Polski
Gamereactor
recenzje
Ace Combat 7: Skies Unknown

Ace Combat 7: Skies Unknown

Niebo, które warto poznać.

HQ
Ace Combat 7: Skies Unknown

Nie należę do wielbicieli symulatorów i ogólnie militariów, o ile nie są połączone one z domieszką fantastyki. Same realia jednak często nie wystarczą, bo pomimo alternatywnych wydarzeń, w serii Ace Combat występują prawdziwe maszyny na licencjach. Z tego też powodu omijałem szerokim łukiem wcześniejsze odsłony lub niczym kauczukowa piłeczka odbijałem się od nich na wiele... generacji.

Los chciał, że w moją konsolę wleciała z impetem siódma część serii. Będąc człowiekiem ciekawskim z natury postanowiłem więc zmierzyć się ze swoimi demonami. Jak się okazało, nie takie one straszne, jak sobie je w głowie malowałem. Może to za sprawą ciekawej narracji, a może zręcznościowy model lotu spowodował, że polubiłem się z Ace Combat 7 praktycznie od pierwszego spotkania, a przy kolejnych posiedzeniach było już tylko lepiej.

Ace Combat 7: Skies Unknown
Sceny fabularne zachwycają wykonaniem.
To jest reklama:
Ace Combat 7: Skies Unknown
No, może poza sławnym już psem JPG.

Bardzo przypadło mi do gustu umiejscowienie wydarzeń w fikcyjnych państwach przy jednoczesnym dokładnym doń wprowadzeniu. Ktoś mógłby rzec, że w takiej grze fabuła powinna być postawiona w drugiej linii, ale osobiście cieszę się z takiego, a nie innego obrotu sprawy. Historia poza samą narracją w czasie misji została podana graczom w formie filmów i to całkiem niekiedy przydługich. Nie traktuję tego bynajmniej jako wady, bo uwielbiam filmowe gry. Najważniejsze, że - ku mojemu zaskoczeniu - fabuła okazała się bardzo zręcznie napisana i nie sprawia w żadnym razie wrażenia wymuszonej czy też dodanej na siłę.

Tak po prawdzie to większy zarzut prawdopodobnie będą miały tutaj osoby, które oczekują czystej zabawy i długiej rozgrywki. Przez około pięć pierwszych misji miałem bowiem wrażenie, że gram w grę przygodową, a nie powietrzny symulator. Stosunek filmowych przerywników do długości misji był tak przytłaczający, że równie dobrze można by zapomnieć o tych drugich. Na szczęście w tym całym szaleństwie jest metoda i bardzo szybko sytuacja się odmienia. Wręcz powiedziałbym, że tak długie wprowadzenie jest jak najbardziej uzasadnione i potrzebne, bo w innym przypadku pierwsze misje wydawałyby się jałowe i bardzo ubogie.

Ace Combat 7: Skies Unknown
W hangarze spędzamy mnóstwo czasu...
To jest reklama:
Ace Combat 7: Skies Unknown
...ale wybór odpowiednich rakiet bardzo ułatwia misje.

Misji jest w sumie łącznie dwadzieścia, plus kilka wyczynów na gogle wirtualne. I choć te drugie należy postrzegać wyłącznie jako dodatek, tak muszę przyznać, że wrażenia z kokpitu są miejscami niewiarygodne i aż boli fakt, że zawartości w tej materii przygotowano tak mało. Podstawowy tryb natomiast bardzo cieszy i, co najważniejsze, wciąga. Pomijając już ciekawą intrygę, sam model lotu sprawia, że w Ace Combat 7 po prostu chce się grać od pierwszej sceny aż po napisy końcowe. Zręcznościowy styl gry przypadł mi do gustu, bo dzięki temu zabawa nie męczy i wykonywanie wszystkich ewolucji jest niesłychanie przyjemne. Wielokrotnie też dzięki takiemu podejściu do rozgrywki jesteśmy w stanie cieszyć się krajobrazami czy też podniebnymi starciami. Dla bardziej wymagających graczy twórcy przewidzieli kamerę z pierwszej osoby, aby mogli poczuć się niczym w symulatorze.

Co do samych misji jeszcze, bardzo cieszy fakt, że twórcy pokusili się o ich duże zróżnicowanie przy jednoczesnym połączeniu z wydarzeniami fabularnymi. Otóż, jak się okazuje, sceny wprowadzające zostały podzielone na dwie, a tak naprawdę trzy odrębne sekcje, z czego w pierwszej poznajemy ogólne kulisy konfliktu i świata. Druga służy jako zwyczajna odprawa przed misjami, a trzecia przedstawia wydarzenia skupiające się na głównych bohaterach spektaklu: naszym pilocie Triggerze oraz Avril - dziewczynie, która znalazła się w nieodpowiednim miejscu o niewłaściwym czasie, jednak splot wydarzeń sprawił, że zaangażowała się w przedstawianą opowieść. O ile o naszym pilocie tak naprawdę wiele nie wiemy, o tyle fabuła przedstawiana z perspektywy Avril z nawiązką wszystkie niedopowiedzenia nam rekompensuje. Można by śmiało powiedzieć, że jak na grę stricte zręcznościową, ten aspekt wypada lepiej niż dobrze.

Ace Combat 7: Skies Unknown
Widoki podczas lotu często zachwycają.
Ace Combat 7: Skies Unknown
Walczymy w różnych warunkach atmosferycznych.

Zadowolone będą również osoby, które lubią dłubać przy swoich maszynach - jakiekolwiek by one nie były. W tym przypadku pomiędzy misjami otrzymujemy możliwość odwiedzenia hangaru. Wykonując poprawnie wszystkie zadania zdobywamy punkty, za które nie tylko wykupujemy kolejne maszyny, ale również rozbudowujemy je o nowy niszczycielski arsenał i części podwyższające dane statystyki. Tu zabawy jest co niemiara, bo, jak zawsze, punktów jest mniej niż potrzeba - aczkolwiek zdobywamy je całkiem szybko, więc spędzamy mnóstwo czasu decydując, co aktualnie kupić albo na co w danym momencie lepiej odłożyć. Pozwala nam to bardzo szybko zdecydować o własnym stylu gry, zwłaszcza że odpowiedni dobór rakiet w niektórych misjach okazuje się kluczowy. Uczymy się szybko. Zależnie od odprawy przed misją jesteśmy w stanie odpowiednio się przygotować.

A wiedzieć musicie, że te nie zawsze polegają jedynie na zniszczeniu wrogów. Nie zabrakło tu również misji ratunkowych, walk z bossami czy podniebnych rekonesansów. Wybór odpowiedniego myśliwca pozwala płynniej przechodzić poszczególne etapy, jednak w żadnym razie nie definiuje wygranej. Bardzo dobrze. Pomijając wszelkiej maści cyferki, tu liczą się przede wszystkim Wasze umiejętności - zarówno szybkie dłonie, jak i strategiczne myślenie. Tym bardziej, że na skrzydłowych nie macie nawet co liczyć. Jest to chyba jeden z najbardziej irytujących elementów w grze. Wielokrotnie pokusiłem się nawet o poświęcenie misji w celu obserwacji zachowań naszych kompanów. Srogo zawiodłem się, widząc, że poza krzyczeniem wniebogłosy nic w zasadzie więcej nie robią. Jest to na tyle bezczelne, że często pozostawiając jednego wroga, dwa myśliwce moich pilotów po prostu latały wkoło niego nie oddając nawet jednego strzału. Nie chodzi nawet o to, by sztuczna inteligencja robiła wszystko za nas, ale byłoby miło mieć poczucie, że w krytycznych momentach możemy chociaż w niewielkim stopniu liczyć na kompanów. Niestety, spragnieni takich wrażeń od razu powinni szukać ich w trybie wieloosobowym, który gra również posiada.

Ace Combat 7: Skies Unknown
Avril za sterami swojego myśliwca.
Ace Combat 7: Skies Unknown
Skrzydłowi dużo mówią, ale mało robią.

Kolejnym problemem okazuje się nierówny poziom trudności. Twórcy bardzo źle wyważyli ten aspekt i najwyraźniej sami nie mogli się zdecydować, jakich wrażeń i wyzwań chcą graczom dostarczyć. Bywało tak, że po kilku banalnych misjach nagle zostałem wręcz przytłoczony wymogami danej misji i trudnością jej wykonania. Prym wiodą tu zadania czasowe, w których musimy osiągnąć ustalony odgórnie pułap punktów. Jako że nie możemy kompletnie liczyć na pomoc, wykonanie takiego zadania staje się nie lada wyzwaniem za sprawą przytłaczających sił wroga. Co za tym idzie, gra potrafi niekiedy bardzo zirytować, zwłaszcza w chwili, gdy wiemy, że nasza wygrana nie zależy od zdolności, lecz od czystego fartu. Tak po prostu być nie powinno.

Na szczęście nie definiuje to w żaden sposób odbioru całości. Gra miejscami zachwyca wykonaniem. Misje podczas burzy czy zachodu słońca powodują dosłownie opad szczęki, a wszystkie efekty towarzyszące rozgrywce sprawiają, że niełatwo ją podnieść z podłogi. Zarówno rozgrywka, jak i sceny przerywnikowe wykonane są naprawdę świetnie i wspaniale budują atmosferę powietrznego konfliktu. Podczas grania nie stwierdziłem też większych przycięć czy innych problemów technicznych. Bardzo utkwiła mi za to w głowie ścieżka dźwiękowa, która rewelacyjnie współgra z szybką akcją podziwianą na ekranie. Keiki Kobayashi odpowiadający za soundtrack jest znany wszystkim wielbicielom serii, ale tym razem przeszedł samego siebie.

Ace Combat 7: Skies Unknown
"You can't take the sky from me."

Ace Combat 7: Skies Unknown warto zarówno oglądać, jak i słuchać, ale najbardziej warto w grę po prostu zagrać. Fanów serii raczej przekonywać nie trzeba. Pozostałe osoby mogą się natomiast miło zaskoczyć. Wzbogacenie rozgrywki o ciekawą historię dodało całości nieco więcej głębi i w rezultacie otrzymaliśmy całkiem poprawnie prowadzoną podniebną grę wojenną. To długi lot, który nie obył się bez turbulencji, aczkolwiek lądowanie przebiegło gładko i pomyślnie. Warto odkryć ten kawałek nieba, bo jest ono bardziej błękitne, niż wielu z nas początkowo zakładało.

07 Gamereactor Polska
7 / 10
+
Zręcznościowy model lotu; dobrze odwzorowane kokpity poszczególnych maszyn; zróżnicowane misje; całkiem zręcznie napisana i przedstawiona fabuła; świetna ścieżka dźwiękowa; dłubanie w hangarze; ciekawe misje VR i przyjemny tryb wieloosobowy.
-
Niewyważony poziom trudności; skrzydłowi, których równie dobrze mogłoby nie być; nierówna grafika; źle rozmieszczone punkty zapisu.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości