Polski
Gamereactor
recenzje
Destiny 2

Destiny 2

Oszukać przeznaczenie gracza... po raz drugi.

HQ

Jedna z największych premier (o ile nie największa) roku za nami. Nie da się ukryć, że Destiny 2 to gra wywołująca wiele czasami skrajnych emocji. Należę do osób, które bawiły się świetnie i spędziły dziesiątki godzin w „jedynce". Ale również do tych, które dostrzegały wielkie braki i były w wielu kwestiach tytułem po prostu rozczarowane. Czy Bungie odrobiło zadanie domowe i tym razem dostarczyło tytuł, który - jak sugerowały zapowiedzi - nazwać można gatunkowym objawieniem lub, jak kto woli, legendą?

Dla bardziej niecierpliwych od razu powiem... Nie, nie dostarczyło. Czy Destiny 2 jest grą lepszą od poprzedniczki? Zdecydowanie tak. Jest większa, ładniejsza, ale równocześnie tak samo beznamiętna i pusta. Bo tak naprawdę Bungie oszukało przeznaczenie graczy po raz drugi. Opowiem Wam, jak tego dokonało.

Piękna wydmuszka

Destiny 2
Niektóre momenty potrafią wgnieść w fotel

Pierwsze minuty gry powalają na kolana. Przyznaję, że prolog to piękno samo w sobie i jeśli przenosiliście do „dwójki" swojego strażnika, być może nawet zaszklą Wam się oczy. Emocjonalnie wstęp wręcz niszczy, nie tylko w przenośni. Niestety z pozytywnego szoku jesteśmy szybko wyrwani już po pierwszym zadaniu fabularnym. Okazuje się, że towarzyszące nam poczucie straty było tylko marchewką zawieszoną na kiju. Bardzo smaczną, ale niewystarczającą, by w pełni się najeść.

To jest reklama:

Sięgamy więc dna i do czasu ostatnich misji już się z niego nie wydostajemy. Fabuła jest przewidywalna, bez polotu i nudna. Na domiar złego ostatni przeciwnik jest jakimś nieśmiesznym żartem twórców, ale to już musicie zobaczyć i... przeżyć sami. Jedynym pocieszeniem jest to, że tak naprawdę dopiero po finale prawdziwa gra się rozpoczyna i z bólem serca przyznaję, że po napisach końcowych bawiłem się znacznie lepiej niż przez około 10 godzin potrzebnych na ukończenie wątku fabularnego.

Destiny 2
Początek historii jest fantastyczny. Później poziom adrenaliny gwałtownie spada

Nie mam pojęcia, kto wpadł na pomysł, by ograniczyć aktywności do minimum i odblokować je dopiero chwilę przed lub już po zakończeniu gry. Już pomijam nawet patrole, dodatkowe misje albo kupowanie nowych statków. Na upartego brak tych rzeczy w jakimś tam stopniu tłumaczy naciągana historia, jednak nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego odebrano nam podstawowe możliwości, takie jak podróżowanie na sparrowach. Zamiast tego otrzymaliśmy szybką podróż, która jest co prawda wygodna i znacznie przyśpiesza wykonywanie aktywności, ale spłyca nieco rozgrywkę. Chciałbym bardzo podziwiać planety już od samego początku, są piękne, ale jednocześnie do najmniejszych nie należą, więc podróżowanie pojazdem jest wręcz wskazane. Smutna prawda jest jednak taka, że otrzymujemy go dopiero gdy pierwsze, największe emocje dawno opadły. Siłą rzeczy używamy więc naszego „wróbelka" wyłącznie w celu szukania poukrywanych sektorów i skrzynek.

To jest reklama:
Destiny 2
Napotkane postaci są mało ciekawe... z nielicznymi wyjątkami

Boli także fakt, że Bungie poszło na łatwiznę, jedynie lekko modyfikując dostępne w grze zadania względem części pierwszej. Zabrakło bardzo dużych nowości, a uniwersum Destiny aż się o nie prosi. Skoro mamy do czynienia z konfliktem na tak wielką skalę (którego niestety przez większość misji nie widać), to miłym akcentem byłyby chociażby walki w kosmosie, bo kolejny raz statki stanowią tylko ładny dodatek tuszujący ekrany wczytywania gry. Kto wie, być może w kolejnych dodatkach otrzymamy coś, co zrewolucjonizuje markę. Na dzień dzisiejszy równie dobrze zamiast dwójki na opakowaniu mógłby być jakikolwiek podtytuł, bo Destiny 2 to tak naprawdę wielkie rozszerzenie serwowane w cenie pełnoprawnego tytułu.

Parada (nie)równości

Mam wielki problem z Destiny 2. Tak naprawdę jest to tytuł, w którym skrajności gonią skrajność. Wielokrotnie dostawałem w twarz przepięknym widokiem, by już po chwili łapać się za głowę, patrząc na kiepski efekt graficzny zablokowanych przejść czy chociażby sztucznie wyglądających fal na Tytanie. Przez większą część gra audiowizualnie zachwyca, więc siłą rzeczy w oczy rzucają się takie koszmarki. Na szczęście nie przeszkadzają one w ogólnym odbiorze i nawet chodzenie po pięknym lesie przy akompaniamencie symfonicznej muzyki staje się wydarzeniem wręcz epickim. Nie da się nie zauważyć, że pod tym względem kontynuacja jest znacznie bardziej różnorodna, a niektóre sceny i utwory pozostają w pamięci jeszcze na długo po skończeniu przygody.

Destiny 2
Niektóre lokacje są przepiękne

Co do samej przygody, jak już mówiłem - nie powala, chociaż ma swoje mocne momenty. Niezrozumiałe jest jednak dla mnie odebranie mowy naszemu strażnikowi. Wypiera go to całkowicie z emocji i po kilku minutach zaczynamy się zastanawiać, kto jest tu naprawdę czyim duchem. Dochodzi wręcz do absurdalnych momentów, gdy nasz mały kompan po dialogu z dowódcami zaczyna wydawać nam rozkazy (!). Bardzo mocno wybija to z przygody, a w założeniu twórców miało być chyba wręcz odwrotnie.

Kolejną rzeczą, która bardzo wytrącała mnie z fabuły, był nieadekwatny do powagi sytuacji humor. Jeszcze zrozumiałe było to w przypadku rewelacyjnie zagranego przez Nathana Filliona łowcy Cayde-6, który za każdym razem kradł wszystkie sceny. Ale nawet w tym przypadku w pewnym momencie był tego naprawdę przesyt i świetny aktor nie mógł uratować kiepsko napisanych dialogów, które były do bólu infantylne i prostackie. Na domiar złego twórcy postanowili, że bez żartu rodem z Familiady nie obejdzie się na żadnej z planet, więc z uporem maniaka serwowali nam postaci pokroju zwariowanej sztucznej inteligencji (choć ta była czasami faktycznie zabawna) czy nieco niestabilnego emocjonalnie „pustelnika". Tak naprawdę miałem wrażenie, że nikt poza garstką napotkanych osób nie chce lub nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia, lekceważąc je na każdym kroku.

Lans lans, ale nie revolution!

Destiny 2
W czasie przygody będziecie mogli powrócić do swoich ulubionych subklas

Nie da się ukryć, że główną siłą Destiny 2 jest granie z innymi ludźmi. Ten aspekt Bungie opanowało do perfekcji, bo choć wspomniane przeze mnie wady bardzo bolą, to nie mają większego znaczenia w momencie, gdy wspólnie z kumplami bierzemy udział w rajdzie, strike'ach czy wieloosobowych walkach w crucible. Dopiero wówczas gra pokazuje swój pazur i wbija go nam tak mocno, że nie jesteśmy w stanie się wyrwać. Jeszcze jedna misja - usłyszycie to wielokrotnie i nie raz sami wypowiecie te słowa. Spędzicie w Destiny 2 setki godzin, o ile tylko połkniecie bakcyla i nie będzie dla Was straszne mozolne zdobywanie legendarnego sprzętu. Choć tu trzeba przyznać, że wypada on znacznie częściej niż w pierwszej części.

Pokochacie też niewielkie zmiany w mechanice, są one przygotowane z myślą o tym, by jeszcze bardziej przyśpieszyć i upłynnić rozgrywkę. Wszystko po to, by płynąca radość ze strzelania trwała wiecznie. Zresztą bardzo szybko przyzwyczajamy się do nowego sposobu awansowania klas, który tak naprawdę różni się tylko kosmetyką od starej wersji czy broniami umieszczonymi w innych slotach niż zwykle. Dzięki tej ostatniej zmianie jesteśmy ponadto w stanie bardziej dopasować arsenał do naszych potrzeb i sposobu grania.

Destiny 2
Zdobywanie ekwipunku jest łatwiejsze niż w części pierwszej

Na uwagę zasługują również nowe podklasy, które idealnie wpasowują się w konwencję świata i nie zaburzają jakoś spektakularnie balansu rozgrywki. Szkoda, że twórcy nie pokusili się o dodanie dodatkowej klasy postaci, ale, jak mówią: lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Gołębi nie lubię, a wróbla chętnie przygarnę... nawet po zakończeniu gry - tak, wiem, że strasznie do tego piję.

Ciąg dalszy nastąpi... w DLC

Pamiętam moje rozczarowanie po finale „jedynki", pamiętam, że nie byłem w tym uczuciu osamotniony. Twórcy co prawda nieco zrekompensowali straty poprzez bardzo dobre rozszerzenia, ale sama praktyka jest kwestią po dziś dzień dyskusyjną. Ktoś mocno siedzący w grach multiplayer w tym miejscu powie, że przecież wszyscy kupujący właśnie tego mogli się spodziewać. Na pewno jest w tym sporo racji. Różnica polega jednak na tym, że Bungie reklamuje swoje twory jako gry w jakimś tam stopniu zamknięte fabularnie, a dodatki mają jedynie przedstawiać nowe wydarzenia i poszerzać już istniejące uniwersum. O ile w przypadku rozszerzeń jak najbardziej jest to prawda i studio przeważnie wychodzi z nich obronną ręką, o tyle podstawowa wersja gry to po prostu wprowadzenie i jawne machanie karteczką z napisem „season pass" przed oczami graczy.

Destiny 2
„See you, space cowboy"

Myli się osoba, która uważa, że w przypadku Destiny 2 jest inaczej. Choć bardzo bym chciał, aby był to tylko zły sen, z przykrością muszę powiedzieć, że dałem się oszukać już dwukrotnie. Trzeci raz nie zamierzam i mocno zastanowię się nad przeznaczeniem gotówki na kolejną grę spod szyldu Bungie.

07 Gamereactor Polska
7 / 10
+
Multiplayer na setki godzin, świetny model strzelania i poruszania się, oprawa audiowizualna, nowe subklasy postaci, lepsza historia...
-
...która nadal jest miałka i nudna, dyskusyjne poczucie humoru, powtarzalne i nieciekawe aktywności, drobne niedoróbki graficzne, brak większych zmian względem poprzedniej części, piękny, ale pusty świat.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości