Polski
RECENZJA CZYTELNIKA

Red Dead Redemption

Zdarza mi się trafić na bardzo dobrą grę, która mimo wszystko wymaga czasu bym przysiadł do niej solidnie i należycie ją poznał. Tak było między innymi w przypadku Red Dead Redemption. Od premiery minęło już dobrze ponad pięć lat, a mój egzemplarz wciąż stał na półce czekając na swoją kolej. Owszem zdarzyło mi się podejść do tej produkcji ze dwa razy, ale odbijałem się po kilku pierwszych misjach.
image

Początki XX wieku i zarazem końcówka Dzikiego Zachodu jaki znamy doskonale z klasycznych westernów. Wszędobylskie uprzemysłowienie stawia coraz śmielsze kroki, a pierwsze automobile powoli stają do boju z klasyczną jazdą konną. W takim okresie przychodzi nam poznać historię głównego bohatera. John Marston to były członek gangu. Znakomity rewolwerowiec, który porzucił karierę bandyty na rzecz zwykłego życia na farmie wraz z rodziną. Niestety przeszłość nie daje mu spokoju i wkrótce się o niego upomina. Agenci rządowi uprowadzają jego rodzinę i zmuszają go, by ruszył w pościg za dawnymi towarzyszami z gangu. Tylko w ten sposób może odzyskać żonę i syna.
image

Miejsce akcji to południowe Stany Zjednoczone na granicy z Meksykiem, który zresztą też zwiedzimy. Do dyspozycji dostajemy większość mapy już na samym początku. Ta jest dość rozległa i całkiem zróżnicowana. Przemierzamy prerie, pustynie, lasy, mokradła, stepy i górskie ścieżki. Tu i ówdzie rozsiane są małe miasteczka lub pozostałości po takowych. Nie zabraknie klasycznych saloonów, w których można sobie strzelić lufę lub po prostu dać komuś po pysku. Czasem zdarza się, że jakiś chojrak wyzwie nas na pojedynek. Dzięki całkiem przyjemnej mini gierce sami decydujemy czy chcemy go tylko rozbroić, czy też posłać do piachu. Możemy się też oddać mniej brutalnym rozrywkom takim jak gra w pokera, black jacka lub w kości. Najfajniejsza jednakże jest zabawa w łowcę nagród. Bandytów możemy klasycznie dostarczyć żywych lub martwych. Wszystko zgodnie z naszym sumieniem. Oczywiście nagroda różni się w obu przypadkach, ale decyzja pozostaje w naszych rękach.
image

Sterowanie pozwala nam na dostosowanie strzelania do własnych preferencji. Odnajdą się w nim zarówno gracze niedzielni jak i zaprawieni weterani takich pozycji jak chociażby Grand Theft Auto. System osłon działa należycie i wprowadza posmak taktyczny do częstych wymian ognia. Przeciwnicy reagują na postrzał w zależności od tego jaką bronią ich potraktujemy oraz w jakie części ich ciała poślemy nasze pociski. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby postrzelić oponenta w rękę, w której dzierży rewolwer, a następnie skrępować go lassem. Po raz kolejny wybór należy do nas.
image

Uzbrojenie dzieli się na kilka kategorii i w każdej z nich możemy mieć po kilka sztuk broni. Każda cechuje się innymi parametrami, a odczucia podczas użytkowania zmieniają się niekiedy diametralnie. Warto tutaj poeksperymentować w zależności od sytuacji w jakiej się znajdujemy. Satysfakcja gwarantowana.
image

Sporo zabawy dostarcza również sfera zbieractwa różnorakich roślinek oraz polowania na wszędobylskie zwierzęta. Wrażenia kolosalnie różnią się w zależności od tego czy polujemy na króliki, czy też stajemy do walki z wielgachnym niedźwiedziem grizzly. Tyłek nie raz ratuje nam tak zwany Dead Eye, który pozwala na zwolnienie czasu oraz zaznaczanie celów, a następnie posłanie serii strzałów we wcześniej wskazane miejsca.
image

Graficznie nie można się przyczepić chyba do niczego. Tutaj Read Dead Redemption do dnia dzisiejszego trzyma wysoki poziom i aż chciałoby się zobaczyć sequel na obecnie królujących konsolach. Muzyka to najwyższa półka. To niezwykle istotny element jeśli idzie o budowanie westernowego klimatu. Jest wyśmienicie dostosowana do wydarzeń mających miejsce na ekranie. Na szczególną uwagę zasługuje utwór pod tytułem "Dead Man's Gun", który śmiało można określić mianem wyciskacza łez nawet z największych twardzieli.
image

Scenariusz zostawiłem sobie na koniec. Początkowo akcja rozwija się dość powoli. Bawimy się trochę w chłopca na posyłki i pomagiera w pracach na ranczo. Zaganianie bydła i łapanie dzikich mustangów to tylko niektóre z umiejętności, które będziemy musieli opanować. Dość powiedzieć, że szybko się ta idylla kończy i wkraczamy na krwawą ścieżkę, która prowadzi do wykonania zadania jakie postawione zostało przed protagonistą. John napotyka na swojej drodze niezwykle barwne postacie, którym pomaga w zamian otrzymując pomoc w dążeniu do swoich celów. Przyjemną odskocznię stanowi również wykonywanie zadań pobocznych dla spotykanych tu i ówdzie nieznajomych. Ale to wątek główny stanowi największą atrakcję. Misji jest całkiem sporo i po przebyciu całej drogi oczekujemy, że nasz bohater wreszcie zazna spokoju. Czy tak jest w istocie? Warto przekonać się osobiście. Zakończenie nie jest być może strasznym zaskoczeniem, ale dostarcza emocji w ilościach hurtowych.
image

Dodatkowy akapit postanowiłem poświęcić na kilka zdań odnośnie kapitalnego dodatku jakim jest Undead Nightmare. Całkiem sporych rozmiarów rozszerzenie oferuje ten sam areał co podstawka, ale następuje sporo zmian. Wszystko zaczyna się pewnej burzliwej nocy gdy nagle w domostwie głównego bohatera pojawia się nieumarły żądny krwi. Gryzie żonę Johna, a ta atakuje ich syna. Protagonista zachowuje jednakże zimną krew i po skrępowaniu swoich bliskich barykaduje dom od zewnątrz, by wyruszyć w drogę mając na celu odnalezienie dla nich leku. Sęk w tym, że na świecie rozpętała się istna apokalipsa, a umarlaki atakują wszystko i wszystkich na swojej drodze. Jeździmy więc od miasta do miasta pomagając nielicznym ocalonym. Wykonujemy różnorakie zadania. Zbieramy kolejne pukawki. I tak dalej. Spotykamy przy tym starych znajomych z podstawki. Pod płaszczykiem grozy kryje się spora doza humoru i kolejne godziny rozgrywki na całkiem przyzwoitym poziomie. Warto się pobawić. Sporo jest tutaj atrakcji i można się nieźle wkręcić. A sam pomysł na zombiaki na Dzikim Zachodzie jest w dechę!

Średnia ocena: 10/10
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10