Kontrowersje wokół najnowszego filmu Disneya o Królewnie Śnieżce były liczne i bezlitosne. Poza kontrowersyjnymi komentarzami gwiazd i tym, że film został oskarżony o podążanie za pewnego rodzaju agendą woke, Disney generalnie miał trudności z przekonaniem swoich wiernych fanów za pomocą remake'ów na żywo. Ich nijakie remake'i od lat nie przekonują, a jeszcze przed premierą Królewny Śnieżki stały się chlebem powszednim twórców YouTube, którzy karmili się ciągłym negatywnym nastawieniem.
Bardzo niewiele z tej złośliwości znalazło jednak drogę do filmu. W rzeczywistości medialny cyrk z pierwszych stron gazet jest o wiele bardziej interesujący niż sam film, który niestety jest tylko kolejnym wpisem w długiej linii oczernianych remake'ów Disneya. Niemal żałuję, że ten film nie był bardziej odważny, niż jest w rzeczywistości, bo być może najbardziej kontrowersyjny film tego roku to nic innego jak nieszkodliwy film dla dzieci, którego nikt nie zapamięta na dłuższą metę. Pytanie brzmi raczej, jak zły jest ten film w swojej istocie?
Królewna Śnieżka to rozszerzona reinterpretacja animowanego arcydzieła Walta Disneya z 1937 roku, biorąc prostą bajkową historię i wypełniając ją bardziej nowoczesnymi, przyszłościowymi pomysłami na przeciwstawienie się niesprawiedliwości. Jednak film Królewna Śnieżka z Kristen Stewart zrobił to już w 2012 roku, więc ten remake ma bardzo niewiele nowego do powiedzenia w tej kwestii. Choć film jest technicznie bardziej skomplikowany pod względem fabularnym, jest też bardziej pusty i bardziej zapierający dech w piersiach. Prostota baśni i przesłanie o tym, jak daleko może zaprowadzić cię dobroć, zostaje tutaj przyćmione przez dziecinną walkę dobra ze złem w filmie, a w połowie tego liściastego filmu długość naprawdę zaczyna cię męczyć.
Rachel Zegler jest naprawdę przyzwoita jako tytułowa bohaterka. Jej dolna szczęka z pewnością w kilku scenach żyje dziwnym życiem, ale udaje jej się sprzedać swoją niewinną postać, która odizolowała się od dominacji macochy i wkrótce staje się symbolem wolności dla uciśnionego ludu. Zegler przynajmniej oferuje trochę ludzkiego uroku w lepkim bagnie CGI filmu, czego Gal Gadot niestety nie robi.
Ujmijmy to w ten sposób: niektórym aktorom uchodzi na sucho ich komicznie kiepski występ, ponieważ doskonale wiedzą, że grają w gównianym filmie i robią to tylko dla wypłaty, w wybaczający sobie sposób. Gal Gadot nie jest jedną z nich. Jest okropna jako antagonistka filmu, która tutaj osiąga wręcz żenujący poziom melodramatu. Jako mała perełka, Królowa w oryginalnym filmie Walta Disneya była koszmarnym materiałem, ale w tym remake'u Królowa jest tak parodystyczna, że resztki emocji, jakie mógł mieć film, po prostu znikają. Jej piosenka "All is Fair" jest przesadzona, doprowadza do szaleństwa.
Mówiąc o piosenkach, ścieżka dźwiękowa nie jest zbyt duża, o czym można by się rozpisywać. Nie ma nic złego w kompozycji Jeffa Morrowa, ale nowe piosenki nie pasują do zremiksowanych klasyków, które same w sobie brzmią jak nadprodukowane produkcje AI. Nowemu materiałowi Banj Paska i Justina Paula również brakuje tożsamości i osobowości, co sprawia, że wiele nowych piosenek brzmi tak samo i łączy się w jedną, generyczną ścieżkę dźwiękową. Przynajmniej pasuje do efektownej oprawy wizualnej filmu w stylu Disneylandu.
Po wprowadzeniu krasnoludów film zamienia się w prosty horror z doliny niesamowitości, który odstrasza bardziej niż urok. Krasnoludy są teraz nazywane "magicznymi stworzeniami", które mogą używać swojej magii do identyfikowania diamentów w jaskiniach. Nie ma żadnego powodu, dla którego miałby to być szczegół, poza przypuszczalnie chęcią uniknięcia dyskusji o małych ludziach. Jednak te postacie rozbawią młodsze dzieci, a urocze animowane komputerowo zwierzątka odwrócą ich uwagę od fabuły.
Jeśli jeszcze tego nie widać, my, dorośli, mamy bardzo niewiele do wyniesienia z tego filmu, ponieważ nie ma się czym ekscytować. To typowa disneyowska reinterpretacja z niechlujnym lakierem, ale bardzo mało pod powierzchnią. Jednocześnie film jest bardziej zabawny niż okropna Mała Syrenka i znacznie mniej frustrujący niż niedawna interpretacja Beuaty i Bestii. Ale chociaż nadal jest kilka dość solidnych scen, nie potrzebujesz magicznego lustra, aby powiedzieć, że oryginał jest nadal najpiękniejszy z nich wszystkich.