Brzmiało to jak świetna zabawa, gdy początkowo zapowiedziano grę science-fiction z pierwszoosobową akcją zaprojektowaną przez Justina Roilanda, jednego z twórców kultowego już Ricka i Morty'ego. To, co widzieliśmy wcześniej, wskazywało na kolorową i dość wyjątkową grę z gadającą bronią, a ja naprawdę chciałem zatopić zęby w tej przygodzie. Coś, co w końcu miałem okazję zrobić kilka dni temu.
Podsumowując recenzję, mam dobre i złe wieści, a zacznę od pierwszej. Faktem jest, że Roilandowi udało się zrobić coś, co robi niewielu innym, a mianowicie stworzyć naprawdę zabawną grę. Z jakiegoś powodu połączenie gier i humoru rzadko działa dobrze, ale każdy, kto lubi inne prace Roilanda, bez wątpienia doceni również tę. W praktyce oznacza to całkiem sprytny i bystry humor połączony z wieloma mniej poprawnymi politycznie elementami i trochę narkotykowego romansu (sugeruje to również tytuł). Zdecydowanie nie dla wszystkich, ale jak powiedziałem, jeśli lubisz Ricka i Morty'ego, to też będzie przyjemne. Jeśli tego nie zrobisz, to też ci się nie spodoba. Łatwo robi się trochę dudebro, ale dobrze napisane niezaprzeczalnie jest, a nie ma nic podobnego w świecie gier.
Na początku gry kosmici atakują naszą ukochaną planetę, po czym nasz protagonista i jego siostra zostają przeniesieni w kosmos przez mały cud do miasta położonego gdzieś w odległym zakątku wszechświata. Gadające pistolety odgrywają kluczową rolę i działają głównie jako puszysty narrator podczas całej przygody, w której przyjmujemy rolę łowców nagród i wyruszamy w podróż, aby spróbować wrócić na Ziemię, stając się tak potężnym, jak to tylko możliwe, z wieloma nowymi umiejętnościami po drodze. A wszystko to dzieje się wokół nas.
Czynnikiem przyczyniającym się do humoru jest to, że projekt jest absolutnie pierwszej klasy. Światy są przyjemne do odkrywania, zróżnicowane i sprawiają wrażenie naprawdę dobrze przemyślanych. Animacje są również świetne, a kilka razy po drodze po prostu stałem i rozglądałem się. To sprawia, że postęp jest radością i zawsze pojawiają się nowe gorzkie komentarze z naszych zgryźliwych pistoletów na temat tego, co dzieje się na ekranie, często rzeczy, które łamią tak zwaną czwartą ścianę.
Ale są też złe wieści. A dotyczy to samej rozgrywki. Bo High on Life nie jest dobrą grą. Prawdę mówiąc, gdyby nie była tak kolorowa i dobrze zaprojektowana, nazwałbym ją nawet złą grą. Problemów jest wiele, ale najgorsze jest to, że sterowanie grą jest naprawdę przeciętne. To tak, jakbym miał syrop w zasięgu wzroku i nigdy nie czuł, że mam pełną kontrolę nad tym, co się dzieje. Nie wymagam, aby wszystko przypominało Halo Infinite z milimetrową precyzją, ale w High on Life często jest tak źle, że chcę przestać grać. Irytujące jest również to, że projekt poziomów nie jest zbyt dobry i trudno jest wiedzieć, gdzie iść dalej, a nie pomaga mu fakt, że dostępna funkcja pomocy zwykle po prostu cię zaskakuje.
Najgorzej jest w bitwach w ograniczonych przestrzeniach, takich jak walki z bossami. Już przy pierwszej bitwie rzucam kontrolerem o ścianę w gniewie, nie dlatego, że jest to szczególnie trudne, ale dlatego, że oczekuje się ode mnie, że będę się huśtał z funkcją podobną do kaczego haka, a kontroler gier naprawdę na to nie pozwala. Oznacza to, że nigdy tak naprawdę nie mam kontroli nad tym, co robię, a kiedy uda mi się coś zrobić, jest to tyle szczęścia, co umiejętności.
Niestety, różne dostępne bronie również nie są zbyt zabawne, a wrogowie, z którymi mam walczyć, to głupia odmiana gąbki na pociski. Jasne, są dobrze zaprojektowane i fajnie się na nie patrzy, ale nie ma wyzwania, żadnego charakterystycznego zachowania, które odróżniałoby je od siebie, a przeważnie po prostu strzelają do mnie dziko, podczas gdy oczekuje się ode mnie, że zrobię to samo w zamian. Twórcy próbowali urozmaicić danie systemami combo i tym podobnymi, ale niestety wszystko wypada raczej płasko, ponieważ sterowanie grą jest tak słabe, że nie jest zabawnie próbować zanurzyć się w systemie gry.
Co więcej, pierwszorzędnej prezentacji z pewnością nie towarzyszy pierwszorzędna ścieżka dźwiękowa. Wręcz przeciwnie. Kilka razy podczas gry w High on Life sięgałem po pilota, aby zmniejszyć głośność. Muzyka jest po prostu w większości irytująca i monotonna, przyczyniając się do tej potrzeby wyłączenia tego wszystkiego, którą tak często odczuwam podczas tej przygody.
Podczas gdy prezentacja i humor są niezmiennie dobre (ponownie, o ile lubisz humor Roilanda, w przeciwnym razie naprawdę to znienawidzisz), grywalność jest tak słaba, że nie pomaga całkiem przyzwoity system aktualizacji, przyjemny świat centralny i mnóstwo tajemnic do obejścia. Zabawianie każdego, kto trzyma kontroler, jest zawsze najważniejszą cechą gry, niezależnie od gatunku, i chociaż High on Life sprawia, że od czasu do czasu trochę się śmieję, w większości czułem tylko frustrację i nudę, niestety.