Kiedy w marcu 2019 roku pojawiła się informacja o tym, że Vampire: The Masquerade - Bloodlines 2 pojawi się już niedługo, fani oniemieli z zachwytu. Kontynuacja kultowego erpega osadzonego w Świecie Mroku była długo wyczekiwana przez graczy na całym świecie, zwłaszcza że pierwsza część miała swoją premierę dobre piętnaście lat temu, a dodatkowo pozostawiła po sobie niesmak, niczym krew pita ze starca albo osoby odżywiającej się niezdrowym żarciem (koszmar!). Zdziwienie - w tym pozytywnym sensie - fanów było tym większe, gdy kilka tygodni później polskie Draw Distance ogłosiło, że tworzy grę w uniwersum Wampira: Maskarady.
"Coteries of New York" to najzwyklejsza w świecie powieść wizualna, w której wcielamy się jednego z trzech początkujących wampirów należącego do frakcji Camarilla. Krwiopijcy z tej frakcji ponad wszystko cenią sobie pieniądze, klasę i prowadzenie szeroko pojętych interesów, również ze śmiertelnikami. Ci drudzy od czasu do czasu bywają przydatni, zwłaszcza gdy trzeba załatwić jakieś zlecenie w ciągu dnia. Gracz może wybrać, który konkretnie klan będzie wspierać - ja zdecydowałem się na Venture (do wyboru są jeszcze Brujah i Toreador), ponieważ bohaterka przypisana do tego stronnictwa idealnie oddaje to, czym jest Camarilla.
Przed zostaniem wampirem Amanda była klasyczną bizneswoman - kobietą sukcesu, skupioną na pracy i osobistym rozwoju. Nie miała znajomych, chłopaka (związki traktowała raczej... czysto praktycznie, jeśli można tak to ładnie ująć) ani tym bardziej dziecka, a z rodziną już dawno przestała utrzymywać kontakt. Właśnie to podoba mi się najbardziej w "Wampirach" od Draw Distance. Silnie zarysowane postacie, które już od początku budzą w graczu emocje. Czasem pozytywne, czasem negatywne, ale każda z nich jest jakaś. Zresztą, każdy z bohaterów ewoluuje i wraz z odkrywaniem kolejnych warstw intryg, układów i związków opinia o tym, kto jest dobry, a kto zły zmienia się niczym sinusoida.
Podobnie jak w Dragon Age'u, wybór klanu determinuje początek gry, jednak w "Coteries of New York" zostało pociągnięte to o krok dalej, dzięki czemu mamy tak naprawdę do czynienia z trzema różnymi opowieściami w uniwersum Wampira: Maskarady. Oczywiście, bohaterowie, miejsce osadzenia czy sam cel gry są mniej więcej podobne, ale na przykład to, jakie relacje uda się nam zbudować z daną postacią, zależy właśnie od prologu.
A ten jest dość standardowy i jako nieświadomy niczego śmiertelnik nasza postać zostaje wplątana w świat wampirów zamieszkujących współczesny Nowy Jork. W wyniku niefortunnego zdarzenia każdy z trzech protagonistów staje się początkującym wampirem i już od początku musi walczyć o swoje życie. Szybko się jednak okazuje, że przejawiamy różne użyteczne talenty, z których przywódcy klanów od czasu do czasu korzystają. Przykładowo, Amanda może wymuszać jakieś akcje na swoich rozmówcach (nawet innych wampirach), co znacznie ułatwia różne konfrontacje. Tego typu działania kosztują jednak bardzo wiele energii, dlatego warto używać ich z głową.
Potencjalnie złe akcje nie są jednak w żaden sposób wiążące i nawet jeśli coś pójdzie nie po naszej myśli, to ostatecznie i tak wyjdziemy na swoje, wykonując po prostu jedno zadanie więcej. I tak lekka niespójność w "Coteries of New York" jest wyczuwalna przez cały czas, czy to podczas rozmów, czy też w trakcie wykonywania zadań. Z jednej strony gra oferuje różne zakończenia, ale twórcy jakby na siłę wpychają gracza na ten jeden, właściwy ich zdaniem tor. "No dobra, nie poszło ci tym razem, ale idź dalej i udawajmy, że tak miało być" - chcą powiedzieć deweloperzy z Draw Distance za każdym razem, gdy Amanda z jakiegoś powodu sobie nie poradziła, co oczywiście zostało odpowiednio podkreślone w dialogu.
Skoro już tak narzekam, to pomarudzę trochę na banalne zadania lojalnościowe dla towarzyszy, które z czasem się rozkręcają, ale ostatecznie jesteśmy prowadzeni za rączkę. Po visual noveli spodziewałem się czegoś więcej i że choć w jakimś niewielkim stopniu gra będzie stanowiła wyzwanie. Nie trzeba nawet wykonywać notatek, by ważna wypowiedź czy sekwencja liczb nam przypadkiem nie umknęły, co skończyłoby się negatywnym zakończeniem zadania. Miejscami bywa to aż nazbyt irytujące, ale rekompensatę stanowi sama historia i to, w jaki sposób jest prowadzona.
Wrócę jeszcze na chwilę do umiejętności Amandy, bo bardzo zaciekawiła i zarazem ucieszyła mnie jedna rzecz. Podczas polowania na świeżą krew czy nawet rozmów z innymi wampirami bohaterka może wykorzystać swoje kobiece atuty i po prostu zwabić nieświadomą ofiarę obietnicą kilku przyjemnych chwil. Zaraz pewnie do klawiatur zasiądą obrońcy moralności, ale spokojnie - to, że istnieje taka opcja, nie oznacza wcale, iż w jakikolwiek sposób uwłacza to kobiecie. Przynajmniej ja tego nie odczułem w taki sposób, zwłaszcza że Amanda przedstawiana jest jako silna postać kobieca i tego typu akcje są raczej przejawem jej sprytu, a nie tego, że lubi się zabawiać z przypadkowymi osobami.
Zresztą, idealnie wpisuje się w to w przesiąknięty erotyzmem świat Wampira: Maskarady. Deweloperzy z Draw Distance nie uciekają od tego, ale serwują wszystko z odpowiednią gracją i czyta się to naprawdę przyjemnie niczym dobry erotyk, a nie opowiadanie skrobnięte przez napalonego nastolatka. Opisy bywają dokładne i barwnie, ale nie są w żaden sposób wulgarne. Myślę, że pod tym względem wiele produkcji, które nazywają siebie "dorosłymi", mogłoby się uczyć od "Coteries of New York".
Nie będę ukrywał, że była to dla mnie pierwsza gra z uniwersum Vampire: The Masquerade, ale nie czułem się w żaden sposób zagubiony czy przytłoczony ilością informacji. Wszystko było wyważone i dialogi nie skupiały się tylko na tłumaczeniu zawiłości świata, ale jednocześnie, kończąc grę, czułem się bogatszy o nową wiedzę. Zdecydowanie jest to godna polecenia propozycja dla osób, które chciałyby rozpocząć swoją przygodę z "Maskaradą". Przy tym wszystkim nie brakuje odwołań do "Redemptions" czy "Bloodlines", dzięki czemu fani też znajdą w tym coś dla siebie. Twórcy bardzo sprawnie operują na niedopowiedzeniach i nie wykładają wszystkiego wprost, w czym pomaga słowniczek z najważniejszymi pojęciami, do których w każdej chwili można wrócić. W końcu jedną z podstawowych zasad wampirzego świata jest utrzymanie w sekrecie Maskarady, w czym pomaga między innymi odpowiedni żargon.
Inną charakterystyczną rzeczą dla gier z serii Vampire: The Masquerade - Bloodlines jest ścieżka dźwiękowa autorstwa Rika Schaffera. Co prawda nie pracował on podczas tworzenia "Coteries of New York", jednak czuć wyraźne inspiracje. Melancholijne, miejscami leniwe dźwięki przełamywane są wyraźnymi partiami gitar basowych, na które można się natknąć podczas przesłuchiwania niektórych piosenek autorstwa Breaking Benjamin. Prawdziwa gratka dla fanów alternatywnych brzmień, zdecydowanie warto czekać na udostępnienie całej ścieżki dźwiękowej.
Przy okazji, każdy bohater, z którym rozmawiamy, ma swój własny soundtrack. Mała rzecz, ale często łapałem się na tym, że częściej odwiedzałem te postacie - choćby Hope, wampira streamerkę - które mają ciekawszą ścieżkę dźwiękową.
Podobnie jak w innych produkcjach z tego uniwersum, bohater musi dbać o zaspokojenie swojego głodu. Pożywiać można się w trakcie wykonywania zadań na przypadkowych śmiertelnikach czy też rozmówcach, pozbywając się na przykład niewygodnych świadków. Opcji jest naprawdę sporo, jednak warto czasem opanować swoje instynkty, bo ofiara może być tylko przynętą, a w jej żyłach może krążyć trujący dla nas rodzaj krwi. Sam wskaźnik głodu jest minimalistyczny i objawia się czerwonymi plamami po bokach ekranu. Na szczęście udało mi się nie doprowadzić do pełnej utraty kontroli, ale warto mieć na uwadze, że im rzadziej się żywimy, tym mniej mamy energii na korzystanie z mocy.
Jak na moją pierwszą grę z tego uniwersum jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony tym, jak "Coteries of New York" jest przystępne dla graczy, którzy nie znają Wampira: Maskarady ani tym bardziej Świata Mroku. Oczywiście stanowi to tylko przystawkę przed "Bloodlines 2", które pojawi się w 2020 roku, ale jest to jak najbardziej smakowite danie, do którego wrócę pewnie jeszcze nie raz.