Genshin Impact chińskiego studia MiHoYo już przed premierą został okrzyknięty klonem, a nawet następcą wspaniałego Breath of the Wild. Tytułowi w promocji niewątpliwie pomagał fakt, że jest on całkowicie darmowy i zadowoli zarówno fanów grania w towarzystwie, jak i solowych awanturników. Dobrze jednak wiemy, że za darmo nic nie ma. Nie będę więc bawić się w magika i czarować, że w tym przypadku jest inaczej.
Całą kampanię Genshin Impact można ukończyć solo. Choć po kilku godzinach gry otrzymujemy możliwość grania w towarzystwie znajomych, nie jest to wcale jakoś szczególnie zalecane i sprawdza się głównie w czasie konfrontacji z potężniejszymi bossami lub trudniejszymi wyzwaniami. Nie oznacza to bynajmniej, że nie będziemy w stanie sobie poradzić w pojedynkę - wręcz muszę przyznać, że tak gra się nawet lepiej, bo tytuł garściami czerpie z reprezentantów gatunku jRPG. To już jednak kwestia wewnętrznej potrzeby każdego gracza z osobna.
Trzeba przyznać, że grze nie da się odmówić pięknie zaprojektowanego świata, który potrafi zachwycić. A przynajmniej robi to przez kilka pierwszych godzin zabawy, bo później często staje się, jak to często bywa, powtarzalny. Nadal jednak design i ogólna jakość wykonania wrogów czy lokacji potrafią wbić w fotel. Jak na grę z segmentu free to play, pod względem oprawy Genshin Impact zjada na śniadanie niejednego konkurenta.
Tyle że zachwyt grafiką to jedno, ale nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że tak po prawdzie bajkowe wizualia starają się zakryć bardzo sterylny i nieciekawy świat, który nie daje nic od siebie, a jedynie powiela doskonale znane już schematy. Być może na taki, a nie inny odbiór gry mają wpływ również nieciekawe postacie, które są tak sztampowe, jak tylko sztampowymi można było je stworzyć. Mają cieszyć oczy - i to naprawdę ich jedyny cel. Seksowne dziewczyny i przystojni panowie czarują wyglądem, jednak próżno pod tą śliczną skorupą szukać jakiejkolwiek zawartości.
Bardzo nierówno wypada także ścieżka dźwiękowa, która jest tylko po to, by być. Nawet po wielu godzinach zabawy trudno tak naprawdę zapamiętać jakiś utwór czy uznać podkład za wyjątkowy. Cieszy jedynie, że oprawa audio nie irytuje i jest naprawdę neutralna, zwłaszcza że z grą możemy spędzić wiele, wiele godzin.
Jak to jednak jest z tym długim graniem? Szczerze: nijako. Wbrew zapowiedziom gra jest pełna mikropłatności, które pozornie nie utrudniają zabawy, przynajmniej początkowo, jednak w fazie endgame szybko da się zauważyć, że wiele mechanik wprost stworzono z myślą o monetyzacji. Szansa na zdobycie nowych bohaterów, którzy wyskakują w skrzynkach z losową zawartością jest tak niska, że trzeba poświęcić wiele godzin, by cokolwiek w tej kwestii wskórać. Jednak zdobycie bohatera to jedno - wyszkolenie go to inna para kaloszy. Na początku gry kompletnie tego nie widać, tytuł bardzo sprytnie tuszuje grind, z którym zmierzamy się dopiero później. Oczywiście, jak już pisałem, grę spokojnie da się ukończyć i przecież nikt nie nakazuje nikomu szkolić każdego bohatera, jednak niesmak i tak pozostaje.
Co jednak ciekawe, Genshin Impact mimo wszystko potrafi całkiem dobrze bawić, a że grę można ściągnąć za darmo, jej popularność kompletnie mnie nie dziwi. Tytuł ma całkiem przyjemny system walki, który z czasem - gdy nauczymy się już nowych sztuczek - daje satysfakcję. Świat, jak już pisałem, jest piękny i aż miło się go zwiedza chociażby z samej ciekawości, by zobaczyć, co czeka nas za rogiem. Jeśli więc potraktować tytuł jako niezobowiązującą do myślenia przyjemność, ten potrafi się całkiem nieźle wybronić.
Nie zgodziłbym się jednak ze stwierdzeniem, że Genshin Impact to klon Breath of the Wild. Choć trochę rozumiem, czemu wiele osób tak uważa. Nie da się ukryć, że twórcy Genshina skopiowali pewne elementy hitu Nintendo i zwyczajnie wzorowali się na jego fundamentach. Tyle tylko, że oba tytuły cechują w rozgrywce już zupełnie inne złożoności, ich inność da się dostrzec w samym podejściu do gracza. Gra studia MiHoYo niemal we wszystkim prowadzi gracza za rączkę, trudno doszukiwać się tutaj drugiego dna, nie ma tu miejsca na improwizację czy eksperymenty tak charakterystyczne dla ostatniej Zeldy.
Genshin Impact to dla mnie bardziej eksperyment socjalny niż gra sama w sobie. Bardzo interesuje mnie to, jak produkcja MiHoYo zmieni naszą branżę, bo jakiś tam wpływ na nią mieć będzie na pewno. Mam szczerą nadzieję, że jednak inni deweloperzy nie pójdą za ciosem, bo jednak piękne wykonanie to nie wszystko. Nie ma w życiu nic za darmo i recenzowany tytuł jest tego najlepszym przykładem. To ładnie zapakowany wabik, który, co niewątpliwie widać po zatrważającej liczbie aktywnych graczy, zadziałał lepiej niż doskonale. Nie damy się jednak zwariować. Patrząc głębiej, Genshin Impact nie potrafi wywołać w odbiorcy emocji, które przecież gatunek jRPG cechują. Nie potrafi też zauroczyć narracją, a na eksperymenty w gameplayu zwyczajnie zabrakło tu miejsca. Sądzę jednak, że czas spędzony przy tej grze lepiej byłoby spożytkować na inne, bardziej wartościowe tytuły.