Czas to coś, czego obecnie brakuje mi najbardziej. Jego brak sprawia, iż coraz częściej muszę być mocno wybiórczy w kwestii ogrywania kolejnych produkcji, które w jakiś sposób zaskarbiły sobie moją sympatię bądź po prostu wzbudziły moje zainteresowanie. Natłok codziennych obowiązków zmusza mnie do nieustannego planowania, co będzie następną pozycją na mojej liście. W międzyczasie napawam się kolejnymi zapowiedziami gier, które nierzadko oczarowują mnie już w trakcie pierwszego kontaktu. Niestety, często zdarza się mi o niektórych zapomnieć na jakiś czas. Na szczęście nie było tak z Forgotton Anne, którą to po prostu postanowiłem odłożyć w czasie na później.
Nie ma się co czarować. Wszyscy jesteśmy zapominalscy. Mniej lub bardziej, ale niewątpliwie każdemu z nas zdarza się o czymś po prostu zapomnieć. Czasem jest to coś błahego, zupełnie jak skarpeta, którą widzimy na samym początku gry. Biedaczka, zagubiona i zignorowana przez swojego właściciela, trafia do innego świata, w którym ożywa i trafia wraz z innymi zapomnianymi rzeczami do czegoś w rodzaju sortowni. W jaki sposób i po co? Tego dowiadujemy się z czasem, ponieważ świat Forgotlingów (bo tak zwą się owe zapomniane rzeczy) to miejsce bajeczne i depresyjne zarazem, jednocześnie owiane tajemnicą, którą krok po kroku rozszyfrowujemy w skórze tytułowej bohaterki.
Nasza heroina rzeczą jednakże nie jest. To dziewczyna z krwi i kości o imieniu Anne. Rezolutna protagonistka pełni w tym świecie rolę określaną mianem „Enforcer". Brzmi groźnie. W szczególności dla Forgotlingów będących w nieustannym strachu przed tym, że mogą paść ofiarą urządzenia zdolnego do wysysania ich energii życiowej. Takie urządzenia istnieją wyłącznie w liczbie dwóch sztuk. Jedna z nich należy do Anne, druga zaś do jej mentora i opiekuna, którym jest niejaki Master Bonku. Starszy jegomość zdaje się rządzić wszystkim i wszystkimi, a jego nadrzędnym celem jest stworzenie czegoś, co nazywa Ether Bridge. Niestety, ów plan nie podoba się wszystkim i pewnego dnia grupa rebeliantów organizuje zuchwały atak, który to jest punktem startowym w grze od ThroughLine Games.
Najprościej byłoby Forgotton Anne określić mianem gry przygodowej z elementami zręcznościowymi. W skórze dziewczyny przemierzamy kolejne lokacje i rozwiązujemy od czasu do czasu jakieś niezbyt skomplikowane zagadki. Sterowanie jest bardzo proste i ogranicza się tak właściwie do biegania i skakania. Oprócz tego mamy do dyspozycji wspomniany artefakt, który pozwala nam wysysać energię zwaną Anima. I tutaj warto się na chwilę zatrzymać, gdyż energię pozyskiwać możemy na dwa sposoby. Jednym z nich jest wysysanie jej z rozsianych tu i ówdzie zbiorniczków i urządzeń. Niestety, naraz możemy przechować wyłącznie jeden ładunek Animy. To z kolei sprawia, że trzeba się czasami mocno nagłówkować nad kolejnością zasilania kolejnych mechanizmów, by utorować sobie drogę do celu. Rzecz jasna, można też pójść na łatwiznę i pozyskiwać energię z napotkanych często i gęsto Forgotlingów. Trzeba mieć jednakże na uwadze to, że nasze postępowanie będzie miało swoje odzwierciedlenie w dalszym rozwoju scenariusza.
Sporo czasu spędzimy na śledzeniu dialogów, które robią świetne wrażenie, ponieważ voice-acting w Forgotton Anne to prawdziwy majstersztyk. W połączeniu z bajeczną oprawą graficzną tworzy niezapomniany spektakl, w którym mamy możliwość podejmowania decyzji mających niemałe znaczenie. Są to najczęściej bardzo prostolinijne wybory, które nie pozostawiają złudzeń, ale mimo tego nie sposób się w to wszystko nie zaangażować, bo co jak co, ale grę na naszych emocjach twórcy uskuteczniają w całkiem niezłym stylu. Podobnie jak nasza heroina, z czasem odkrywamy kolejne warstwy historii i nasze poglądy coraz bardziej się rozmywają. Dużo tutaj zależy od gracza i jego personalnej wrażliwości. Jeden zrobi pewne rzeczy bez wahania. Drugi z kolei będzie miał ostrą zagwozdkę. Trzeci stanie natomiast na głowie, by nikomu nie wyrządzić krzywdy, a i tak może wyjść na to, że jego starania nie do końca zadowolą naszą protagonistkę. W śledzeniu naszych postępów pomaga nam dostęp do dziennika Anne, który to zawiera krótki opis tego, co się już wydarzyło wraz z przemyśleniami bohaterki oraz podpowiedziami, co robić dalej.
Muzyka, choć nieco powtarzalna, jest po prostu śliczna i świetnie się komponuje z oprawą wizualną. Ta z kolei urzekła mnie prostotą i swoistym czarem. Jeżeli ktoś zapytałby mnie, jak bym w skrócie mógł określić Forgotton Anne, to bez wahania odpowiedziałbym, że to jest tak, jak gdyby Disney razem z Ghibli siedli do wspólnego stworzenia animacji, w której odbiorca mógłby samodzielnie wpłynąć na to, w jaki sposób zachowywać się będzie główna bohaterka oraz jaki będzie finał tej fascynującej opowieści.
Piękna to historia. I mądrze napisana. Raz jeszcze podkreślę, że świat, do którego trafimy, to coś wspaniale wymyślonego i powołanego do życia w niebywale autentyczny sposób. Produkcja nie trafi do każdego. Tego jestem pewien. Ale polecam każdemu, kto w grach nie szuka tylko i wyłącznie opasłych terenów do wielogodzinnego eksplorowania, tysięcy przeciwników do pokonania i setek znajdek do wyzbierania. Tutaj nie znajdziecie paska życia i ekwipunku, a nieskomplikowaną mechanikę pojmiecie w mig. Jako osobnik, który notorycznie zagląda w każdy kąt, w grze spędziłem jakieś osiem godzin. Dodatkową godzinę zajęło mi wbicie pominiętych trofeów, by zdobyć upragnioną platynę. Jednego jestem pewien - o Forgotton Anne prędko nie zapomnę.