Co by się stało, gdyby Elon Musk, Mark Zuckerberg, Larry Page i Tim Cook zebrali się w wartej 20 milionów dolarów chatce wysoko na pokrytej śniegiem górze na spokojny, relaksujący weekend dla chłopców z dala od stresu dnia codziennego i wyzwań branży technologicznej? Naturalnie można by powiedzieć kilka mądrych rzeczy, może wykluć się kilka genialnych pomysłów, ale znaczna część mnie nie wierzy, że Musk, Page i Cook nie próbowaliby zamordować założyciela Facebook, zamykając go w saunie i wlewając benzynę przez szparę w drzwiach.
Jednak to właśnie dzieje się w gadatliwej komedii twórcy Succession Jesse Armstronga o czterech potentatach technologicznych, którzy spotykają się ponownie po kilku latach rozłąki, spotykając się w luksusowej posiadłości na weekend, aby cieszyć się dobrym towarzystwem i dobrym jedzeniem. Jednak dzień przed odlotem najbogatszy z całej czwórki uruchamia nowy algorytm oparty na sztucznej inteligencji, który umożliwia najbardziej zaawansowane na świecie deep fake'i, które w zasadzie podpalają cały świat. Fałszywe wiadomości o zamachach bombowych, atakach terrorystycznych, przewrotach miejskich i morderstwach politycznych rozprzestrzeniają się jak pożar, podczas gdy czterej mężczyźni siadają przed ogniem, aby wypić gorącą czekoladę, a pośród tego wszystkiego wszyscy próbują teraz poruszać się po gównoburzy, którą rozpętał ich przyjaciel z dzieciństwa, z paniką na przemian z proaktywnością. prowadzi do desperacji, która prowadzi do kompletnego szaleństwa.
Succession jest dobre. Z mojej strony jednak wystarczyły dwa sezony, bo po prostu zmęczyła mnie kryminalnie monotonna fabuła, w której zgorzkniały ojciec miliarder próbuje znaleźć drogę naprzód w trudnym świecie biznesu, podczas gdy jego dzieci uważają się za niezbędne dla rodzinnego biznesu i dlatego stale przeceniają własne znaczenie, po czym ich ponure, Zgorzkniały ojciec raz po raz niszczy ich marzenia, a także próby wrogiego przejęcia. Niestety, Mountainhead wpada w tę samą pułapkę, mimo że różni się tematycznie od Succession. Tutaj chodzi bardziej o czterech mężczyzn, którzy mają wystarczającą geopolityczną i globalistyczną władzę, aby spalić świat, i którzy są na tyle aroganccy, aby to zrobić. Jest to ostra satyra na dzisiejszy klimat technologiczny, w którym garstka starszych ludzi (w tym Page, Cook, Musk i Zuckerberg) kontroluje dużą część świata za pomocą swoich usług i aplikacji, a Armstrong prawie się nie powstrzymuje, gdy sprawy wymykają się spod kontroli.
Bardzo podoba mi się sposób, w jaki Armstrong pisze dialogi. Jego zdolność do sprawiania, że szybka biegunka słowna wydaje się naturalna, a przede wszystkim dynamiczna, przypomina Aarona Sorkina i podobnie jak w The Newsroom czy The Social Network, zabawnie jest patrzeć, jak mała, zwarta grupa bystrych, utalentowanych aktorów charakterystycznych wykorzystuje dialogi jak rękawice bokserskie, angażując się w słowne sparingi przez dwie godziny, które trwa ten film. Mountainhead jest jednak trochę rozciągnięte. Podobnie jak w Succession, Armstrong ma problem z "zabiciem swoich ukochanych" i dwie godziny mogłyby być lepsze niż 90 minut. To powiedziawszy, jest to dziwaczna, pokręcona satyra z udanymi dialogami i dobrą grą aktorską, którą z przyjemnością polecam.