Polski
Gamereactor
recenzje
Concrete Genie

Concrete Genie

Koślawy (s)tworek.

HQ
Concrete Genie

Powracając do Denski, swojego rodzinnego, nadmorskiego miasteczka, które opustoszało wskutek katastrofalnego wycieku ropy, Ash nie mógł spodziewać się, że zostanie bohaterem przywracającym temu miejscu jego dawną świetność. Bazgrząc w szkicowniku, zostaje zaatakowany przez nieprzyjaznych mu rówieśników, a wiatr porywa strony wyrwane z zeszytu i rozsiewa je po całym mieście. Nieoczekiwanie jeden z projektów chłopca, Luna, ożywa, a on sam wchodzi w posiadanie magicznego pędzla, dzięki któremu jest w stanie malować i ożywiać inne dżiny, by uratować Denskę. Coby nie było zbyt łatwo, przeszkadzać będzie mu w tym zgraja łobuziaków, którzy pobiją młodego artystę i wsadzą do śmietnika, gdy tylko zbliżą się do niego za bardzo. Jak sugerowały zwiastuny, jest to pełną gębą tytuł na wyłączność PlayStation. Być może aż zbyt pełną.

Chciałabym móc napisać, że nie ma drugiej takiej pozycji na rynku, ale Concrete Genie jakby z każdej strony krzyczy: „Hej, patrz, tego nauczyłem się z tego, a tego z tamtego"! To przepiękna gra, w której każdy może zostać artystą, a techniczny sposób wykonania rysowanych dżinów budzi wielki podziw, co do tego nie mam wątpliwości, ale na każdym kroku tytuł usilnie zaprzecza samemu sobie.

Concrete Genie
W drogę!
To jest reklama:
Concrete Genie
Czas odmalować Denskę.

Początkowo Concrete Genie mieni się jako klasyczna opowieść o chłopcu, który nie ma przyjaciół, więc tworzy własnych. Ulicznych chuliganów zwalczamy sztuką i dobrym sercem, by za kilka godzin ratować ich przemocą. W scenariuszu brakuje jakichkolwiek kontekstów czy nawet czasu na rozwój, bo samą grę można ukończyć w trzy godziny, wymaksować - w zaledwie pięć. Choć zatem produkcja studia PixelOpus miała szansę bycia filmowym wręcz doświadczeniem na jeden wieczór, nie zdąża wywołać emocjonalnego impaktu i zaprzyjaźnić gracza z bohaterami tej historii. Wiemy, że nie stali się wyrzutkami społeczeństwa ze swojej winy, wiemy też, że to ich nie usprawiedliwia, ale najgorsze - znając ich troski i problemy rodzinne, nie potrafimy im współczuć.

Mamy więc świetny pomysł ożywiania zaprojektowanych dżinów puszczając wodze fantazji - coś, czego w grach wideo jeszcze nie było, a przynajmniej nie w tak dobrym wykonaniu - by znowu co rusz widzieć kopiuj-wklej z innych produkcji Sony. Sceny, poziomy i modele żywcem wyjęte z Uncharted - podczas wspinaczki po kanałach doświadczyłam solidnego déjà vu z „Pośród złodziei" - ślizganie się po ulicach i odbijanie dzielnic malunkami jak z Infamous (ha, Ash nawet odziedziczył czapeczkę po Reggiem z Second Son). Grę ogólnie odczuwa się jak mały sandbox pełen mechanik, do których Sony przyzwyczaiło nas w swoich ostatnich tytułach. Dziwnie, jakby rzucono deweloperom garść gotowców do przeróbki i tyle. Co gorsza, choć, jak wspomniałam, Concrete Genie da się w pełni ukończyć w mniej niż pięć godzin, rozgrywka nie uniknęła powtarzalności typowych dla piaskownic - oferując sześć krótkich rozdziałów, w każdym zmusza do wykonywania tych samych aktywności, to jest zaświecenia lampek w każdej strefie za pomocą malowania, wykorzystania super-farby w celu pozbycia się mroku, a następnie wykonania arcydzieła i oczyszczenia całej lokacji.

Concrete Genie
Do stworzenia wymarzonego dżina potrzebna jest nam tylko wyobraźnia.
To jest reklama:
Concrete Genie
A następnie można się z nim bawić!

Jednocześnie mimo tak solidnego, aż zbyt dużego wsparcia, PixelOpus popełnia błędy jak na mniejszego dewelopera przystało. Uważam, że nie do końca czuć tu zdecydowanie, co chcieli grą przekazać - przykre, czasem nie czuć nawet jej tożsamości - od warstwy fabularnej po gameplay. Czasem można odnieść wrażenie, że jedynie oprawa wizualna faktycznie jest w Concrete Genie spójna, solidna i po prostu przepiękna. Pod koniec gry na skutek pewnych wydarzeń Ash zaczyna bowiem walkę z plagą (i może ją namierzać podnosząc swój pędzel i kierując się w stronę promienia, jak w Shadow of the Colossus!). Jak łatwo się domyślić, Concrete Genie nie miało być grą skupiającą się na starciach z wrogami, tylko pięknym doświadczeniem, w którym dzieła gracza ożywają, więc mechaniki walki kuleją tu do tego stopnia, że sami twórcy jakby zdając sobie z tego sprawę szybko rzucają komunikatem, że w razie czego w menu można sobie zmienić poziom trudności.

Cóż rzec, walka w grze jest nagannie spóźniona, brzydko mówiąc - upierdliwa, jest zaprzeczeniem jej samego przekazu i po prostu została źle wykonana. Polegająca na wściekłym „mashowaniu" trzech przycisków, bieganiu w kółko za uciekającymi wrogami, którzy mają stanowczo zbyt wiele punktów życia, a nie są przy tym wcale potężni. Ten sam błąd popełnili twórcy Deiland, gry przygodowej opartej na craftingu, w której cały czas sadzimy sobie marchewki i kapustę w ogródku i łowimy ryby w pobliskim jeziorze, by na sam koniec zostać przeniesionym na dziwaczny statek kosmiczny i walczyć z bossem za pomocą swojego drewnianego młotka... Wygląda to tak, jakby deweloperzy chcieli jakoś zakończyć scenariusz, ale nie mieli pomysłu, jak zaangażować użytkownika bez bezpośrednich starć z wrogiem, więc posunęli się do najprostszej opcji i jeszcze nie dopracowali jej jak trzeba.

Concrete Genie
Trochę tak.
Concrete Genie
Hej, po kolei...

Być może moja niechęć do walki wzięła się stąd, że wspomniane niedopracowanie ogólnie zaczyna się rzucać w oczy od momentu, kiedy ta mechanika się pojawia: podczas skradania Ash śmiesznie porusza się po podłodze, sunąc butami w stylu moonwalka, grze zdarza się gubić klatki nawet na PlayStation 4 Pro, a im bliżej końca, tym częściej pojawiają się glicze i doczytywanie tekstur.

Szkoda, ponieważ gra jest przepiękna, graficznie nieco stylizowana na animację „Kubo i dwie struny" (stylizowana, bo to nadal zwykłe 3D z zastosowaniem odpowiednich technik), a odmalowywanie Denski i spacerowanie po kolorowym mieście... jejku, można się tym zachłysnąć. Malunki wykonujemy przytrzymując trigger i poruszając prawą gałką lub korzystając z kontrolera ruchu i to ostatnie zostało zaimplementowane naprawdę nieźle, choć nie jestem fanką żyroskopu (triale w Breath of the Wild, bądźcie przeklęte!). Przez całą grę zbieramy karteczki ze zgubionymi szkicami jak strony kodeksu w Assassin's Creed III, choć te tutaj tak złośliwie nie uciekają, więc co rusz dochodzą nam nowe projekty dżinów i otoczenia.
Zabawy jest z tym co niemiara; dżiny nie są tworzone według jednego schematu, można je robić czworonożne, brzuch uczynić głową, rogi zakręcić, z wąsów ulepić krzaczaste brwi. Tu ogranicza nas tylko wyobraźnia, a po tchnięciu życia w nasze projekty możemy podziwiać je w ruchu, bawić się z nimi, spełniać zachcianki, pomóc w odzyskiwaniu wspomnień, a one w zamian pomogą nam w podróży - ogniste spalą zawadzającą drewnianą skrzynkę, elektryczne uruchomią generator prądu, wietrzne dmuchną w łódkę, byśmy mogli przepłynąć przez lokację. Czasem będą nawet wchodzić ze sobą w interakcje i łączyć umiejętności. Dzięki Concrete Genie szary świat nabiera barw, a dżiny są tak niezwykle żywe, że można się w nich zauroczyć; tak emocjonalne i ciekawe świata, przynoszą sobie namalowane przez Asha kwiatki, jedzą jabłka, oglądają telewizję, spoglądają w gwiazdy. Co ciekawe, przy całej tej zachwycającej oprawie ścieżka dźwiękowa gdzieś się zagubiła, a szkoda, bo mogłaby pięknie dopełnić całość. Czy prosiłabym o zbyt wiele, życząc sobie albumu rodem z Ori and the Blind Forest? GRIS? To może chociaż Moonlightera?

Concrete Genie
Dziwnie znajome.
Concrete Genie
I to też.

Dżiny mogą poruszać się jednak wyłącznie po połączonych ścianach, więc jeśli budynki w żaden sposób się nie stykają, będziemy musieli rysować kolejne w specjalnie wyznaczonych do tego miejscach. Podczas wzywania stworków do pomocy nieco przeszkadza, że te faktycznie w czasie rzeczywistym przemieszczają się z jednego końca miasta na drugi, co z założeń brzmi świetnie, ale zwykle trochę trwa. Gorzej jeszcze, gdy się zablokują - twórcy nie zaimplementowali żadnego systemu chroniącego przed gliczami, jak w Personie 5, który kazałby się dżinom zrestartować lub teleportować. Irytuje też, że używając przycisku przywoływania na pomoc pędzą nam absolutnie wszystkie z nich, więc często robi się z tego bałagan, a ładne obrazy są zapaćkane masą niepasujących do siebie elementów - każdy dżin ma przecież własne trzy(dzieści) życzenia, które wypada spełnić, prawda?

Znowu, to kolejny element, w którym Concrete Genie zaprzecza samo sobie - chcąc być grą oferującą wolność i kreatywność, nie zawsze pozwala na malowanie wyobraźnią. Zamiast tego, by zyskać super-farbę i pozbyć się mroku, ciągle spełniamy zachcianki dżinów i z listy szkiców wybieramy te, o które nas poproszą. Nawet arcydzieła, które wieńczą cały rozdział, należy odwzorować, kiedy to tak naprawdę najwłaściwszy moment, by pozwolić graczowi wykorzystać siłę wyobraźni. Tymczasem pozostaje chyba jedynie tryb swobodnego malowania.

Concrete Genie
Historie bohaterów poznajemy poprzez oglądanie wspomnień w postaci dwuwymiarowych grafik.
Concrete Genie
Koniec końców, to jedna z najpiększniejszych gier tego roku.

Biorąc pod uwagę, że Concrete Genie mechanicznie jest grą nieskomplikowaną, okraszoną mądrą, lecz banalną fabułą, a nawet najmniej staranne malunki ostatecznie prezentują się jak prawdziwe arcydzieła, myślę, że produkcja jest wprost idealna dla dzieci i jak najbardziej uważam to za komplement. Nawet jeśli polska wersja językowa jest dość niezręczna - jakby tłumacze starali się na siłę przekazać współczesny młodzieżowy slang, ale zachowując przy tym ideę tej typowej teatralnej grzeczności - pełny dubbing stanowi kolejny argument za tym, by pokazać Concrete Genie młodszym graczom. Jestem pewna, że będą zachwyceni, a przekaz o przyjaźni, jaki niesie ze sobą gra, przypadnie im do gustu. No i takie malowanie na pewno zagwarantuje czyste łapki i stoły!

Dla dorosłych jednak, obawiam się, Concrete Genie nie będzie satysfakcjonującym doświadczeniem, prędzej ciekawostką na jeden wieczór. Grze stanowczo brakuje własnej tożsamości, zbyt bardzo chce być jak exclusive Sony, zbyt mało po prostu tytułem z własnego segmentu. Zaprzecza sama sobie, z jednej strony stawiając na kreatywność, z drugiej zabraniając użytkownikowi rysować co tylko zapragnie. Wpierw oferując relaks i pomysły, jakich jeszcze nie było, by zaraz zniszczyć je zamianą w najbardziej typowy z typowych sandboxów. Wymarzeni przyjaciele z dzieciństwa jeszcze nigdy jednak nie byli tak wiarygodni - co sprawia, że Concrete Genie stanowi ważną premierę tego roku, którą warto się zainteresować mimo jej niezaprzeczalnych wad.

07 Gamereactor Polska
7 / 10
+
Wspaniała oprawa wizualna; niesamowita mechanika ożywiania dżinów; nie taki żyroskop straszny, jak go malują...
-
Infantylna fabuła; nierozpisane postacie; gra jest stanowczo zbyt krótka i zbyt wiele czerpie z innych tytułów na wyłączność PlayStation; przydałoby się więcej aktywności.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości