Jakub Procházka (Adam Sandler) od trudnego dzieciństwa marzył o zostaniu pierwszym czeskim astronautą, a pewnego dnia to marzenie w końcu się spełnia, gdy zostaje wysłany na niebezpieczną samotną misję w celu zbadania tajemniczej fioletowo-różowej mgławicy. Będąc w kosmosie, Jakub zaczyna rozumieć sens życia podczas wywołującej niepokój izolacji, podczas gdy jego ciężarna żona Lenka (Carey Mulligan) przygotowuje się do rozwodu na Ziemi.
Spaceman to głupia, ale poważna psychologiczna podróż kosmiczna, która obraca się bardziej wokół wewnętrznego świata człowieka niż tajemnic kosmosu, coś, co widzieliśmy już wielokrotnie od czasu ultraklasycznego Solaris Tarkowskiego z 1972 roku. Ostatnio to Brad Pitt zdał sobie sprawę z prawdy o życiu w spektakularnym Ad Astra. Teraz przyszła kolej na Adama Sandlera, by wpatrywać się w pępek świata i zarumienić się kosmicznym spokojem umysłu, w czymś, co najlepiej można opisać jako medytacyjną sesję terapeutyczną z kosmicznym pająkiem.
Aha, chyba nie wspomniałem, że Sandler zaprzyjaźnia się również z gigantycznym kosmicznym pająkiem o imieniu Hanuš, który ma zamiłowanie do kremu z orzechów laskowych. Czy pająk jest prawdziwym kosmitą, czy tylko wytworem jego wyobraźni? To nie ma znaczenia, ponieważ ośmionożny pasażer grany przez Paula Dano staje się największym atutem filmu, gdy Johan Renck (Czarnobyl) powoli odkrywa, co to znaczy być człowiekiem w zimnej, pustej galaktyce. Jest przytulnie i ciepło, ale łatwo jest pozwolić swojej koncentracji odpłynąć w przestrzeń, gdy zaczniesz rozumieć, o co chodzi w wielu rozmowach między człowiekiem a pająkiem. Dla mnie, który pochłania słodko filozoficzne odyseje kosmiczne, pasuje to jak ulał, ale też nie jest tak głębokie, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. Staje się bardziej krzykliwy i błyszczący niż prowokujący do myślenia, na co liczyłem, biorąc pod uwagę talent stojący za kamerą.
Adam Sandler jest ok w głównej roli. Nie jeżący włos na głowie jak w Uncut Gems czy Punch-Drunk Love, ani zaskakująco solidny jak w Hustle czy Spanglish. Z pewnością jest tu zdolny, a przynajmniej na tyle dobry, by nie odwracać uwagi od faktu, że Spaceman jest egzystencjalnym dramatem postaci, a nie jedną z wielu głupich komedii Sandlera Netflixa. Wizualnie jest również intrygujący, a skradankowo-radziecka scenografia i subtelna muzyka naprawdę skutecznie tworzą urzekającą atmosferę w klaustrofobicznych korytarzach dworcowych. Ale w końcu to wszystko, czym jest: przyjemna powierzchowność.
Spaceman to przyzwoity dramat kosmiczny, który nie zawraca widzowi głowy mnóstwem technicznych szczegółów science-fiction, a raczej znajduje rodzaj pocieszenia w gadatliwym bełkotliwym jumbo pod fioletowymi kosmicznymi chmurami, ale miał potencjał, by być czymś znacznie więcej. Nie czytałem książki Jaroslava Kalfařa, na podstawie której powstał film, ale odnoszę wrażenie, że można w niej odnaleźć znacznie więcej głębi emocjonalnej niż w filmie. Spaceman jest warte twojego czasu, jeśli chcesz po prostu zobaczyć Sandlera na terapii z uroczym gigantycznym pająkiem.