Polski
Gamereactor
recenzje
Moons of Madness

Moons of Madness

Cthulhu na szynach.

HQ
Moons of Madness

Moons of Madness studia Rock Pocket Games zabiera nas w podróż na powierzchnię Czerwonej Planety - i na pierwszy rzut oka wydaje się sprawnie napisanym, krótkim, (debiutanckim!) horrorem czerpiącym z znanych źródeł, lecz złożonych w raczej niecodzienny miks. Gdzie bowiem spodziewalibyśmy się spotkać popleczników Cthulhu, jeśli nie na pylistej, toksycznej, pozbawionej jezior i oceanów planecie?

Akcja Moons of Madness ma miejsce na stacji kosmicznej na Marsie. Jedna z pierwszych baz na powierzchni służy jako placówka badawcza, a niezbyt liczny personel, dręczony zarówno nudą rutyny, jak i nasilającymi się, nawracającymi koszmarami, stara się wykonywać swoje zadania wedle planu. Jednakże w miarę jak Fobos i Daimos zbliżają się do siebie, na stacji zaczynają dziać się niewytłumaczalne zjawiska, a paranoja astronautów sięga szczytu.

Moons of Madness
To jest reklama:

Podczas pozornie zwyczajnego dnia pracy Shane zostaje poproszony o przeprowadzenie drobnych napraw niektórych mechanizmów na stacji. Natrafia na ślad budzących spore wątpliwości eksperymentów - oślizgłych, mięsistych roślin, które rozpleniły się poza wzrokiem kapitana. Kwestionując stan psychiczny odpowiedzialnej za ich hodowlę pani doktor, Shane nie zauważa, że sam zatraca się w szaleństwie, coraz trudniej dostrzegając granicę między halucynacją a rzeczywistością.

Moons of Madness jest tytułem jak najbardziej grywalnym, lecz poza wykonaniem brakuje mu czegokolwiek, co utrzymałoby gracza w fotelu. Gra jest do bólu liniowa, przypominająca raczej krótką kopię większej, bardziej popularnej marki. Rozrywka jest niekiedy przedłużona przez niezbyt czytelne instrukcje czy brak wskazówek.

Moons of Madness

Postaciom - nie tylko głównemu bohaterowi - co prawda nie brakuje osobowości, brakuje jedynie okazji, aby tę osobowość utrwalić. Niemal cała zasługa w budowaniu postaci leży w pracy aktorów głosowych - choć zwykle w niskobudżetowych produkcjach ma miejsce zjawisko zupełnie odwrotne.

To jest reklama:

Jeżeli miałabym wytknąć to, co w Moons of Madness najbardziej kłuje w oczy, to byłoby to, jak bardzo nie pasują do siebie jego poszczególne elementy. Pomysł na oryginalne połączenie znajomych tematyk, choć w większości udany od strony technicznej, jawi się jako sztampowa papka, naprędce sklecona z fragmentów większych, znanych gier i ciągnięta na stół. W Moons of Madness zobaczymy trochę SOMY, trochę Outlasta, bardzo dużo Dead Space, a garstka mitologii Lovecrafta zamiast nasączyć ich swoją własną esencją, tylko wprowadza jeszcze większy chaos.

Moons of Madness

Poszczególnym sekwencjom nie brak przejęcia, lecz nie reagując zupełnie na to, co ze zmysłami wyczynia wpływ przedwiecznych, Shane zmienia się po prostu w turystę oglądającego wystawę za wystawą i rozwiązującego okazjonalnie powstrzymujące go przed postępem zagadki. Co więcej, w grze reklamowanej jako horror prawie zupełnie brak elementów horroru, nie licząc garstki jumpscare'ów. O wiele lepszy efekt na budowanie uczucia braku bezpieczeństwa miały otwarte, ziejące pustką krajobrazy powierzchni Marsa, które dane mi było oglądać przy niektórych sekwencjach.

Sporej części historii po prostu brakuje. Wiele zjawisk dostaje dodatkowy lore ukryty w znajdowanych dokumentach, lecz część jest przedstawiona tak pobieżnie, że bez upartego snucia domysłów zdaje się po prostu nie mieć sensu. W dodatku, choć twórcy zarzekają się, że tworzyli tytuł na podstawie najnowszych badań NASA dotyczących Marsa, praktycznie nie widać tego efektów - ani w strukturze stacji, ani jej stanie technicznym.

Moons of Madness

I szkoda! Ponieważ od strony technicznej, nie licząc sporadycznych (choć uporczywych) problemów z optymalizacją, gra wygląda ładnie; choć wydana w pośpiechu, pozbawiona jest bugów czy większych wad. To tylko brak esencji, brak spójności czyni z ciekawego pomysłu sztampową papkę, którą można wrzucić do worka z setkami liniowych, typowych horrorów.

06 Gamereactor Polska
6 / 10
+
Porządne wykonanie jak na debiut mniejszego studia.
-
Liniowa, niespójna, brak faktycznego horroru.
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości