Jamesowi Gunnowi udało się przekształcić Guardians of the Galaxy w powszechnie znaną markę dzięki sukcesowi filmu z 2013 roku – projektowi, w który wcześniej wierzyło bardzo niewielu. Poza kręgami komiksowymi prawie nikt nie wiedział, kim są Gamora, Star-Lord, Groot czy Rocket Raccoon. Kiedy więc na biurku Amandy Seyfried pojawiła się propozycja zagrania bohaterki zielonej przestrzeni, odrzuciła ją.
Aktorka ujawniła to w wywiadzie dla Happy Sad Confused, gdzie wyjaśniła, że niezwykła koncepcja filmu – z gadającym drzewem i szopem praczem – brzmiała zbyt dziwnie. Była przekonana, że będzie to pierwsza poważna klapa Marvela, co z kolei negatywnie wpłynie na jej karierę.
Wspomniała również, że ciężka charakteryzacja wymagana do roli Gamory, cała praca na zielonym ekranie oraz fakt, że musiałaby mieszkać w Londynie przez sześć miesięcy, były dodatkowymi czynnikami, które ostatecznie sprawiły, że odmówiła. Zamiast tego zaryzykowała przy komedii westernowej Setha MacFarlane'a "Milion sposobów, by umrzeć na Dzikim Zachodzie". Oops.
Oczywiście, z perspektywy czasu jest to 20/20, ale Seyfried mówi, że nie żałuje swojej decyzji. W tamtym czasie był to po prostu właściwy wybór i jest zadowolona z tego, jak od tego czasu rozwinęła się jej kariera.
Czy mogłeś sobie wyobrazić Seyfrieda jako Gamorę?