Polski
Gamereactor
recenzje
Ni no Kuni II: Revenant Kingdom

Ni no Kuni II: Revenant Kingdom

By wszyscy żyli długo i szczęśliwie!

HQ

Przynajmniej takie przyświeca marzenie Evanowi - głównemu bohaterowi drugiej części kultowego już jRPG-a. Infantylne? Być może. Ale jest to niewątpliwie zaleta nowej gry Level 5. Nie owijając w bawełnę, już na wstępie napiszę, że pomimo prostej do bólu fabuły, dziecięcego protagonisty i braku jakiegokolwiek wyzwania, druga część Ni No Kuni ma w sobie nieopisaną magię. Magię, która zauroczy niejednego gracza już od chwili włożenia płyty do konsoli. Magię pozostającą jeszcze na długo po skończeniu przygody. Zacznijmy jednak od...

Ni no Kuni II: Revenant Kingdom
Witamy w Ni No Kuni! Tęskniliście?

Po co komu szafa?

Wybuchu bomby atomowej. Dokładnie tak. Po co komu szafa prowadząca do magicznej krainy, skoro można przenieść się do niej z przytupem? Lub, jak kto woli - z wybuchem. O ile Olivier z pierwszej odsłony przeszedł po prostu przez magiczną bramę, o tyle Roland trafił do Ni No Kuni na chwilę przed swoją śmiercią... Lub może chwilę po niej? Już od początku nasze teorie na temat uniwersum dwoją się i troją. Z czasem okazuje się jednak, że niczym w Narnii obecność bohatera nie jest tu przypadkowa i ma on do odegrania jedną z ważniejszych ról w „przedstawieniu". Co ciekawe, po raz pierwszy mamy okazję w wielu momentach oglądać akcję nie z oczu protagonisty. Choć, na upartego, dyskusyjnym się staje, czy to Evan czy właśnie Roland jest głównym bohaterem gry. Główna historia skupia się jednak na uszatym następcy tronu i to właśnie jemu już niebawem pomożemy zbudować wyśnione królestwo, w którym każdy będzie mógł żyć długo i szczęśliwie.

Pomimo braku współpracy ze studiem Ghibli, gra swoją oprawą zachwyca równie mocno, co część pierwsza. Świat onieśmiela i muszę przyznać, że szczerze za nim tęskniłem - dobrze ponownie trafić do domu. Minęło jednak kilkaset lat i Ni No Kuni w tym czasie zmieniło się nie do poznania. Powstały nowe królestwa, a co za tym idzie - konflikty. Wydarzenia z pierwszej części przerodziły się z wolna w mity, a następnie legendy, których prawdziwości nikt nie jest już pewien.

To jest reklama:
Ni no Kuni II: Revenant Kingdom
Taktyczne starcia są miłą odskocznią pomiędzy kolejnymi przygodami.

Można by rzec, że Roland trafia z deszczu pod rynnę. Najpierw jest świadkiem zniszczenia własnego świata, a zaraz potem wpada w sam konflikt innego. Na szczęście zdobyte przez lata doświadczenie głowy państwa pozwala mu trzeźwo myśleć nawet w krytycznych sytuacjach. Umiejętność ta przyda mu się wielokrotnie w czasie przygody, zwłaszcza że bardzo szybko staje się doradcą, obrońcą i przyjacielem wspomnianego wcześniej młodego kociego księcia Evana. Z czasem ta nietypowa para pozna też innych przyjaciół, ale to już zupełnie inna historia, którą musicie odkryć sami.

Sto gwiazd przeznaczenia

Grając w Ni No Kuni II czułem się wielokrotnie niczym w mojej ukochanej serii Suikoden. Nie tylko dane jest nam rozbudowywać królestwo, ale również gromadzić do niego stosownych specjalistów, takich jak kucharzy, generałów, kowali czy też żeglarzy. Takich postaci łącznie jest sto (!), a zdobywamy je na różne sposoby. Niektóre przyłączą się do naszego królestwa same, zainspirowane dobrocią młodego księcia. Dla innych będziemy musieli wykonać specjalne zadanie. Czasem jest to proste przyniesienie przedmiotu lub przyprowadzenie znanej im osoby. Nierzadko musimy jednak pokonać silnego przeciwnika lub wygrać taktyczną bitwę.

To jest reklama:
Ni no Kuni II: Revenant Kingdom
Do królestwa możemy zwerbować aż sto postaci!

Te stanowią mini-grę, w której spędzicie sporo czasu, o ile będziecie chcieli zdobyć wszystkich bohaterów i przedmioty. Bitwy to prosta wariacja gry w papier, nożyce, kamień. Otaczając Evana czterema oddziałami, musimy manewrować nimi w taki sposób, by niszczyć grupy przeciwników o danej słabości. I tak wojownicy są świetni na łuczników, ale nie radzą sobie dobrze przeciwko włóczniom. Opancerzeni strażnicy natomiast świetnie radzą sobie jako żywa tarcza, ale zostają szybko rozbici za pomocą magii lub ciężkich młotów. Wariacji jest kilka i minie chwila, nim wszystkie poznacie. Zwłaszcza że nie ze wszystkich będziecie mieli okazję korzystać od razu. Tak jak w przypadku królestwa, nasza armia potrzebuje specjalistów, których znajdziecie w różnych rejonach bajecznego świata Ni No Kuni.

Ni no Kuni II: Revenant Kingdom
Walki są szalenie dynamiczne. Niestety, nie stanowią żadnego wyzwania.

W kontynuacji zrezygnowano z lubianych, przypominających pokemony familliarów. Początkowo myślałem, że będę za nimi tęsknił. Tak było, dopóki nie otrzymałem w prezencie swojego pierwszego higgleda. Te małe stworzenia są równie urocze i tak samo przydatne w czasie walk. Z czasem zdobędziecie ich coraz silniejsze i ciekawsze z wyglądu wersje. Dobrze zawsze mieć kilka przy sobie, gdyż zależnie od zdolności potrafią leczyć, wezwać wielką armatę, a nawet wskrzesić lub przywołać na arenę swoje potężne bóstwo. Jak w przypadku mini-gry strategicznej, warto w tym temacie eksperymentować, by odnaleźć swoją ulubioną kombinację pasującą do naszego stylu gry.

Ni no Kuni II: Revenant Kingdom
Higgledy są zabawne i bardzo pomocne podczas walk. Już za moment się o tym przekonacie.

Czym byłoby dobre jRPG bez walki? Ta w porównaniu z „jedynką" jest bardziej zręcznościowa i przypomina action niż tradycyjnego przedstawiciela gatunku. Ma to swoje dobre i złe strony. Niewątpliwie zaletą jest szybkie rozstrzyganie starć i bardziej widowiskowe potyczki z bossami. Niestety, zapłaciliśmy cenę, którą jest całkowity brak wyzwania. Co prawda twórcy po premierze wprowadzili nowy poziom trudności, ale pierwotnie grę dało się ukończyć bez większego zmęczenia i nawet ukryte na mapce „potężne" stwory nie stanowiły problemu. Zdaję sobie sprawę, że fakt ten u wielu graczy dyskwalifikuje Ni No Kuni II jako grę bardzo dobrą lub nawet dobrą.

Świat, do którego chcę wracać

Osobiście podchodzę do tego nieco inaczej. JRPG to dla mnie przede wszystkim niesamowite historie, świetnie napisani bohaterowie i emocje wypływające litrami z ekranu. A tych w grze nie brakuje. Przez około siedemdziesiąt godzin bawiłem się doskonale, rekrutując nowe postacie, rozbudowując królestwo, rozgrywając bitwy czy po prostu szukając ukrytych, rozsianych po całej mapie skarbów. Do reszty zanurzyłem się też w magiczny świat Ni No Kuni II. Na tyle, że po przejściu gry czułem wielką tęsknotę i niedosyt, co z kolei spowodowało, że rozpocząłem przygodę po raz drugi. W moim przypadku więc śmiało mogę mówić o podwojeniu czasu.

Ni no Kuni II: Revenant Kingdom
I żyli długo i szczęśliwie...

Nie przeszkadzała mi infantylność. Nie doskwierało mi znudzenie czy brak wyzwania. Po prostu cieszyłem się tym, co oferował mi świat gry i już teraz czekam na zapowiedziane rozszerzenia fabularne, bo tak bogate uniwersum w pełni na nie zasługuje. W natłoku brutalnych i poważnych gier Ni No Kuni II było dla mnie niczym oaza spokoju, w której chociaż „na moment" zapomnieć mogłem o wszystkich złych rzeczach czy troskach dni codziennych. Jeśli tylko na to pozwolicie, możecie przeżyć wspaniałą, emocjonalną przygodę, w której zło jest w zasadzie umowne. To gra, w której odnajdą się zarówno starsi, jak i młodsi gracze. Tytuł niosący może i banalne, ale jakże ważne treści. Żyć długo i szczęśliwie? Nie tak niemożliwe, jak mogłoby się wydawać. Wystarczy, że otworzycie bramy Ni No Kuni.

09 Gamereactor Polska
9 / 10
+
Piękna oprawa audiowizualna, wdzięcznie przekazane uniwersalne treści, rozbudowa królestwa i rekrutacja 100 postaci, taktyczne starcia, zabawa na około 70 godzin, higgledy!
-
Dla niektórych zbyt prosta, modele postaci na mapie świata nieco odstają od reszty, starcia z bossami są zbyt chaotyczne, infantylna (cóż, prawdopodobnie dla niektórych może być to wada).
overall score
to ocena naszych redaktorów. Jaka jest Twoja? Wynik ogólny jest średnią wyników redakcji każdego kraju

Powiązane teksty



Wczytywanie następnej zawartości