House of the Dragon okazał się godnym następcą Game of Thrones, w dużej mierze dzięki Mattowi Smithowi, który gra wygadanego i moralnie wątpliwego Daemona Targaryena.
Prywatnie jest najwyraźniej tak samo szczery jak jego bohater, a wcześniej krytykował tak zwane "ostrzeżenia o spustach", które mówią nam, czego możemy się spodziewać po filmach i odcinkach seriali telewizyjnych. Teraz ponownie to skrytykował, a w Sunday Times obala tę koncepcję:
– O to kurwa chodzi. Powinniśmy opowiadać historie trudne moralnie, zwłaszcza w dzisiejszych czasach".
Aby uniknąć ostrzeżeń o wyzwalaczach, Smith obawia się, że studia zaczną wypuszczać rozwodnione produkcje, które po prostu nie są takie same, i kontynuuje:
"Nie ma nic złego w tym, że czujesz się nieswojo lub sprowokowany, gdy patrzysz na obraz lub oglądasz sztukę, ale martwię się, że wszystko jest przytłumione i ogłupione. Mówimy widzom, że będą się bać, zanim coś obejrzą".
Smith też na tym nie skończył i mówił dalej, że celem sztuki jest poruszanie się na różne sposoby, a jeśli tak nie jest, to nie ma sensu:
"Czy bycie zszokowanym, zaskoczonym, nie jest poruszone?
Wstydem jest za dużo pilnowania historii i strachu przed ich wydobyciem, bo klimat jest taki, a nie inny. Nie jestem pewien, czy zgadzam się z ostrzeżeniami o spustach".
Co sądzisz o koncepcji ostrzeżeń o wyzwalaczach w branży rozrywkowej?