Polski
Gamereactor
recenzje
Dragon's Dogma: Dark Arisen

Dragon's Dogma: Dark Arisen

Nadal zjadliwy, odgrzewany kotlet.

HQ

Dożyliśmy czasów, w których w ciągu miesiąca wychodzi więcej remasterów niż nowych produkcji. I o ile nie mam nic przeciwko odgrzewanym kotletom, o tyle wychodzę z założenia, że je również trzeba potrafić przyrządzić. Jeśli zrobi się to w nieodpowiedni sposób, otrzymamy niezdatną do przełknięcia papkę.

Jak możecie wnioskować z moich słów, lubię remastery. Wiem, że nie jest to popularna opinia, ale uważam, że dzięki nim gracze są w stanie poznać tytuły, których z różnych względów nie mieli okazji ograć. Do tego zwykle takie odświeżone produkcje wyglądają po prostu lepiej, a dzięki wydaniu na nowym sprzęcie niwelują skakanie pomiędzy platformami. Dragon's Dogma pierwotnie wyszło w roku 2012 (Dark Arisen rok później jako rozszerzona wersja), więc w gruncie rzeczy nie miało tak naprawdę czasu jakoś wielce się zestarzeć.

Lepszych tekstur nie ma, ale i tak jest... dobrze

Dragon's Dogma: Dark Arisen
Tuż po prologu pewien smok kradnie nam serce... ale nie w sposób romantyczny

By nie mówić językiem bardziej kolokwialnym jak w „Chłopaki nie płaczą". Cytat ten idealnie odzwierciedla oprawę gry, która zresztą już na poprzedniej generacji do najpiękniejszych nie należała. Przy pierwszym zetknięciu z tytułem doznałem szoku i nie ukrywam, że wówczas odbiłem się od Dark Arisen i dopiero po wielu miesiącach dałem mu ponownie szansę. Wtedy też po przebrnięciu przez nudny wstęp po raz pierwszy dojrzałem prawdziwy potencjał drzemiący w tym „brzydkim kaczątku".

To jest reklama:

Szybko połknąłem bakcyla i zacierałem ręce na samą myśl o remasterze. Może i nie jest to hicior, który zdejmował mi sen z powiek, ale najzwyklej w świecie byłem ciekaw, jak tytuł zostanie zaprezentowany na nowej platformie.

Dragon's Dogma: Dark Arisen
Kreator jest całkiem szczegółowy i mija dłuższa chwila, zanim powołamy do życia naszego herosa

W końcu nadszedł moment, gdy ponownie mogłem wcielić się w „wybrańca" smoka. I już na początku pojawia się pierwszy, jeden z najpoważniejszych zgrzytów. Osoby, które miały z grą do czynienia, doskonale wiedzą, jak ważną jej częścią było przemierzanie krainy u boku pomocników wykreowanych przez innych graczy. Niestety, odświeżony Dark Arisen w żaden sposób nie korzysta z zapisów starszej wersji. Jestem nawet w stanie zrozumieć, że musimy przechodzić całą grę od nowa - co wydaje się na nowej platformie oczywiste. Jednak niezrozumiałe kompletnie jest to, że gra nie oferuje importu naszego głównego „pawna", który podąża krok w krok za Arisenem. Przecież nawet fabularnie byłoby to jak najbardziej uzasadnione rozwiązanie. Nie mówiąc o tym, że prawdopodobnie w remaster nie zagra już tak wiele osób z Waszego otoczenia. Pomarzyć więc można o rekrutowaniu ich kompanów.

To jest reklama:

Przyznam szczerze, że przez wiele godzin zabawy po raz pierwszy przyjmowałem do drużyny postaci bazując tylko i wyłącznie na ich poziomie doświadczenia i umiejętnościach. Tylko raz, podkreślam: RAZ, udało mi się odnaleźć kompana, którego powołała do życia osoba z mojej listy kontaktów. Zdaję sobie sprawę, że jest to problem, który wydaje się przeze mnie wymuszony i wielu graczy nie zwróci nawet na niego uwagi. W moim odczuciu jednak był to aspekt, który bardzo mocno wyróżniał tytuł.

Dragon's Dogma: Dark Arisen
Podróżowanie z „pawnami" znajomych jest esencją Dragon's Dogmy

Zwłaszcza, że - powiedzmy sobie to otwarcie - niczym szczególnym się nie wyróżnia. Świat jest do bólu sztampowym fantasy, fabuła nie jest odkrywcza, a większość zadań to typowe „podaj, przynieś, pozamiataj". Zaraz, zaraz. Skoro gra jest tak średnia, a do tego pięknem nie grzeszy, to jakim cudem spędzam przy niej wiele godzin, zarywam nocki i świetnie się bawię? No właśnie...

Bo każda potwora znajdzie swego amatora!

Przyznaję, że wielokrotnie sam zadawałem sobie to pytanie, zwykle w momencie, gdy orientowałem się, że mocno przeginam i „przecież mija już piąta godzina gry"! Pomimo średniej oprawy i sztampy gra jest cholernie miodna. Rozgrywka jest płynna i dużą zasługą jest tu bardzo dobra i wręcz intuicyjna mechanika. Ciekawe klasy postaci oraz zdolności sprawiają, że walka jest czystą przyjemnością. Pomimo tego nadal stanowi wyzwanie i daje w kość, ale w sposób bardzo sprawiedliwy. Gra stoi w rozkroku gdzieś pomiędzy hardkorowymi starciami z serii Souls i bardziej przystępnymi potyczkami znanymi chociażby z Dragon Age.

Dragon's Dogma: Dark Arisen

Dają popalić zwłaszcza rozsiane po świecie wielkie poczwary, na które możemy wpaść całkiem przypadkowo w czasie zwiedzania. Stworzenia te są znacznie potężniejsze, mają więcej życia i niejednokrotnie trzeba zastosować odpowiednią taktykę, by je pokonać. Jedno je łączy: starcia prezentują się naprawdę widowiskowo, niczym w Shadow of the Colossus możemy wpinać się po ich masywnych cielskach, by zadać cios tam, gdzie zaboli najbardziej. Adrenalina wzrasta proporcjonalnie do wielkości bestii, ale też rośnie satysfakcja, gdy w końcu triumfalnie postawimy stopę na martwym truchle. Właśnie dla takich chwil żyje się w świecie Dragon's Dogmy.

Dragon's Dogma: Dark Arisen
Konfrontacje z WIELKIMI potworami są naprawdę wymagające i dają satysfakcję

Pozytywnie zaskoczyć potrafi również drobiazgowość i realizm towarzyszący rozgrywce. Choć nieco bawi to, w jaki sposób twórcy wyjaśnili niemożność bohatera do wchodzenia do głębokiej wody, jest to tylko jedno z niewielu ograniczeń, jakie napotkamy na swojej drodze. Gdy nastaje noc, musimy zapalać lampę, w której z czasem kończy się olej, zatem należy go co jakiś czas uzupełniać. Mokra postać jest bardziej podatna na zaklęcia niektórych żywiołów, a nieprecyzyjnie zadany cios może przeważyć nawet w najłatwiejszym z pozoru starciu. Pod wieloma względami za brzydotą kryje się naprawdę dobrze przemyślany design i szkoda, że twórcy nie zdecydowali się popracować nieco dłużej nad remasterem.

Dragon's Dogma: Dark Arisen
Mechanika walki waha się pomiędzy casualem a hardkorem

Jednym, czego zmieniać na szczęście nie było trzeba, jest wspaniała ścieżka dźwiękowa, dzięki której gra wiele zyskuje w ogólnym odbiorze. Przy muzyce maczał palce między innymi Inon Zur, który na pewno znany jest weteranom gier RPG. Jego charakterystyczne nuty daje się rozpoznać na pierwszy rzut ucha. Autor nadał utworom epickości, która niemal wylewa się z głośników. Jednak płyta nadal zachowuje typowy dla japońskich tytułów nastrój. Jest on zasługą dwóch panów: Tadayoskiego Mikano, którego gracze kojarzą głównie z serii Monster Hunter, oraz Reia Kondohy, znanego chociażby z Okami, Bayonetty czy Fire Emblem. Nie ma więc co się dziwić, że w połączeniu tych trzech sił nie wyszedł Kapitan Planeta, ale naprawdę dobra, porywająca i często poruszająca płyta.

Przypalony kotlet

Dragon's Dogma: Dark Arisen
U swych stóp mamy cały legion. Dosłownie

Ocenienie Dragon's Dogma: Dark Arisen w „odświeżonej" wersji jest gruncie rzeczy całkiem trudne. Z jednej strony mamy do czynienia z bardzo dobrą grą, która rozgrywką i zawartością potrafi pochłonąć na wiele godzin. Zwłaszcza, że, jak to w przypadku remasterów bywa, zawiera wszystkie dodatki, które ukazały się na rynku (poza kilkoma przedmiotami). Z drugiej strony poza lepszą rozdzielczością i drobną kosmetyką niewiele w sferze wyglądu się zmieniło.

Pozostaje pytanie: czy właśnie tego oczekujemy po remasterach? Czy nie bardziej odpowiednim byłoby traktowanie ich jako zwyczajnej edycji gry na nową platformę? Jak pokazuje życie - chcieć to móc. Niestety ten kotlet nie został podgrzany wystarczająco i może wielu osobom stanąć w gardle. Nie wiem tylko, czy zabrakło chęci, czy umiejętności, by dłużej postać przy patelni. Jeśli nie graliście w Dragon's Dogmę, jest to najlepsza (konsolowa) wersja na rynku i naprawdę warto ją poznać. Pozostali mogą sobie spokojnie odpuścić, gdyż nie znajdą tu niczego nowego. Jest to po prostu dobra gra, lecz słaby remaster.

07 Gamereactor Polska
7 / 10
+
System doboru kompanów, mechanika walki i klas, starcia z WIELKIMI bestiami, wspaniała muzyka, poczucie przygody, które wciąga na wiele godzin.
-
Grafika nie powala, sztampowy świat, miałkie misje poboczne, tak naprawdę brak jakichkolwiek zmian w stosunku do oryginału.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości