Polski
Gamereactor
artykuły

GRozkmina: Czy gracze mają prawo ingerować w wizję twórców?

Dlaczego wymuszamy zmiany na twórcach gier?

HQ

Paweł: Nie ukrywam, że do przemyśleń naszło mnie po głośnej sprawie najnowszego dodatku do Assassin's Creed Odyssey. A raczej samego zakończenia, którego oczywiście tu nie zdradzę. Czy gracze mają prawo aż tak ingerować w wizję, która zrodziła się w głowach twórców? Co ważniejsze - czy twórcy muszą za nią przepraszać?

Moim zdaniem nie. Nie mieści mi się to w głowie. Jasne, wszyscy płacimy za gry niemałe pieniądze, ale jest to wyłącznie nasz wybór. Idąc do kina możemy być zadowoleni lub rozczarowani seansem. Możemy oczywiście każde dzieło przy okazji ocenić, bo takie możliwości daje nam internet. Jednak uważam, że wymuszanie czegoś na twórcach jest grubą przesadą. Mam wręcz wrażenie, że nam - graczom - czasami się w czterech literach już poprzewracało. Potrafimy jako społeczność (tak, uważam, że wina jest tu zbiorowa) niemal zniszczyć osobę za jej pracę przy danej grze. Deweloperom dostaje się za podjęte decyzje tylko dlatego, że nie wpasowują się w nasz światopogląd lub w nasz klucz. To chore. Od kiedy autorzy muszą robić wszystko pod publikę? Z tego, co wiem, robią to dla publiki, ale nigdzie nie jest napisane, że musi się to każdemu podobać. Uważam, że przepraszanie Ubisoftu za wybór, którego fabularnie dokonali, to najgorsze rozwiązanie. Gra nie musi, a wręcz NIE MA być dla każdego. Jeśli nie pasuje komuś granie Ellie w The Last of Us: Part II, niech nie kupuje gry i nie wymusza na deweloperach stworzenia męskiej postaci. Działa to w każdą możliwą stronę. Nie ma co ukrywać, to temat obecnie dla wielu drażliwy, ale jestem ciekaw Waszego zdania.

GRozkmina: Czy gracze mają prawo ingerować w wizję twórców?

Asia: Ludziom nie podoba się wpychanie politycznej poprawności na siłę. Ot, zwykła rzecz; nie zmieniajmy nagle realiów na takie, gdzie [według jednego nadmuchanego artykułu] szokiem jest to, że postać ma prawidłowy popęd i postanawia mieć dzieci.

To jest reklama:

Obowiązkowa „quota" w firmie niezależnie od kwalifikacji jest szkodliwa dla studia, obowiązek reprezentacji osób danej orientacji czy rasy w grze, w której nie pasują, sprawia, że gdy w końcu pojawia się taka produkcja, w której ich miejsce ma sens, gracze z automatu dostają reakcji alergicznej. Dlatego, że widzą to jako słabe zagranie marketingowe - i to od tego dostają białej gorączki.

Czy można wpływać na wizję? Teoretycznie nie. Praktycznie - ledwie się da. Śledząc prace nad grą widzimy, czym się kierują twórcy. Jeśli postanawiają zniszczyć dobrą grę na rzecz lepszych zysków, albo namieszać bez sensu tylko po to, by uniknąć kilku oderwanych od życia dziwolągów wyklepywujących ściany tekstu na tumblrze, gracze to zobaczą. Gracze zareagują. Bo gry to pasja, ale i medium, które oddziałuje na graczy w takim samym stopniu, co gracze oddziałują na nie. Bierzemy aktywny udział w kreowaniu zdarzeń mających w nim miejsce. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że możemy mieć na coś wpływ. Działać. Zanim skończy się na to czas i gra wyjdzie na rynek, można działać - a nie siedzieć na kanapie, pasywnie żrąc cokolwiek twórcy wrzucą do koryta.

I właśnie dlatego to gracze pierwsi reagują, jeśli widzą coś, co im nie pasuje. Nauczeni przez gry istoty interakcji i tego, jak wpływa na rzeczy, chcą mieć wpływ - albo przynajmniej wierzyć, że go mają (RIP Telltale). Nie zmienią tego, jak będzie wyglądała gra - ale mogą pokazać głośno, że nastąpiło spartaczenie i choćby zbojkotować tytuł. A wtedy, być może, producent zastanowi się, dlaczego jego gra sprzedała się tak słabo...

GRozkmina: Czy gracze mają prawo ingerować w wizję twórców?
To jest reklama:

Bartek: Zastanawiam się nad tym od czasu wypuszczenia rozszerzonego zakończenia do trzeciego Mass Effecta. Przez te prawie siedem lat nic się nie zmieniło i tylko nieliczni potrafią oprzeć się wpływowi swojej własnej społeczności. Tutaj w pełni zgadzam się z Pawłem - jeśli chcemy, by gry były sztuką, to zacznijmy je traktować jak dzieła kultury. Możemy się nie zgadzać z wizją twórcy, jako odbiorcy mamy do tego święte i niezbywalne prawo, ale to nas nie upoważnia do wywierania wpływu na deweloperach, by dostosowali swój projekt do odbiorcy. Wspomniany Mass Effect 3 „przetarł szlaki" w tym temacie i zmiana jego zakończenia była swoistym precedensem, który potem odbił się nam wszystkim (graczom i twórcom) czkawką.

Jednak w tym wszystkim warto pamiętać, że gry wideo to stosunkowo młode medium (znacznie młodsze niż książki czy filmy), a jego progresja nieodzownie połączyła się z rozwojem internetu i social mediów. Większość kampanii marketingowych dużych produkcji odbywa się w internecie; wpisy twórców na Twitterze i na Facebooku o postępach prac, małe fragmenty rozgrywki, które „przypadkiem i totalnie niezamierzenie" wypłynęły do sieci czy choćby zdjęcia z biur samych deweloperów. Wszystko to pozwala poczuć się graczom, jakby byli częścią ekipy i mieli realny wpływ na proces tworzenia gry, co oczywiście jest nieprawdą i wszyscy o tym wiemy. Twórcy gier kreują się na celebrytów, a warto pamiętać, że łaska fanów na pstrym koniu jeździ. Jasne, wsparcie w komentarzach pod wpisami w social mediach potrafi zmobilizować, ale trzeba pamiętać, że fanboye bardzo szybko mogą stać się hejterami. Inna sprawa, że nam, graczom, wydaje się, że jesteśmy „ekspertami" od wszystkiego (zwłaszcza w tworzeniu i wydawaniu gier) - nie, nie jesteśmy. Zajmują się tym ludzie, którzy mają wieloletnie doświadczenie w tej dziedzinie i co ja, ludzik z internetu, może wiedzieć o tworzeniu historii i budowaniu postaci? Nic. Tę kwestię zostawiam innym, mądrzejszym ode mnie. Lubię być zaskakiwany przez twórców i chcę poznać ich wizje, jak i spojrzenie na różne sprawy, dlatego kompletnie nie rozumiem, po co jeszcze dodawać do tego światopogląd i fanaberie graczy (bo tego, co stało się z „Odyseją", inaczej nazwać nie można).

GRozkmina: Czy gracze mają prawo ingerować w wizję twórców?

Łukasz: Nie. Nie mają. Prawo mają natomiast zadecydować, czy zakupić dany produkt, czy też nie. Jeżeli kupią i będą niezadowoleni, to jak najbardziej mogą to niezadowolenie wyrazić. Konstruktywna krytyka zawsze w cenie. Zwłaszcza że dzięki dzisiejszej technologii w dziedzinie komunikacji relacje między twórcami a graczami są o wiele łatwiejsze, jeżeli chodzi o tak zwany feedback.

O ten twórcy zresztą bardzo często wręcz proszą swoich fanów. W końcu nikt gier charytatywnie nie robi. Pieniądze grają ogromną rolę i stąd też potrzeba utrzymania wspomnianych relacji. Niemniej jednak forma, w jakiej gracze wręcz żądają pewnych zmian w obrębie danej produkcji, to moim zdaniem kpina i „rak" dzisiejszych czasów. Każdy twórca jest w pewnym sensie artystą, który ma swoją własną wizję. My, jako odbiorcy, przyjmujemy ją i wyciągamy własne wnioski na podstawie swoich odczuć i osobistych doświadczeń. A te, jak wiadomo, mogą się różnić nawet bardzo znacznie. I nie ma w tym absolutnie nic złego. Złe jest natomiast podejście internetowych krzykaczy, którzy potrafią obrzucić błotem wszystko i wszystkich. I tylko żal patrzeć na to, jak twórcy często zamiast bronić swojej wizji, po prostu rozkładają bezradnie ręce, dział public relations smaruje wylewne przeprosiny, a firma planuje patch lub DLC, które mają obłaskawić marudnych narzekaczy. Absurd goni absurd, a kolejnych przykładów tylko przybywa. Ja już chyba zobojętniałem. Ostatni raz ciśnienie podeszło mi w momencie, podobnie jak Bartkowi, kiedy wiadrem pomyj zostało oblane BioWare za zakończenie Mass Effect 3. Wciąż wierzę w słuszność teorii dotyczącej indoktrynacji. Wciąż mam cichą nadzieję na powrót Sheparda i ciąg dalszy. Wciąż pozostaję w opozycji do roszczeniowców, którzy zapominają, że świat nie kręci się wokół ich widzimisię.

GRozkmina: Czy gracze mają prawo ingerować w wizję twórców?

Teddy: Rozwój internetu obnażył tylko tkwiący w ludzkości debilizm. Zamiast ewoluować, uwstecznia się umysłowo. Umówmy się - co innego przepraszać za odwaloną fuszerę, niekompletny i zarobaczony produkt, co innego przepraszać za to, czy wykreowanej z konkretnym zamysłem postaci nie podoba się inna postać z dyndającym szlongiem pomiędzy nogami. Takim właśnie naciskom ingerencji fanów we własną twórczość ulegli twórcy Mass Effect: Andromeda, zmieniając kompletnie bezpodstawnie orientację jednego z towarzyszy tylko po to, aby przypodobać się pewnej grupie odbiorców. Nie odbierzecie tego opacznie - problem nie wynika z tego, że dany bohater jest homo- lub biseksualny, lecz z faktu, iż zmieniono jego upodobania w sposób nienaturalny i wymuszony. Czy przeszkadza mi, że Ellie z The Last of Us jest lesbijką? Nie (choć lubię śmieszkować z gejów starających się zapewnić ciągłość populacji w środowisku postapokaliptycznym), ponieważ taki właśnie był na tę protagonistkę zamysł zasadniczo od samego początku. Akceptuję to i toleruję, w przeciwnym razie po grę raczej nie miałbym zamiaru sięgnąć. Czy przeszkadza mi krytyka adresowana w stronę Wiedźmina za brak urozmaicenia etnicznego? Jak najbardziej, bo jest to sprzeczne z umiejscowieniem i przesłaniem opowiadanej historii. Podobnych przykładów mógłbym zresztą wyliczać nieskończenie, tym bardziej, iż wielkie korporacje branży pod naciskiem ogólnych opinii kastrują nie tylko własne twory, ale i samych siebie, niszcząc obrane założenia, cele, a nawet historyczne prawdy, byle tylko nie wyjść na foba dowolnej kategorii. Świat nie jest kolorowy. Nigdy nie był i nie będzie, mimo że wielu chciałoby go takim postrzegać. Dlatego nie narzucajmy tych kolorów twórcom, którzy własne światy chcą nam opowiedzieć w nieco uboższej palecie. Nic dobrego z tego nie wyjdzie. To są ich światy i ich opowieści. To ich Intelectual PROPERTY.

GRozkmina: Czy gracze mają prawo ingerować w wizję twórców?

Ola: Wow, chyba jeszcze nigdy nie byliście tak zgodni. Moja wypowiedź będzie stosunkowo krótka, bo i mam wrażenie, że wszystko już w tym temacie zostało powiedziane. Nie wiem, czy współdzielę zobojętnienie z Łukaszem, czy może po prostu jestem już tym zmęczona, ale chciałabym, żebyśmy za kilka lat przestali wreszcie zwracać uwagę na to, jakiej orientacji seksualnej jest dana postać - nie uważam, żeby to było w jej charakterze najistotniejsze. Miłość dwójki dorosłych ludzi jest piękna, życzę jej doświadczenia każdemu. Dziwnie się więc czuję, gdy to właśnie ta miłość jest tematem mowy nienawiści, bo inaczej tego nazwać nie można. Gracze krzyczą na deweloperów niczym bobasy z przedszkola, którym zabrano ulubioną zabawkę. Naprawdę tak bardzo obchodzą nas seksualne preferencje fikcyjnych postaci?

Ubisoft nie popełnił błędu „wymuszając" na graczu związek heteroseksualny. Popełnił błąd w ogóle przepraszając za zaistniałą sytuację. Wiecie, dlaczego w zeszłym roku Red Dead Redemption 2, a dwa lata temu The Legend of Zelda: Breath of the Wild zbierały wśród recenzentów najwyższe możliwe noty? Bo Rockstar i Nintendo od lat podążają własną ścieżką i nie tworzą gier dla wszystkich. Gdy coś jest tworzone z myślą o wszystkich, nigdy nie kończy dobrze - żeby nie szukać daleko, Andromeda pozostała nieukończona, Ubisoft sam nie wie, co powinien zrobić z marką Assassin's Creed, a nawet Japończycy zawsze wykładają się na takim podejściu, bo zarówno The Last Remnant, jak i Final Fantasy XV były reklamowane jako jRPG-i dla każdego, a okazały się przerażająco przeciętne, nie zadowalając ani fanów gatunku, ani nowicjuszy. Okazały się szare, bo twórcy dali sobie wejść na głowę.

Moim zdaniem jest wręcz przeciwnie do tego, co stwierdził Ted. Nasz świat jest niezwykle kolorowy, różnorodny, oferuje wiele dobra dla każdego, a my próbujemy odebrać mu to wszystko. Nie chcę, żeby w grach RPG wszystkie postacie były biseksualne, nie chcę jRPG-ów „na cały świat". Lubię japońszczyznę i lubię być odrzucona przez męską postać, która okazuje się gejem. To jest fajne, to jest ciekawe. Jesteśmy i powinniśmy być różni, więc czemu to zmieniać?

GRozkmina: Czy gracze mają prawo ingerować w wizję twórców?

A czy według Was gracze powinni wpływać na decyzje twórców? Jeśli tak - w jaki sposób? Podzielcie się w komentarzach swoimi przemyśleniami. Zawsze dobrze jest poznać kilka różnych punktów widzenia. Całą redakcją życzymy Wam spokojnego poniedziałku i miłego tygodnia!



Wczytywanie następnej zawartości