Pomijając pierwszy sezon The Osbournes i dwa sezony Orange Country Choppers (gigantyczne walki między ojcem a synem Teutulem były i są absurdalnie zabawne, haha), reality show naprawdę nie jest moją mocną stroną. A już na pewno nie. Może 25 lat temu były pomysły i koncepcje programowe, które skłaniały mnie do oglądania, ale dziś? Nie ma szans. Wielki Brat, Ocalały, Farma... Wszystkie te rzeczy są wciąż żywe i mają się dobrze i oczywiście jest wielu ludzi, którzy nadal lubią te koncerty, ale ja nie. Prawdę mówiąc, uważam, że ulubione programy mojej dziewczyny, takie jak "Miłość jest ślepa" i "Kawaler", są dziś wręcz obrzydliwe. Kiedy od czasu do czasu przechodzę obok telewizora w naszym salonie, a jakiś przypadkowy odcinek tych reality show pokrywa 98-calowy ekran (ze wszystkim, co się z tym wiąże), prawie natychmiast czuję się głupszy. Myślę, że te programy są dziś cholernie złe.
To powiedziawszy, oczywiście nie powinienem był recenzować The Crush House. Jestem niewłaściwą osobą na to stanowisko i pod wieloma względami można by nawet nazwać cały ten tekst jednym wielkim przewinieniem. Bo nie podoba mi się pomysł symulowania Wielkiego Brata w formie gry. Niewiele rzeczy w naszym wspaniałym świecie gier sprawia, że chcę grać mniej niż pomysł bycia producentem, stukania wokół jasnoróżowego domku na plaży, próbowania nakłonienia żądnych uwagi 24-latków do całowania się przed kamerami telewizyjnymi. A jednak, pomimo tego wszystkiego - to jest dokładnie to, co robiłem podczas mojego czasu z The Crush House.
Witamy w grze Big Brother: The Game, wypełnionej odrobiną The Sims, odrobiną Animal Crossing i odrobiną Our Life. Twoją rolą jako producenta jest nadzorowanie produkcji i wszystkiego, co się z nią wiąże, z wnętrza domu, w którym mieszkają młodzi, przystojni ludzie - strzeżeni przez mnóstwo kamer i mikrofonów, które pokazują ich życie i zachowanie w ciekawym świecie na zewnątrz. Jest rok 1999, ludzie są głodni, a emocje kipią w The Crush House. Twoja praca jest wymagająca, a twórcy upchnęli jak najwięcej aspektów symulacji w roli producenta. Musisz upewnić się, że wszystko przebiega gładko w domu, jeśli chodzi o relacje międzyludzkie, musisz także sprawić, by publiczność była zadowolona z odpowiednich treści, właściwych relacji, dramatu i właściwego skupienia się na redakcji, a także musisz zadowolić sponsorów i reklamodawców. Jeśli tego nie zrobisz, poniesiesz porażkę i zostaniesz wrzucony do trybu hardkorowego z powrotem na początku.
Mamy tu do czynienia z poziomem ambicji, który zasługuje na pochwałę. Podstawowym założeniem Neriala było stworzenie znacznie większej gry niż tylko "Animal Crossing dla dorosłych" i jasne jest, że pomysły zostały rozsypane, a w niektórych przypadkach wbite w produkcję bez większego zastanowienia. Niestety. W rezultacie grywalność często cierpi, ponieważ gracze nie mogą tak naprawdę skupić się na konkretnym obszarze lub stać się dobrzy w tym, co robią, zanim rzuci się na nich kolejny aspekt i będzie wymagał Twojej uwagi, czasu i cierpliwości - bardziej niż kiedykolwiek. The Crush House wymaga cierpliwości, jak niewiele innych gier z 2024 roku, a w gruncie rzeczy myślę, że jest to cholernie nudna gra symulująca chodzenie, w której po prostu czołgasz się po domu w spokojnym tempie, gdzie ludzie, którzy mówią jak postacie z programów dla dzieci, albo się zakochują, albo się denerwują, zdecydowanie zbyt łatwo i zdecydowanie zbyt często.
Ale są przebłyski światła. Za blichtrem, przepychem, całującymi się ludźmi i wymagającymi dramatów telewidzami, dom skrywa mroczniejszy rodzaj tajemnicy, która pchnęła mnie do przodu i sprawiła, że trzymałam się jej do końca. Niestety, Nerial tak naprawdę nie robi niczego zapadającego w pamięć ze swojego "zwrotu", co jest oczywiście niefortunne, ale też nie jest trudne, ponieważ, jak powiedziałem, mają problem z "zabij swoich ukochanych" przez całą grę i ostatecznie oferują doświadczenie, które nie wydaje się ani mielone, ani mielone. Nie przepadam też za tym projektem, ponieważ brak jakiegokolwiek realizmu w tym, jak ludzie i sam dom są pomalowani, sprawia, że niestety nie wierzę w to, co mówią, ani w ich uczucia. Dźwięk też nie jest zbyt dobry, ponieważ ludzie w domu gaworzą trochę jak Minionki bez prawdziwych głosów/prawdziwego języka i nie ma muzyki, prawie bez przerwy.
Oprócz tych wszystkich problemów, The Crush House ma również problemy z optymalizacją, ponieważ kilka razy zepsuł się i zawiesił w ciągu kilku godzin spędzonych z historią randkową Devolver. Ostatecznie zarówno koncepcja, jak i wykonanie są czymś, do czego ani nie chcę wracać, ani nie wyobrażam sobie, że mogę polecić. Symulacja tego rodzaju bezużytecznego, bezsensownego reality show powinna być praktycznie nie do przeoczenia, biorąc pod uwagę, o ile bardziej satysfakcjonujące jest prowadzenie samochodu wyścigowego, uderzanie trolli w głowę szerokim toporem lub strzelanie do kosmitów amunicją dużego kalibru.