Do pewnego stopnia Star Wars: Visions jest antytezą tego, co Disney zrobił z Gwiezdnymi Wojnami do tej pory. A do tej pory chodziło o dokładną kontrolę, tylko zielone światło, starannie wyselekcjonowane projekty i duże inwestycje w główne idee. Niektóre z nich bardzo się opłaciły, jak The Mandalorian, podczas gdy główna trylogia sequelowa zasmuciła fanów w ciągu ostatnich kilku lat.
Star Wars: Visions to przeciwieństwo kontroli, jest wręcz chaotyczne. To seria antologii z różnych studiów, opowiadająca różne krótkie, pełne akcji historie, a żadna z nich nie pasuje do tradycyjnej formy Gwiezdnych Wojen. To eksperyment w najczystszej postaci, być może symbolizujący poddanie się ciaśniejszej narracji.
Ale jak zwykle w przypadku eksperymentów w najczystszej postaci, efekt końcowy to trochę pomieszanie z poplątaniem i tak samo jak powiedzmy Love, Death & Robots sprowadza się kilku odcinków najbardziej zapadających w pamięć.
Odcinki różnią się znacznie pod względem ekspresji, stylu narracji i interpretacji Gwiezdnych Wojen jako całości. Tylko dwa pierwsze odcinki pokazują to ze świetnym skutkiem, pierwszy to czarno-biała opowieść w stylu roninów o małomiasteczkowym starciu między Sithem a... cóż, rodzajem ronina. Drugi odcinek to opowieść o zespole rockowym z Tatooinian (to nie literówka), który musi wystąpić dla Jabby, aby uratować jednego z członków swojego zespołu przed egzekucją. Tak, dobrze czytacie. Podobnie jak japońskie anime, Visions różnią się stylem wizualnym, tym, jak kapryśny jest lub z pewnością nie jest, lub jak jest skonstruowany tematycznie. Trudno nawet oceniać pakiet jako całość, biorąc pod uwagę, że jest to antologia.
Za każdym z odcinków kryje się jednak całkiem niezła realizacja techniczna. Radziłbym natychmiast przejść na japoński dubbing, co pomaga wzmocnić dziwaczny charakter koncepcji, ale nawet angielski jest w większości nienagannie wykonany. Oczywiście, niektóre występy olśniewają bardziej niż inne, ale ogólnie rzecz biorąc, jeśli mam oceniać to jako zbiór opowieści, są dobrze zrobione.
Na pewno są tu małe problemy, takie jak niektóre odcinki, które są odrobinę krótkie, a historie zawarte w nich mogłyby być mocniejsze. Może arbitralny próg 25 minut mógłby stworzyć niezbędną przestrzeń do przekazania niezbędnej narracji?
Mimo to Star Wars: Visions to twórczy triumf i choć z pewnością nie jest dla wszystkich, szczególnie nie dla tych, którzy szydzą z klasycznych tropów anime, jest to ważny krok we właściwym kierunku, reprezentujący wspomnianą rezygnację z kontroli na rzecz kreatywności.