Beetlejuice, Beetlejuice. Jakże czekałem na nadejście tego dnia. Jakże uwielbiam czysty, kampowy, upiorny sos oryginału i jak bardzo byłem podekscytowany nową odsłoną serii. Czy to było wszystko, czego chciałem, żeby to było? Mówiąc wprost, nie. Ale czy dobrze się bawiłem? Absolutnie. Uwaga na spoilery - zostaliście ostrzeżeni.
Od razu nie zrozumiałem sekwencji z plasteliny, która pokazała nam śmierć Charles Deetz - rozumiem z praktycznego punktu widzenia, że Jeffrey Jones nie pojawia się w tym filmie, ale równie dobrze mogliśmy po prostu usłyszeć, co się stało. Wydawało się, że jest to coś, co fan mógł zrobić, aby przedstawić punkt fabuły w stylu przypominającym efekty wizualne Beetlejuice, a nie coś pochodzącego z rzeczywistego wpisu Burton.
Podobnie, sekwencja wprowadzająca Monica Bellucci, choć stylowa, krwawa i zabawna w próżni, jest zupełnie nie na miejscu w ogólnym zakresie filmu. Wskazuje to na dwa z moich większych problemów związanych z tą kontynuacją.
Po pierwsze, wiele upadków mikrofonu jest niezwykle drażniących i, szczerze mówiąc, niezbyt dobrze zmiksowanych. Pojawiają się znikąd, piosenki po prostu nie pasują/nie pasują do scen i sprawiają, że wydają się i są DUŻO za głośne.
Po drugie, co my w ogóle robimy ze znakiem Monica Bellucci ? To nie jest nienawiść do aktorki - ona robi, co może, z tą odchodzą, którą dostała - ale gdybyś mnie wyciągnął z kina i przystawił mi pistolet do głowy, nie byłbym w stanie uratować życia, mówiąc ci imię jej bohaterki (to Delores ). To po prostu marnotrawstwo. Myślę, że o jeden wątek fabularny za dużo - dobra postać, która mogłaby być interesująca w trzeciej odsłonie lub jako główny element obecnej, ale zamiast tego kończy się po prostu marnotrawstwem i jakby po namyśle.
Jenna Ortega jest, jak zwykle, świetna, ale myślę, że nadszedł czas, aby odeszła od grania ról nastolatków. Zrobiliśmy cały nastrojowy, gotycki, mroczny nastolatek akademicki w Wednesday i Astrid Deetz jest bardzo podobnie. Ortega dobrze radzi sobie z tym, co dostaje, ale to, co dostaje, nie jest świetne (motyw przewodni), a ponieważ jej publiczna sława wciąż rośnie, odkrywam, że połączenie tego, jak elokwentna i ekspresyjna jest w wywiadach i jej dojrzalszych ról w filmach takich jak Miller's Girl, X i serii Scream sprawia, że oglądanie jej roli kolejnej nadąsanej nastolatki jest nieco irytujące.
Ogólnie rzecz biorąc, blokowanie jest przyzwoite i są momenty, w których jest całkiem przyjemnie (w szkole Astrid z wścibskimi rówieśnikami wyglądającymi przez okna; gdy Astrid odjeżdża na peryferiach szerokiej części domu po kłótni z Lydia; sekwencja (sekwencje) Soul Train). Zdjęcia są również najlepsze w tych momentach mocnego blokowania, ale szczególnie w prawdziwym świecie często mogą być dość nijakie, jeśli nie wręcz słabe.
Świat żywych jest zdecydowanie najsłabszą częścią tego filmu. Dialog między Arthur Conti's Jeremy Frazier a Ortega's Astrid Deetz wydaje się wymuszony, sztampowy i Netflix dramatyczny (to nie jest komplement). Szczerze mówiąc, charakter pre-reveal Conti to kości trzymane razem przez kiepskie klisze. Być może jest to zamierzone, ma pochylić się nad tymi stereotypami, aby oczarować Astrid, ale nawet jeśli nijakie pisanie jest zamierzone, nie jest zabawne - to przewracanie oczami. Nie pomaga też fakt, że zwroty akcji są tu - delikatnie mówiąc - przewidywalne.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Bellucci Delores i Conti's Jeremy są ze sobą skłócone, walczą o czas ekranowy i bycie głównym czarnym charakterem obrazu. Rezultatem jest zbyt dużo przygotowań (mija ponad godzina, zanim wydaje się, że film faktycznie się rusza) i zbyt mała wypłata. Rozumiem, jaki był tutaj cel, stworzenie sytuacji, w której jest wiele ruchomych elementów, które zbiegają się w kulminacyjny finał, ale jest to nieprzemyślane i niesatysfakcjonujące. Nic nie jest poprawnie skonfigurowane, ponieważ pomimo tego, że konfiguracja zajmuje zbyt dużo czasu, nadal jest zbyt wiele do skonfigurowania - to, co otrzymujemy, jest poszatkowane, chaotyczne i płytkie.
To powiedziawszy, końcowa sekwencja ślubu/punktu kulminacyjnego jest świetna do oglądania, czysty sos Beetlejuice, ale Burton mógł z łatwością, a według wszystkich przypadków powinien, uratować wysysającą duszę potwora Bellucci na trzecią część. Poważnie, to świetny punkt kulminacyjny, dał mi wszystko, czego chcę od filmu Beetlejuice, ale sposób, w jaki Bellucci wychodzi i szybkość, z jaką następuje to wyjście, był po prostu marnotrawstwem. Wyglądało to tak, jakby jej postać została zapomniana i pojawiła się na krótko tylko po to, by można było związać wątek fabularny w rekordowym czasie. To samo można powiedzieć o wyjściu Conti wcześniej w filmie. Oboje zostają zmuszeni do odejścia dość szybko i niesatysfakcjonująco, aby Keaton's Beetlejuice ponownie znalazł się w centrum uwagi jako złoczyńca.
Wróćmy do pozytywów. Podobnie jak w pierwszym filmie, główną atrakcją jest życie pozagrobowe. Idealnie kampowy, uroczy i zabawny, a jednocześnie wystarczająco makabryczny, by czuć się odpowiednim. Burton i spółka po raz kolejny dopracowują scenografię, kostiumy i charakteryzację i to właśnie wtedy film jest najmocniejszy. Naprawdę, zespoły kreatywne przeszły tutaj same siebie i nie można przecenić, jak ważna jest ich praca dla najlepszych części tego filmu w erze naprawiania rzeczy w postprodukcji za pomocą niepotrzebnego CGI.
Pomimo tego, że w zasadzie wisi przed nami jak przysłowiowa marchewka przez blisko połowę filmu, kiedy Keaton's Beetlejuice zostaje faktycznie uwolniony na Deetz i świat żywych jako czynnik konsekwentny, gwiazda po raz kolejny dostarcza. Fizycznie nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli i myślę, że Keaton błyszczy tutaj, po raz kolejny udowadniając, że jest jednym z najbardziej niedocenianych żyjących aktorów.
Ten magiczny kampowy sos, a raczej sok, jest nadal obecny w Beetlejuice, Beetlejuice w niektórych miejscach, ale jest daleki od luźnego. Jak już wcześniej wspomniałem, sekwencje z Soul Train są moimi ulubionymi, ale żałuję, że nie zostały potraktowane z nieco większą głębią i troską. Willem Dafoe aktor z Lifetime Cop, który stał się prawdziwym detektywem życia pozagrobowego, jest tak dobry i kradł moją uwagę za każdym razem, gdy pojawiał się na ekranie, ale znowu po prostu nie dostał zbyt wiele czasu ekranowego wśród wszystkiego innego, co Burton próbuje tu upchnąć.
Justin Theroux jest punktem kulminacyjnym jako oślizgły menedżer/chłopak Lydia Deetz Rory. Jest doskonale odpychający, złośliwy, pseudo-emocjonalnie inteligentny, pseudo-feministyczny i emanuje nieszczerością w sposób, który wszyscy bohaterowie (poza Lydia ), a także my jako widzowie, widzą i natychmiast gardzimy. Jest świetny w byciu po prostu najgorszym, a postać Rory jest fantastyczna w dawaniu publiczności chodzącego, mówiącego ucieleśnienia tego, jak bardzo straumatyzowane byłoLydia jej poprzednie spotkanie z Beetlejuice i jak daleko upadła - od gadatliwej gotyckiej nastolatki, która walczyła z tym demonem, do paranoika. Niepewny siebie rodzic, który daje się nabrać na oczywiste tendencje kontrolujące i manipulacyjne Rory.
Czas przestać owijać w bawełnę. Podoba mi się Beetlejuice, Beetlejuice. Śmiałem się, dobrze się bawiłem. Zachwycały mnie kostiumy, scenografia i charakteryzacja. Było kilka błyskotliwych momentów, które były powrotem do formy, ale coś jest po prostu nie tak. Powszechnie wiadomo, jak trudno jest zrobić dobry sequel, a im bardziej kultowy oryginał, tym trudniejszy się staje, więc zawsze miało to być gigantyczne zadanie. Myślę, że jest tu coś na rzeczy w związku z brakiem Maitlands. Zamieszanie, które wprowadzili do oryginału, naprawdę mu pomogło - widzowie odkrywali dziwne i zagmatwane zasady życia pozagrobowego razem z nimi, ale tutaj wszystko wydaje się być znanym czynnikiem, a my tak naprawdę nie dostajemy niczego nowego, w co moglibyśmy zatopić zęby.
Mam wrażenie, że Winona Ryder's Lydia wskazuje na film jako całość - Ryder jest dobry, ale Lydia jako postać jest skorupą jej dawnego ja - zarówno intencjonalnie, jak i w szerszym sensie ze szkodą dla filmu.
Beetlejuice, Beetlejuice kończy się jak parodia swojego poprzednika. Ma na sobie garnitur w czarno-białe paski, ale jego dusza została wyssana. Tak przeciętny scenariusz mógłby sobie poradzić z egzorcyzmem w preprodukcji, a nawet najlepsze starania dobrej obsady i trochę pulpowych powrotów do formy nie są w stanie zamienić banalnych pomyj w kampową magię. Wygląda na to, że jesteśmy przygotowani na kolejną kontynuację, więc być może trzeci raz okaże się urokiem, ale Burton i spółka będą musieli dokładnie przyjrzeć się temu, co tutaj nie zadziałało, jeśli to zrobią, lub może wezwać pomoc z zewnątrz, jeśli chcą zrobić Beetlejuice, Beetlejuice, Beetle-