Kilka dni temu Respawn Entertainment i Panic Button wydały port Apex Legends na Nintendo Switch. Sama gra zawiera wszystko, co znalazło się w jej wersjach na PC, PlayStation i Xboksie, ale biorąc pod uwagę sporo mniejszą wydajność hybrydowej konsoli, chciałem zobaczyć na własne oczy, jak wypada w porównaniu z innymi platformami. Jako że mam zamiar skupić się przede wszystkim na technicznej stronie tytułu, pominę całą nową zawartość, która została wprowadzona w ostatnim sezonie.
Zanim zagłębimy się w szczegóły, warto zauważyć, że zalogowanie się do Apex Legends na Nintendo Switch jest niezrozumiale utrudnione. Najpierw należy utworzyć lub połączyć się z kontem EA, a na mnie z jakiegoś powodu co restart wymuszano zmianę hasła Origin. Gdy już dorwiemy się do gry, przywita nas film wprowadzający do sezonu ósmego, który prezentuje się całkiem nieźle zarówno w trybie przenośnym, jak i zadokowanym.
Jak wcześniej wyszczególnił Andy Boggs z Panic Button, Apex Legends działa w rozdzielczości 720p po zadokowaniu i 576p w trybie przenośnym, utrzymując trzydzieści klatek na sekundę (ze sporymi spadkami) w obu trybach. W tym drugim gra niestety wygląda okropnie, dla mnie wręcz niegrywalnie. Stacjonarnie jest znośnie, chociaż jeśli graliście w Apex na jakiejkolwiek innej platformie, zmiany będą wydawać się radykalne.
Nigdy nie oczekiwałem, że wersja na Nintendo Switch przewyższy czy nawet dorówna innym platformom, ale nie spodziewałem się, że tryb przenośny wypadnie tak kiepsko. Całe plansze są rozmyte przez niską rozdzielczość, a mały ekranik dodatkowo psuje wrażenia. Mam dreszcze na samą myśl o grze w taki sposób.
Jednak największą różnicą w porównaniu z innymi wersjami jest liczba klatek na sekundę. Jeśli Switch jest waszą główną platformą, pewnie nie będzie wam to przeszkadzało, ale jeśli znacie Apex, to wiecie, że musicie przygotować się na game changer i to nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Czasem Apex zachowuje się jak pokaz slajdów, a rozgrywka międzyplatformowa nie ma najmniejszego sensu, ponieważ grając na Switchu po prostu nie da się zwyciężyć z graczami na PC.
Niemniej w Apex na Switchu gra się dobrze, zwłaszcza jeśli mowa o sterowaniu. Niezależnie od tego, czy lubicie grać na Joy-Conach, czy Pro Controllerze, mapowanie przycisków zostało dobrze dostosowane na wszystkich płaszczyznach - nawet jeśli wciąż mylę przyciski A i B. Z drugiej strony żyroskop to zupełnie inna para kaloszy...
Chociaż jest interesujący w teorii, w praktyce wypada dość przerażająco. Dla przypomnienia, system ten pozwala kontrolować kamerę fizycznie przesuwając kontrolerem, co nijak ma się do szybkiego skorzystania z analogów, nie wspominając o myszy. Jeśli nie wyłączymy funkcji całkowicie, będzie stale przeszkadzać w rozgrywce, więc lepiej zwrócić na nią uwagę już na samym początku.
Jednym z największych plusów tej wersji jest fakt, że nie potrzebujemy subskrypcji Nintendo Switch Online, by grać. Nadal trzeba utworzyć lub połączyć swoje konto Origin z kontem Nintendo, ale to tyle z upierdliwości.
Możliwy jest również crossplay, jak wspomniałem wcześniej, co oznacza, że możemy łączyć się ze znajomymi na PlayStation, Xboksie i PC w dowolnym momencie. Jednak mimo że jest to świetna funkcja, sugerowałbym ją wyłączyć. W innym przypadku szybko zostaniecie unicestwieni przez graczy na innych platformach.
Z drugiej strony gra nie oferuje jeszcze funkcji cross-progression. Jeśli więc kupicie wersję na Nintendo Switch, nie spodziewajcie się, że w najbliższym czasie przeniesiecie wszystkie swoje ciężko zarobione skórki na inną platformę.
Apex Legends pozostaje jednym z najbardziej ekscytujących battle royale na rynku, ale jego "pstryczkowy" port wypada dość miernie. Jeśli jednak zdecydujecie się zabrać Apex na wycieczkę, przygotujcie się na ponure doświadczenie. Ponieważ tytuł jest darmowy i nie wymaga subskrypcji Switch Online, warto go pobrać, ale bądźcie gotowi na kolosalny spadek jakości w porównaniu z pozostałymi wersjami gry.