Polski
Gamereactor
recenzje
Immortal: Unchained

Immortal: Unchained

Ubogi krewniak Dark Souls z bronią palną w ręku.

HQ

Przed odpaleniem Immortal: Unchained przypomniałem sobie zapowiedź tejże gry. Krótki materiał wideo sprzed roku nie pokazywał zbyt wiele. Niepokojąca muzyka, muskularna postać skuta łańcuchami, tajemniczy monolit i narrator, który wspomina coś o zagrożeniu i zwalczaniu ognia ogniem. Za mało, żeby zapadło w pamięci. O wiele lepsze wrażenie zrobił natomiast zwiastun premierowy. Tutaj wszystko nabrało już konkretnych kształtów. Gra z miejsca budziła skojarzenia z nieco zapomnianym już Too Human. Z przyjemnością więc przyjąłem propozycję ogrania i zrecenzowania owoców pracy studia Toadman Interactive.

Immortal: Unchained
Tajemniczy jegomość zakuty w łańcuchy. Żywa broń. Ucieleśnienie destrukcji. Krótko mówiąc - nasz protagonista.

Na samym początku wita nas prosty kreator postaci. Do dyspozycji mamy kilka klas (różnią się początkowymi atrybutami i pasywnymi umiejętnościami), wybór imienia i płci oraz takie detale, jak tatuaże, kolor skóry, fryzura, zarost i ozdoby. Brzmi bogato? Nic bardziej mylnego. Wszystko to otrzymujemy w dość mocno ograniczonym zakresie.

Immortal: Unchained
Kreator postaci nie grzeszy zbytnim rozbudowaniem.
To jest reklama:

Po stworzeniu swojego awatara rozpoczynamy grę i przed naszymi oczami ukazuje się cutscenka przedstawiająca zarys fabuły. Kiedy zyskujemy kontrolę nad postacią, rozpoczynamy długą i żmudną podróż przez prolog, który stanowi również tutorial umożliwiający zapoznanie się z charakterem rozgrywki. Szybko dociera do nas, że Immortal: Unchained to kolejny „soulslike", czyli gra mocno wzorująca się na serii Dark Souls. Tym, co ją mocno wyróżnia, jest fakt, że zamiast na broni białej skupia się na broni palnej. Tej pierwszej również nie zabrakło, ale stanowi ona tylko i wyłącznie dodatek do strzelaniny, która jest tutaj podstawą zabawy.

Arsenał nie jest specjalnie wyszukany. Na swojej drodze napotykamy takie rodzaje broni, jak karabiny, pistolety, strzelby i tym podobne. Większość walk odbywa się na średnim oraz krótkim dystansie. Każda broń ma inne wymagania co do statystyk niezbędnych do tego, by móc z niej korzystać. W związku z tym warto się nastawić na dwa-trzy konkretne rodzaje i iść w tym kierunku przynajmniej przez kilkanaście pierwszych godzin gry.

Immortal: Unchained
Mechanika ulepszania uzbrojenia jest łatwa do zrozumienia. Wszystko mamy podane w przejrzystym menu.

Podstawową formą obrony są uniki. Podobieństwo do Bloodborne jest niemałe. Jednakże brakuje tutaj wyrafinowania znanego z dzieła From Software. Odskoki i przewroty są dość chaotyczne i nierzadko ustawienie kamery definiuje, co zrobi nasza postać w danej chwili. Niemniej jednak jest to bardzo istotny element w kwestii przetrwania. A o zgon, jak to w grach „soulslike" bywa, jest nietrudno.

To jest reklama:

Śmierć towarzyszy nam od samego początku i jest integralnym elementem rozgrywki. Walutą niezbędną do rozwoju naszej postaci są tak zwane „bits". Po zgonie je tracimy, ale jeżeli uda nam się w jednym kawałku dotrzeć do miejsca, w którym polegliśmy, to nasze cenne punkty doświadczenia będą tam na nas grzecznie czekać. Odradzamy się przy Obeliskach, które to pełnią rolę bezpiecznej przystani. Dzięki nim odzyskujemy zdrowie i energię (ataki specjalne), a także możemy wydać nasze „bits" na podbicie atrybutów oraz na ulepszenie posiadanych broni. Niestety, broń oprócz doświadczenia wymaga również specjalnych komponentów, także trzeba uważnie zarządzać tym, co uda nam się znaleźć. Niestety, bez Obelisków nie ma możliwości zmiany broni. A że amunicji jest wiecznie mało, to bywa, że dość mocno musimy kombinować, aby dotrzeć w nienaruszonym stanie od jednego Obeliska do drugiego.

Immortal: Unchained
Tajemniczy Monolit znajduje się w centrum sali stanowiącej punkt wyjścia, będący zbiorem wszystkich portali, które umożliwiają nam podróż do kolejnych lokacji.

Gry z serii Dark Souls szczycą się tym, że oferują niesamowicie emocjonujące i zapadające w pamięć starcia z bossami, które wymagają z reguły kilku podejść, by jak najlepiej poznać ich zdolności w celu wypracowania odpowiedniej strategii. Niestety, Immortal: Unchained w tej kwestii nawet nie dorasta do pięt wspomnianej serii. Praktycznie każdy bossfight wygląda tak samo. Unikamy ataków i staramy się dostać za plecy delikwenta, by opróżnić nasze magazynki, ładując ile wlezie w jego wrażliwy punkt. I tak aż do wyczerpania paska reprezentującego jego życie. Nuda. To samo zresztą mamy w przypadku walki z szeregowymi przeciwnikami. Znaczna większość (o ile nie wszyscy) posiada takowe wrażliwe punkty. Jeżeli chcemy zaoszczędzić cenną amunicję, to zmuszeni jesteśmy lawirować za pomocą uników w taki sposób, by znaleźć się za plecami wrogów. Mamy co prawda dostępne ataki specjalne, ale ich przydatność oceniam na mocno ograniczoną.

Immortal: Unchained
Fabułę poznajemy w dużej mierze dzięki klimatycznie zrealizowanym scenkom przerywnikowym.

Sam scenariusz poznajemy nie tylko za pomocą cutscenek, ale i czytając rozmaite opisy znajdowanych przedmiotów. W inwentarzu mamy odpowiednie zakładki, które pozwalają nam na przypomnienie sobie tychże opisów. To oceniam na plus, gdyż lore jest dość mocno rozbudowane i kolejno pozyskiwane informacje z czasem zaczynają tworzyć jedną, wielką całość. Oprócz tego napotykamy również NPC-ów, którzy rzucają nieco światła na wydarzenia rozgrywające się w Immortal: Unchained.

Cały świat podzielony jest na kilka planet. Podróżujemy między nimi za pomocą portali znajdujących się w centralnym hubie (sala, do której docieramy po ukończeniu prologu). Z czasem dochodzi również opcja szybkiej podróży, ale początki są mocno oporne. Dlaczego? Ano dlatego, że pomimo sporej ilości skrótów i całkiem nieźle zaprojektowanych lokacji, twórcy zdecydowali się na to, by wydłużyć nieco rozgrywkę i utrudnić nam życie, zmuszając nas do backtrackingu. Nie chcę tutaj zbyt wiele zdradzać, ale osobiście byłem tym elementem rozczarowany.

Immortal: Unchained
Niektóre lokacje potrafią zaskoczyć mocno odmiennym stylem wizualnym.

Technicznie gra nie powala na kolana. Grafika sprawia wrażenie dosyć przyzwoitej, ale szybko zauważamy, że kolejne lokacje są mocno uproszczone i poza nielicznymi wyjątkami są po prostu brzydkie. Rzadko kiedy mamy okazję, by przystanąć na chwilę i rozejrzeć z zachwytem nad naszym otoczeniem. Animacje również nie należą do tych z górnej półki. Choć sama walka jest na tyle wymagająca, że w chwili zagrożenia niespecjalnie się na tym skupiamy, to w czasie samej podróży szybko dociera do nas, że taki Bloodborne sprzed trzech lat zjada i wypluwa Immortal: Unchained bez popitki.

Immortal: Unchained
Napotkane postacie warto pociągnąć za język. Często dowiadujemy się ciekawych rzeczy.

Przyczepić się za to nie sposób do wszelakich kwestii dialogowych. Aktorzy wykonali dobrą robotę. Muzyka również dopasowana została w zadowalający sposób. Dobrze pasuje i w zależności od lokacji odpowiednio buduje nastrój. Jeżeli uda Wam się dotrzeć do The Charnels, to wspomnicie moje słowa!

W grze nie brakuje niestety bugów. Przeciwnicy potrafią wejść w miejsca, w których nie sposób ich uśmiercić. Nasza postać również potrafi wejść gdzieś, skąd wydostać się można wyłącznie za pomocą samobójstwa. Nierzadko przed naszymi oczami doczytują się tekstury i obiekty wszelkiej maści. Ale to wszystko blednie w porównaniu z błędami, które potrafią nas wywalić do menu konsoli podczas grzebania w ekwipunku. Jeżeli mamy w takim momencie sporo nagromadzonych w pocie czoła „bits", to możecie sobie łatwo wyobrazić, jak bardzo potrafi to sfrustrować i zniechęcić do ponownego odpalenia gry.

Immortal: Unchained
O samobójstwo wcale nie jest trudno. Tyle dobrego, że za pierwszą wpadkę dostajemy trofeum.

Immortal: Unchained to gra, która potrafi wzbudzać skrajne emocje. Cieszymy się z perfekcyjnej walki z bossem i z lootu, jaki po sobie zostawia. Czujemy satysfakcję, kiedy nasz bohater rozwija się i staje się tym samym coraz potężniejszy. Ogarnia nas znużenie w momencie uporczywego backtrackingu. Wreszcie frustrujemy się, kiedy bugi potrafią zniweczyć nasz trud włożony w pokonywanie kolejnych wrogów i pułapek w tym jakże nieprzyjaznym świecie. Można to wszystko pokochać. Można też znienawidzić. Można równie dobrze być mocno skonfliktowanym w kwestii ogólnego odbioru całości, jaką prezentuje sobą gra. Ja zaliczam się do tej trzeciej kategorii. Choć bawiłem się niezgorzej, to nie mogę pozbyć się uczucia, że czas poświęcony Immortal: Unchained mogłem poświęcić na jakąś lepszą pozycję.

06 Gamereactor Polska
6 / 10
+
Ciekawy świat i całkiem rozbudowane lore, satysfakcjonujący rozwój postaci, dobre udźwiękowienie.
-
Niedoróbki techniczne, przeciętna grafika i animacje, backtracking, mało zróżnicowane walki.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości