Polski
Gamereactor
recenzje
Anthem

Anthem

W tym pancerzu nie ma ducha.

HQ
Anthem

W roku 2002 Edyta Górniak zaśpiewała pamiętny Hymn Polski na mundialu w Korei, a o siostrach Godlewskich nikt jeszcze wówczas nie słyszał. Siedemnaście lat później BioWare śpiewa swój własny „Hymn", który potrafi co prawda w pierwszej chwili zauroczyć, szybko jednak od jego słuchania zaczynają puchnąć uszy.

Anthem to piękna gra - bez dwóch zdań. Nawet biorąc pod uwagę olbrzymi spadek jakości względem pierwszych prezentacji, produkcja olśniewa na każdym niemal kroku. Każda, nawet najkrótsza podróż w javelinie niemiłosiernie się wydłuża, bo z każdej strony jesteśmy bombardowani widokami, o których nie sposób zapomnieć i przy których nie można oprzeć się pokusie robienia kolejnych zrzutów ekranu. Same javeliny, sposób ich poruszania się oraz wszelkie animacje sprawiają, że przez pierwsze godziny rozgrywki na tor dalszy odsuwamy wiele problemów doskwierających grze. Po prostu cieszymy się niczym dzieci z mechaniki latania i strzelania, które, bądź co bądź, stanowią główny rdzeń całej rozgrywki. Twórcy z dużą skutecznością przemodelowali walkę znaną z Andromedy i dostosowali ją do potrzeb loot-shootera. Jest ona miodna, widowiskowa i satysfakcjonująca zarazem.

Anthem
Wybieramy twarz protagonisty... choć nie wiemy po co.
To jest reklama:
Anthem
Anthem wygląda pięknie.

Na tyle, że grając z dobrze dobraną ekipą bawimy się naprawdę świetnie, orientując się dopiero rano, że chyba z lekka przesadziliśmy i wypada w końcu wskoczyć do łóżka. Anthem został wręcz stworzony do wspólnego grania i dopiero w tej formie nabiera rumieńców. Jeśli już przy pokazach nie wierzyliście w zapewnienia o połączeniu singlowej, pełnoprawnej rozgrywki z loot-shooterem, to Wasze wątpliwości były jak najbardziej uzasadnione i słuszne. Z obietnic wiele nie zostało i tak naprawdę głównym problemem gry stała się jej tożsamość, a dokładnie jej całkowity brak.

Fabuła jest tu zbyt płytka i często nafaszerowana głupotami, by traktować ją poważnie. Już pierwsza scena sprawia, że łapiemy się za głowę, bo nie da się brać na serio historii, w której istnieje technologia tak zaawansowana jak javeliny, ale obrońcy miasta nie zauważają wielkich kroczących maszyn pukających - dosłownie i w przenośni - do bram. A jest to jedynie pierwszy z wielu czekających Was „kwiatków". Co prawda do niektórych postaci w Forcie można się nawet przyzwyczaić, ale są to skrajne przypadki. Większość rozmów, jak i bohaterów, przez kilkanaście godzin rozgrywki jest nam zupełnie obojętna na tyle, że często nie przewijamy dialogów jedynie z poczucia obowiązku. Opowiadane historie są banalne i można odnieść wrażenie, że zostały napisane na kolanie. Na uwagę zasługuje jednak po raz kolejny oprawa graficzna - wszystkie postacie są niesamowicie plastyczne, a ich mimika sprawia wrażenie tak realistycznej, że nie zdarzają się momenty, byśmy nie wiedzieli, co bohater czuje w danym momencie. Główne postacie, takie jak Faye i Haluk, niejednokrotnie zaskakują grymasami, które, wydawać by się mogło, dla twórców z BioWare jeszcze jakiś czas temu były nieosiągalne.

Anthem
Mechanika lotu daje sporo frajdy.
To jest reklama:
Anthem
Czego nie można powiedzieć o jedynym mieście w grze.

Niestety, nie można tego samego powiedzieć o Forcie Tarsis, w którym poza misjami spędzamy najwięcej czasu. Nie tyle ma on dużo do zaoferowania - bo tak naprawdę poza kilkoma sklepami i postaciami jest bardzo sterylny i pozbawiony jakichkolwiek aktywności czy interakcji. Teren lokacji nie należy do największych i aż dziwi, że w wielu miejscach jest ona tak niedopracowana. Zasłony, które nie były najwyraźniej prane od kilkuset lat, są tak sztywne, że w żaden sposób nie da się przez nie przejść, a wielkie miedziane bramy, nie wiedzieć czemu, otwierają się przed nami same niczym drzwi w supermarkecie. Jest dziwnie i na pewne decyzje twórców trudno znaleźć tu logiczne wyjaśnienie. Na domiar złego, nasz protagonista porusza się nawet podczas „biegu" tak wolno, że dotarcie od jednego punktu do drugiego trwa dość długo i irytuje. Zwłaszcza że nie możemy w żaden sposób sami wyznaczyć sobie drogi do celu na mapie. Tarsis jest pod tym względem mało intuicyjny i co rusz wciskamy właściwy przycisk, by zobaczyć, czy udajemy się w dobrą stronę. Subtelnie umieszczony znacznik informuje nas jedynie o głównych, fabularnych misjach - to stanowczo za mało.

Za mało jest również zróżnicowania podczas samej eksploracji pięknego świata Anthema i w czasie misji, w kwestii aktywności, rzecz jasna. Przez pierwszą połowę gry wiele misji opiera się jedynie na bezmyślnym wciskaniu jednego przycisku. To w celu uruchomienia artefaktu, to by otworzyć klatkę lub podnieść i dostarczyć w dane miejsce jakiś przedmiot. Kombinacji jest kilka, ale w praktyce robimy to samo. Strzelamy, wciskamy przycisk - wciskamy przycisk i strzelamy. Od czasu do czasu pomiędzy tymi czynnościami musimy gdzieś polecieć. W rozgrywkę szybko więc wkrada się monotonia i nuda. Nie byłoby jeszcze tak źle, gdyby rozpieszczono nas dobrą fabułą. Filmowe przerywniki, choć prezentują się epicko, nie pozostawiają złudzeń - fabuła w Anthemie ma budowę cepa i trudno doszukiwać się w niej większego przełomu. Nie pozostawię Was też w niepewności: finał koszmarnie rozczarowuje, podobnie jak endgame.

Anthem
Haluk i Faye. Najlepszy duet w grze.
Anthem
W Forcie znajdziecie kilka interesujących postaci.

Którego na chwilę obecną praktycznie nie ma. Kilka dodatkowych misji i fortyfikacji, które wycięte zostały niemal z fabuły, wiosny nie czyni. Nie da się ukryć, że pod tym względem twórcy dali plamę, a zaprezentowany plan na przyszłość sugeruje, że w niedalekiej przyszłości wcale nie będzie dużo lepiej. Niestety, jeśli przy Anthemie coś miałoby zatrzymać na dłużej, to powinien być to właśnie endgame. Nie znajdziecie tu jednak wielu atrakcji. Koszmarny balans poziomu trudności, dziwaczne przyznawanie nagród po misjach i... mnóstwo pomniejszych błędów technicznych - tego możecie się obecnie spodziewać.

Oraz oczywiście wymuszonego grindu, który nie jest w loot-shooterach niczym nowym i dziwnym, o ile pozostawia się go właśnie na endgame, jednak jako wydłużenie czasu fabuły nie powinno mieć to miejsca. W pewnym momencie przygody staniecie bowiem przed zadaniem odwiedzenia czterech świątyń, które, jak się okazuje, by w ogóle się otworzyły, wymuszają na graczu „wyzwanie" czy też „próbę". Zabicie trzydziestu wrogów w walce wręcz jest tu jedynie czubkiem góry lodowej. Jeśli nie pokusiliście się wcześniej, by samemu pozwiedzać świat gry, czeka na Was wymuszone zbieranie znajdek, otwieranie kilkunastu skrzynek czy też farmienie surowców. Całość przy dobrych wiatrach przedłuża rozgrywkę o jakieś 2-3 godziny, a sztuczne zatrzymanie fabuły w miejscu jedynie irytuje i dolewa zażaleń do i tak już przepełnionego nimi kielicha. Tak się po prostu nie robi i nie zdziwię się, jeśli pod natłokiem krytyki fanów twórcy przebudują ten etap gry.

Anthem
Kuźnia, czyli to, co tygryski lubią najbardziej.
Anthem
Każdego spośród czterech javelinów można modyfikować.

Anthem nie sprawdza się zatem ani jako gra singlowa, ani loot-shooter i doskwiera mu niemal wszystko, czego mogliśmy się obawiać. Javeliny i ich customizowanie dają radość i choćby dla samych pancerzy warto w nie na moment wskoczyć. Spędzanie czasu w kuźni to nieliczne momenty, gdy naprawdę możemy cieszyć się grą. Zwłaszcza że wszystkie z czterech modeli javelinów diametralnie się od siebie różnią i poznawanie tych różnic samo w sobie stanowi interesujący aspekt tytułu. Odkrywanie świata gry cieszy, ale jedynie oczy, bo w gruncie rzeczy okazuje się, że jest to bardzo puste uniwersum, w którym kompletnie nie ma co robić. Przedstawione zagrożenie jest śmiechem na sali, do tego bardzo głośnym i za nic nie jestem w stanie traktować go poważnie, bo i narrację poprowadzono w sposób, przy którym znienawidzone przez wielu graczy zakończenie trzeciego Mass Effecta stanowi prawdziwe złoto.

Pomimo wspaniałego systemu walki i mechaniki lotu przygotujcie się jednak, że rozgrywka szybką nie będzie i co rusz zmuszeni zostaniecie do podziwiania ekranów wczytywania, a te do najkrótszych nie należą. Wyobraźcie sobie następującą sytuację: jesteście w Forcie i wchodzicie do kuźni - ekran ładowania - po około minucie przygotowań wychodzicie z kuźni - ekran ładowania - odpalacie misję i... wita Was kolejny ekran ładowania. Na domiar złego w czasie zadania musicie odwiedzić kopalnię i gdy już do niej wlatujecie... tak, zgadliście, pojawia się ekran ładowania. Jeśli myślicie, że to koniec, to niestety muszę Was rozczarować. Po sprawdzeniu jednej poszlaki zostaniecie poinformowani, że musicie... wyjść z kopalni. Już rozumiecie? Niektóre loadingi potrafią trwać około dwóch minut, przy czym opis misji jest autentyczny, a muszę tu i tak pochwalić twórców, bo premierowa łatka w jakiś sposób skróciła czas doczytywania. Tak, pozwoliłem sobie na sarkazm. Tak czy inaczej, doczytywanie to jeden z największych antagonistów, z którymi przyjdzie Wam się zmierzyć w grze.

Anthem
Fabuła nie wkręca... niestety.
Anthem
Pisałem już, że Anthem to naprawdę piękna gra?

Jeśli nie przeszkadza Wam brak ducha w pancerzu i macie przy sobie zdesperowaną grupkę zaufanych wojowników, którzy są głodni wspólnego grania, jak najbardziej macie prawo dobrze się bawić i zapewne tak właśnie będzie. Uzbrójcie się przy tym jednak nie tylko w amunicję, ale przede wszystkim - w cierpliwość. Anthem miał szansę stać się kolejnym silnym uniwersum. Mam szczerą nadzieję, że twórcy wezmą sobie do serca wszystkie uwagi i za rok lub dwa będziemy mogli o grze tak właśnie powiedzieć. Na dziś jednak liczne błędy, prostacka i przewidywalna fabuła oraz monotonia w misjach nie pozwalają w pełni wsłuchać się w „Hymn" śpiewany przez BioWare. Przykro mi to pisać, bo bardzo sobie cenię dokonania studia, jednak w Anthemie zabrakło czynnika, który wyróżniał ich wcześniejsze tytuły. Włożonej pracy w grę nie da się odmówić, próżno jednak szukać w niej serca.

06 Gamereactor Polska
6 / 10
+
Mechanika lotu i walki, zróżnicowane javeliny i ich customizacja, niektóre postacie i opowiadane przez nie historie, przepiękna oprawa audiowizualna.
-
Wszechobecne ekrany wczytywania, wymuszony grind w fabule, monotematyczne misje, banalna historia, która aż nie przystoi, rozczarowujące zakończenie i endgame, masa pomniejszych problemów natury technicznej.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty

0
Anthem Next oficjalnie anulowany

Anthem Next oficjalnie anulowany

WIADOMOŚĆ. Przez Aleksandra Olszar

Kilka tygodni temu informowaliśmy, że cały los Anthema wisi na włosku. Wydawca gry, EA, planował wtedy zebranie, podczas którego miał zdecydować, czy poświęci więcej...



Wczytywanie następnej zawartości