Polski
Gamereactor
recenzje filmów
Alien: Romulus

Alien: Romulus

Fede Alvarez pokazuje potencjał twórczy w stylowym, ale nieco pustym thrillerze grozy.

HQ

Ksenomorf, jak wszyscy wiemy jako kinomaniacy, to organizm idealny. Przynajmniej w filmie. Koncepcyjnie nie ma nic bardziej przerażającego niż bycie ściganym przez przerażającą bestię z najgłębszej części artystycznych otchłani H.R. Gigera, a jednak, mimo to, kultowy potwór miał prawie idealną franczyzę. Resurrection do dziś pozostaje wielkim rozczarowaniem, a twórca Alien Ridley Scott szybko stracił wątek swoimi ambitnymi, ale nieprzemyślanymi prologami o pochodzeniu człowieka. Potrzebny był nowy kierunek i jest nadzieja, że mistrz horroru Fede Alvarez jest odpowiedzią.

HQ

Zacznę od tego, że Romulus zaczyna się bardzo obiecująco. Beznadziejny ton tego, co wydaje się być jedną wielką górniczą planetą należącą do Waylanda-Yutaniego, wydaje się cudownie dystopijny. Rodzice rutynowo umierają w kopalniach, pozostawiając swoje pozbawione przyszłości potomstwo, urodzone po to, by być zniewolonymi przez politykę wielkiego biznesu od kołyski do grobu. Główna bohaterka Rain i jej dziecięcy android Andy śnią o słońcu pieszczącym ich skórę, gdzieś poza uściskiem Waylanda nad kolonistami. Tak więc, kiedy dostaje szansę na ucieczkę z piekielnej społeczności górniczej na dobre, z niej korzysta. Ponieważ jednak film nosi taki tytuł, wiemy jednak, że w końcu młodzi bohaterowie zostaną uwięzieni na opuszczonej stacji kosmicznej i to nie sami...

Chociaż postacie nie są najbardziej zapadającymi w pamięć postaciami w tym sequelu, myślę, że Alvarez zdecydowanie rozumiał zadanie pod względem tonu i wyglądu filmu. Niepokojąca groza, przekonujące efekty praktyczne, nieskazitelna estetyka retro, wyraziste wibracje Alien: Isolation; jest wiele rzeczy, które działają w Romulusie. I cholera jasna, jaki to świetnie wyglądający film. Bardzo podobały mi się zamaszyste ujęcia zniewalająco pustego kosmosu i wywołująca pot klaustrofobia wywoływana przez słabo oświetlone korytarze. Alvarezowi udaje się również połączyć Prometheus i klasyczne filmy Alien w hybrydowym świecie pełnym nieprzyjemnych niespodzianek.

To jest reklama:
Alien: Romulus

Staje się jednak jasne, że pod maską statku kosmicznego Alvareza nie ma zbyt wiele czynnika strachu. Gdy przerażający potwór pojawia się na scenie, sprawy szybko przybierają zły obrót, zamiast kontynuować budowanie gęstej atmosfery pierwszego aktu filmu. Przerażający, mrożący krew w żyłach strach przed żywym koszmarem depczącym ci po piętach znika w połowie i staje się jasne, że Alvarez nie miał wiele więcej do powiedzenia. Kołatanie serca, które pojawiło się na początku filmu, niestety szybko ustępuje. Zwroty akcji w filmie nie polegają na tym, aby poprowadzić narrację w interesujący sposób, ale bardziej na nowe, obrzydliwe sposoby na zbuntowanie publiczności. To samo w sobie nie jest złe, ale mogło to być coś więcej niż tylko śliniąca się kanapka z fanserwisem.

Oczywiste jest, że reżyser uwielbia filmy Alien, a Romulus jest listem miłosnym do Alien pod wieloma pozytywnymi względami, ale imponujące jest to, jak mało Ksenomorf się sprawdza, gdy scenariusz zaczyna obierać raczej głupie drogi w kierunku późniejszych aktów filmu. W drugiej połowie film plasuje się gdzieś pomiędzy porywająco kreatywnym a absurdalnie pozbawionym wyobraźni - zwłaszcza, gdy film zaczyna wypluwać odniesienia z poprzednich filmów, a pociąganie za sznurki nostalgii tak późno w serii wydaje się prawie głupie.

Nie mogę jednak powiedzieć, że miałem choć jeden nudny moment z Romulusem. Alien fani prawdopodobnie znajdą tu wiele do polubienia, nawet jeśli rzadko robi się to przerażające. "Romulus" może i jest oszałamiający i brutalnie zabawny, ale naprawdę tęsknię za tym kosmicznym psychoseksualnym terrorem, który udało się wywołać w serii filmów 45 lat temu.

To jest reklama:
05 Gamereactor Polska
5 / 10
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości