze wzorowało się na taktycznej walce z obcymi, jednak sam setting sprawia, że Phantom Doctrine jest tworem niezwykłym. Setting, który niestety w wielu miejscach stał się największym wrogiem twórców.

Kryptonim Zero Tolerancji

Phantom Doctrine
Na początku mamy możliwość stworzenia swojego bohatera, który stanie się głównym agentem naszej organizacji.

Za samouczek ktoś ze studia powinien dostać ostro po głowie. I wcale w tym miejscu nie żartuję. Misja wprowadzająca wykonana jest ze smakiem, ale w żaden sposób nie przygotowuje gracza do tego, z czym za kilka minut będzie się borykał. Ba, powiedziałbym wręcz, że sugeruje zupełnie inny model rozgrywki, w którym walka jest tak samo istotna, jak elementy szpiegowskie.

Niestety, nie jest to prawdą. Gdy dochodzi do otwartej konfrontacji, cały czar gry momentalnie pęka niczym bańka mydlana. Nie sądziłem, że zatęsknię za - czasem paradoksalnie głupią - losowością trafień z XCOM-a. Tak jednak było już przy pierwszej wymianie ognia. Samo założenie jest jak najbardziej w porządku. Gdyby gra na każdym kroku nie oszukiwała (!). System osłon, który powinien być naszym największym sojusznikiem, nie ma najmniejszego znaczenia w momencie, gdy wrogi strzelec przy każdym strzale trafia naszych szpiegów przez ścianę. Takich kuriozalnych sytuacji jest tu zatrzęsienie i mam nadzieję, że gra już niebawem doczeka się porządnej łatki.

To jest reklama:
Phantom Doctrine
Otwarty konflikt nie popłaca... zwłaszcza, że przeciwnicy często oszukują.

Przez całą rozgrywkę miałem wrażenie, że twórcy z góry założyli, że będziemy się tylko skradać, i jeśli już dojdzie do konfrontacji, to jakimś cudem gracz na problemy nie trafi. Rozgrywka Phantom Doctrine nie jest kompletnie przygotowana pod otwarte starcia. Zapomniano nawet o takich drobiazgach, jak niszczące się obiekty po rzuceniu granatu - bo przecież po co go rzucać, skoro misje przewidziano w taki sposób, by ukończyć je po cichu? Przewidziano, ale tylko w teorii. W praktyce nasza organizacja nie dysponuje nawet tłumikami do broni, które szybko stają się niezbędne, jeśli chcemy poprawnie ukończyć misję. Niestety, coby bardziej popsuć nam krew, przez pierwsze godziny pozbawieni jesteśmy tego oczywistego, zdawać by się mogło, sprzętu. No, chyba że będziecie mieli duże szczęście i pojedyncze sztuki odnajdziecie w rozsianych po misjach szafkach i kontenerach. W moim przypadku trwało to bite sześć godzin...

Toniemy, a brzytwy brak

Uczymy się więc na błędach, wpuszczeni od razu na głęboką wodę. Phantom Doctrine ma bardzo wysoki próg wejścia i jeśli nie macie wyrobionej w sobie dużej dozy cierpliwości, najpewniej odłożycie tytuł już po kilku pierwszych misjach. Nie ukrywam, że sam czułem się na początku przytłoczony i zwyczajnie zniechęcony.

To jest reklama:
Phantom Doctrine
Możliwości jest zatrzęsienie. Fani gier taktycznych pokochają Phantom Doctrine.

Na szczęście, gra rodzimego studia była dla mnie jedną z najważniejszych premier roku, tak więc z uporem maniaka brnąłem przez kolejne zadania, tracąc niezliczone legiony agentów, przenosząc się z bazy do bazy, oraz wydając jak szalony zasoby organizacji. I właśnie w tym krytycznym momencie, gdy rozpoczynałem grę po raz trzeci, nauczony wcześniejszymi potknięciami dostrzegłem prawdziwy jej potencjał.

Cierpliwość popłaca. Phantom Doctrine uczy nie tylko cierpliwości, ale również pokory. Z czasem okazuje się, że odpowiednie zarządzanie zasobami i agentami przynosi pożądane rezultaty. Robiąc przed każdą misją stosowny rekonesans, jesteśmy w stanie ukończyć niezauważenie każde zadanie, i powiem Wam bez ogródek: poczujecie cholernie wielką satysfakcję za każdym razem, gdy Wam się to uda.

Phantom Doctrine
Satysfakcja płynąca z wykonania misji bez wywołania alarmu jest przeogromna.

Nasi agenci - w przeciwieństwie do żołnierzy z XCOM-a - nie mają klas, ale definiuje ich dobór sprzętu, organizacja, z której się wywodzą, i zdobywane perki. Nawet ich znajomość odpowiedniego języka ma tu znaczenie. Biorąc wszystkie czynniki pod uwagę, otrzymujemy grę bardzo złożoną, w której liczy się przede wszystkim taktyka i odpowiednie przygotowanie. Ale nawet wówczas nie możemy po prostu szarżować na pierwszego napotkanego nieprzyjaciela. Znacznie lepszym rozwiązaniem są agenci działający w danej placówce pod przykrywką, lub uśpieni szpiedzy, których aktywujemy za pomocą specjalnej frazy. Nic jednak nie przychodzi łatwo i aby móc przebierać w możliwościach działania, musimy rozbudowywać odpowiednio bazę, tworzyć nowy osprzęt i rozszyfrowywać tajne dokumenty - jest to jedna z najciekawszych rzeczy, jakie robi się w grze.

Misja całkiem możliwa

Phantom Doctrine
Zarządzanie tajną bazą - czyli to, co tygryski lubią najbardziej.

Niezależnie, czy wybierzecie kampanię CIA czy KGB (po przejściu gry odblokowuje się jeszcze jeden scenariusz), będziecie przeżywać całkiem zgrabnie napisaną historię, która świetnie wkomponowuje się w kino szpiegowskie. Jeśli kochacie takie klimaty, będziecie czuć się jak ryba w wodzie. Misje są z definicji krótkie, więc większość czasu spędzicie na zarządzaniu swoją tajną placówką, oraz przypisując agentów do zadań na mapie taktycznej. Warto pamiętać o tym, że z czasem przykrywka naszych ludzi może zostać ujawniona. Jak jednak przystało na grę szpiegowską, takiej osobie możemy przypisać całkowicie nową tożsamość.

Możliwości modyfikacji agentów jest całkiem dużo. Nie mam tu na myśli jedynie ich wyglądu. Zmieniać możemy dosłownie wszystko (poza płcią, rzecz jasna): dane osobowe, pseudonim, a nawet kraj, z którego agent pochodzi. Bardzo podobał mi się fakt, że kreator został logicznie wpleciony w mechanikę gry, zatem nie odczuwamy dyskomfortu modyfikując naszych ulubionych szpiegów. Bądźcie jednak czujni, nie wszyscy z czasem okazują się lojalni. W takich sytuacjach z pomocą przychodzi pokój przesłuchań, w którym możemy chociażby niesfornemu agentowi sprezentować... pranie mózgu. Niektórych z nich będziecie musieli też poświęcić. Wszystko dla dobra naszej organizacji. Możliwości jest zatrzęsienie, a z czasem pojawia się ich jeszcze więcej. W tym temacie twórcy pokazali, na co ich naprawdę stać.

Odwieczny dylemat...

Phantom Doctrine
Twórcy nie zapomnieli o rodzimych akcentach. Baza w Gdańsku? Czemu nie!

...przy ocenianiu gry. A w tym przypadku nie jest to tak prosta sprawa. Phantom Doctrine na początku potrafi całkowicie odrzucić swoją złożonością i brakiem sensownego wprowadzenia w kulisy szpiegowskiej rozgrywki. Od gry odbiją się również osoby, które oczekują akcji rodem z Mission Impossible. Tu trup nie ścieli się gęsto, a większość czasu spędzicie na przekopywaniu się przez utajnione dokumenty (czeka Was mnóstwo papierkowej roboty niczym w korporacji) czy porywaniu wrogich szpiegów, próbując nie wywołać przy tym alarmu. Tylko wytrwałe osoby będą w stanie naprawdę docenić prawdziwe talenty najmłodszego dziecka CreativeForge Games. Spędziłem wiele godzin, nim w końcu je dostrzegłem, i w chwili obecnej od gry nie potrafię się wręcz oderwać. Zimna Wojna trwa w najlepsze, choć nie każdy będzie chciał wziąć w niej udział. Zmrozi jedynie najbardziej wytrwałych i cierpliwych fanów gatunku.

07 Gamereactor Polska
7 / 10
+
Klimat Zimnej Wojny, trzy odrębne scenariusze, duża satysfakcja z misji szpiegowskich, zarządzanie placówką i agentami, nastrojowa muzyka i dobre udźwiękowienie, papierkowa robota wciąga...
-
...pomimo że jest często pozbawiona sensu. Niedopracowana mechanika walki, brak większej interakcji w czasie misji, przeciwnicy notorycznie oszukują, graficznie nie powala.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości