Polski
Gamereactor
recenzje filmów
Star Wars: The Rise of Skywalker

Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie

Nie o taką galaktykę walczyła Rebelia.

Star Wars: The Rise of Skywalker

Czwarty epizod Gwiezdnych Wojen pokazał mi tata, gdy miałem dziesięć lat. Od tamtej chwili na każdy kolejny film z uniwersum czekałem z wypiekami na twarzy. Za każdym razem czułem się niczym ten mały chłopiec, który dopiero co odkrył przepełnione atrakcjami i pięknem nowe galaktyki. Choć Gwiezdne Wojny miały swoje wzloty i upadki, miło wspominam niemal każdy epizod (no, może za wyjątkiem Ostatniego Jedi, który był w moim przekonaniu chodzącym koszmarem). Z tego też powodu nie zwracałem uwagi na negatywne opinie kolegów po fachu, nie chcąc w żaden sposób się nimi sugerować. Właśnie dlatego po seansie postanowiłem przespać się z myślami co najmniej dwa dni, by na spokojnie wszystko sobie w głowie poukładać. Bardzo chciałem polubić się z zakończeniem sagi Skywalkerów. Niestety, odległa galaktyka tym razem okazała się miejscem nie dla mnie.

Dawno, dawno temu...

Abrams przejmując stery po Johnsonie nie miał łatwego zadania i, prawdę mówiąc, posprzątanie tego całego bałaganu pozostawionego przez Ostatniego Jedi graniczyło z cudem. Reżyser i tak zdołał wyjść z tego chaosu obronną ręką. Dostał pożal się Boże materiał, który koniec końców udało mu się całkiem zręcznie poskładać, chociaż nadal trzeba często przy nim mrużyć oczy.

Star Wars: The Rise of Skywalker
To jest reklama:

Przez połowę seansu bohaterowie Skywalker. Odrodzenie zachowują się niczym postacie z kiepskiej gry RPG, a cała fabuła została spłycona do prostego zadania w stylu „przynieś, wynieś, pozamiataj". Na domiar złego we wszystkich prowadzonych wątkach co rusz jesteśmy świadkami niemal magicznych zbiegów okoliczności. Najwyraźniej Moc jest tym razem wyjątkowo silna, bo zawsze układa na drodze bohaterów wszystko, czego akurat im potrzeba. Łącznie z niebezpieczeństwami, które finalnie okazują się tak naprawdę pomocne. Niech za przykład posłuży tu chociażby scena z wężem.

Zwyczajnie nie patrzy się na to wszystko dobrze. Stara gwardia, która z oczywistych względów stanowi już obecnie bardziej fanserwis, jest na tyle niestrawna, że mogłoby jej w ogóle nie być. Nawet Chewie, który zawsze potrafił skraść serca widzów, teraz pałęta się bez żadnego większego powodu, tylko po to, by od czasu do czasu zaznaczyć swoją obecność na ekranie. Oczywiście, wszystkie smaczki były jak najbardziej potrzebne, tak samo jak pozamykanie większości wątków, ale zamiast wywoływać ciepłe emocje, często powodują one dyskomfort, a w najlepszym razie podchodzi się do nich zupełnie obojętnie. I niczym jasna gwiazda lśni tu ponownie Adam Driver, którego Kylo Ren jest przeciwieństwem średnio grającej obsady. Już od pierwszej części najnowszej trylogii uważałem, że jest to świetnie zagrana rola i w „Odrodzeniu" nic się pod tym względem nie zmieniło. Miejscami byłem wręcz wściekły, jak bardzo Disney bał się poruszać trudniejszych tematów, prowadząc postacie w bardzo sztampowy i zmierzający wyłącznie w jedną stronę kierunek.

Star Wars: The Rise of Skywalker
To jest reklama:

Na ekranie pojawia się oczywiście kilku nowych bohaterów, najczęściej w bardziej humorystycznych momentach, i o ile faktycznie niektórzy z nich potrafią rozbawić - Babu Frik kradnie sceny, w których występuje - o tyle nie są to występy na tyle długie czy znaczące dla całego filmu, by wyryły się mocniej w pamięci. Niestety, najbardziej irytujący okazuje się tu „ten, którego imienia nie wolno wymawiać". Już dawno nie męczyłem się w kinie tak bardzo, jak podczas scen, w których ów występował. Nie boję się użyć tu stwierdzenia, że wszystkie jego monologi były istną grafomanią i miałem wrażenie, że przez pomyłkę ktoś skopiował i wręczył mu zaledwie jedną stronę scenariusza. Ile można słuchać jednej kwestii wypowiadanej na kilka sposobów? Jak długo da się tolerować chwiejny niczym latawiec na wietrze charakter postaci, który zmienia się w zasadzie co linijkę tekstu? Jasne, że ciemna strona wypacza, ale w wielu momentach scenariusz prezentuje się tak, jakby Abrams składał go w pośpiechu na kolanie. Nic zresztą dziwnego, skoro Johnson we wcześniejszej części ubił mu najczarniejszy z czarnych charakterów. Należało go zastąpić jeszcze czarniejszym, co w połączeniu ze zbyt szybkim tempem obrazu wyszło aż niepoważnie. A przecież sama relacja Rey z Kylo stanowiła świetne podwaliny pod bardzo złożony i emocjonalny konflikt. Niestety, trzeba brać pod uwagę, że Disney tworzy również (jeśli nie przede wszystkim) produkcje dla młodszych i boi się zaryzykować bardziej dojrzałymi treściami.

Zabrakło Mocy, ale chociaż pozostały latarki

Głupota goni za głupotą, a kolejna głupota je pogania i bardzo trudno przymknąć na to wszystko oko. Jednak tym, czego nie można filmowi odmówić, jest widowiskowość. Mimo wszystko warto obejrzeć najnowsze Gwiezdne Wojny na wielkim ekranie. Nawet dlatego, że to długo oczekiwany finał, do którego wszystko zmierzało od lat.

Star Wars: The Rise of Skywalker

Wielkim atutem filmu są też niewątpliwie przepiękne walki na miecze świetlne, których choreografia potrafi zachwycić i wbić w fotel. Pomijając nieskładną, naciąganą do granic możliwości fabułę, całość wizualnie dostarcza naprawdę epickich doznań i tylko szkoda, że zabrakło w tym wszystkim takich samych emocji. Finał nie satysfakcjonuje i nie wydusza z nas łez - zarówno smutku, jak i szczęścia. Ot, jest, bo jest, i ma się wrażenie, że i tak to jeszcze nie koniec, ale ciąg dalszy obejrzymy już z czasem na platformie streamingowej Disneya. Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie nie jest filmem złym, nie jest też niestety filmem dobrym. Idealnie plasuje się więc gdzieś pośrodku. Z tego też powodu zapewne znajdzie się tylu samo obrońców, jak i przeciwników finalnego epizodu. Dla mnie po tylu latach jest to niestety olbrzymie rozczarowanie, bo choć jestem zachwycony tym, jak film się prezentuje, tak widziałbym go prędzej jako prezent na Wielkanoc, a nie Boże Narodzenie. Przynajmniej wówczas piękne wydmuszki są jak najbardziej na miejscu.

05 Gamereactor Polska
5 / 10
+
Piękny wizualnie; niesamowite walki na miecze świetlne; sceny z Kylo Renem; pozamykanie wielu wątków; fanserwis.
-
Brak emocji; bardzo niespójna fabuła; niekonsekwentne zachowanie postaci; cudowne zbiegi okoliczności, które niestety zdarzają się zbyt często; irytujący powrót czarnego charakteru; grafomania w dialogach; bywa niezręcznie.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości