Polski
Gamereactor
artykuły

Konsolowa złośliwość, czyli dziwne przypadki gracza

Problemy z reklamacją, Xbox na asfalcie i skasowane pliki zapisu.

HQ

Chyba każdy gracz przez wiele lat spędzonych z przeróżnymi platformami związanymi z grami wideo miał jakieś dziwne czy nieprzyjemne wypadki związane z konsolami. Pewnie wiele z tych przypadków można było uniknąć, inne były z kategorii „niecodziennych", a niektóre zdarzały się w najmniej oczekiwanym momencie. Jeśli chodzi o mnie, wydaje mi się, że limit swojego pecha dotyczącego pasji już dawno wyczerpałem, ale nigdy nic nie wiadomo.

Poznawanie i eksploracja nowych wirtualnych światów to wspaniała rozrywka, jednak czasami zdarzy się coś, co nie dość, że przeszkodzi w tej zabawie, to na dodatek może być przygnębiające, denerwujące lub bardzo kosztowne. Oto moje przypadki, jakie zapamiętałem z wielu lat obcowania z grami wideo.

Xbox 360 - red ring of death i reklamacyjny galimatias

Konsolowa złośliwość, czyli dziwne przypadki gracza

Przez niecałe dwa lata radości, jaką dostarczał mi Xbox 360, udawało mi się uniknąć bardzo częstej, swego czasu totalnej katastrofy, znanej jako red ring of death. Mając na półce konsolę Microsoftu, czytając i słysząc od znajomych o częstym pojawianiu się pierścienia śmierci (inaczej konkretnej awarii konsoli), czułem się jak skazaniec idący na egzekucję i widzący przed sobą już kata. Pewnie rozmowa o tym, częste myśli i ogólna czarna otoczka tego wydarzenia w środowisku graczy wreszcie zemściły się i... sam doświadczyłem tego nieszczęścia.

To jest reklama:

Trzy czerwone światła pojawiły się dokładnie miesiąc przed końcem gwarancji. Znajdując papiery, odetchnąłem z ulgą i udałem się do sklepu znanej sieci handlowej „nie dla idiotów" w celu reklamacji zepsutego sprzętu. Na miejscu miły pan z doklejonym uśmiechem poinformował mnie, że sklep nie przyjmuje zwrotów konsol i trzeba je wysłać bezpośrednio do oddziału Microsoftu. Niestety, nie udało mu się mnie zbyć i po ostrzejszej wymianie zdań zostawiłem konsolę w sklepie z terminem oczekiwania - trzy miesiące. Miły pan już bez doklejonego uśmiechu z widoczną satysfakcją poinformował mnie, że tyle będę czekał, jeśli to właśnie im oddam konsolę. Dziewięćdziesiąt dni bez szarpania? Nie ma mowy.

Po upływie dwóch tygodni pojechałem do sklepu i ów sprzedawca, uśmiechnięty i zadowolony, powiedział, że dwa tygodnie to nie trzy miesiące i nie ma jeszcze mojej konsoli. Sfrustrowany, nie wiedząc, co zrobić, pojechałem w swoim mieście do Rzecznika Praw Konsumenta, a miła pani znała już temat wielu „trudnych" reklamacji tego sklepu, ale z konsolą spotkała się po raz pierwszy. Zaleciła poczekać jeszcze tydzień i potem wrócić do niej. Po siedmiu dniach, bez odzewu ze strony sklepu i kolejnej osobistej „wycieczce", udałem się do Urzędu i wtedy pani zadzwoniła do sklepu z zapytaniem: kiedy mogę spodziewać się naprawionego bądź nowego Xboksa 360?

Miły pan powiedział, że... nie rozumie całej tej sytuacji, bo konsola już na mnie czeka w sklepie i zaprasza po odbiór. Uradowany podziękowałem po stokroć pani urzędniczce i pojechałem wprost po swoją konsolę. Na miejscu znajomy mi już pan skierował mnie do punktu obsługi klienta i tam dostałem pełną kwotę za konsolę do wykorzystania na sklepie. Jako że minęły prawie dwa lata i Xbox 360 mocno potaniał, dobrałem sobie jeszcze grę i aparat fotograficzny. Trzy tygodnie bez konsoli w ogólnym rozrachunku opłacało się, a miły pan nie miał już tak radosnego wyrazu twarzy. Warto walczyć o swoje prawa, do końca.

To jest reklama:

Nowiutki Xbox One na asfalcie i zawał serca

Konsolowa złośliwość, czyli dziwne przypadki gracza

Wreszcie nadszedł ten dzień. Z wypiekami na twarzy pojechałem kupić Xboksa One, aby wreszcie zagrać w Dead Rising 3 i Ryse: Son of Rome. Po wybraniu swojego egzemplarza udałem się szybkim krokiem do kasy, a potem od razu do domu. Po wyjściu z samochodu miałem do pokonania tylko osiedlową ulicę i już mogłem cieszyć się wirtualną rozrywką. Niestety, podczas przechodzenia przez jezdnię pudełko się otworzyło (zamykane jedynie na naklejkę wielkości pięciozłotówki) i cała zawartość wyleciała na asfalt, a ja zostałem z pustym kartonem w ręku. W jednej sekundzie konsola, okablowanie, książeczki i zasilacz nie były już zapakowane, a ja, będąc jak porażony prądem, niemal przeżyłem pierwszy w swoim życiu zawał serca.

Ekspresowo pozbierałem fanty (na całe szczęście nic wtedy nie jechało) i wrzuciłem wszystko na tylną kanapę w samochodzie. Po długich oględzinach okazało się, że konsola nie ma nawet jednej ryski (była dobrze zabezpieczona), a uderzenie spadającego kamienia z mojego serca słychać było na drugim, pobliskim osiedlu. No tak, estetyka nie ucierpiała, ale co z technicznymi sprawami? Dzięki Bogu, po włączeniu konsoli do zasilania po chwili ukazało się piękne zielono-białe logo Xboksa i wszystko skończyło się dobrze. Od tamtego wydarzenia teraz żadnego sprzętu nie chwytam za „rączki", ale dla pewności biorę pod pachę. Mądry gracz po szkodzie.

Skasowana Lara Croft i siła Tomb Raidera

Konsolowa złośliwość, czyli dziwne przypadki gracza

Doskonale pamiętam przygodę Lary Croft w Tomb Raider na PlayStation 4. Tytuł bardzo mi się podobał, jednak nie wiedziałem, że „z przymusu" będę musiał ogrywać go drugi raz. Przesuwając szafkę przez przypadek pociągnąłem wszystkie kable, a jeden z nich był tym zasilającym PS4. Na nieszczęście sprzęt był włączony i po odpięciu kabla musiałem poczekać aż ponownie się uruchomi. Niestety, pech chciał, że niemal ukończone nowe przygody pani archeolog zostały... skasowane. Nie wiem, jak to się stało, ale przez ten „włoski reset" usunięte zostały wszystkie stany zapisów z Tomb Raidera. Inne gry nie ucierpiały, a ja musiałem zaczynać całą opowieść od nowa. Jednak od samego początku nie była to męczarnia, a gra wciągnęła mnie jeszcze bardziej.

Grubas PS3 i kocie legowisko

Konsolowa złośliwość, czyli dziwne przypadki gracza

Pewnego pięknego wieczoru grałem sobie w Bioshock Infinite i byłem wręcz oczarowany klimatem produkcji. Nagle konsola zaczęła o wiele głośniej pracować, dusić się, aż wreszcie... wyłączyła się. Pijąc kolejny łyk zimnego piwa, ponownie załadowałem przygody w podniebnej Columbii i po kilku minutach pojawił się znów ten sam hałas i do tego w pakiecie jeszcze inne, dziwne dźwięki. No cóż, pomyślałem, że chyba pora pożegnać się z fat PS3 (kupić slim) i szykować się na większy wydatek.

Nie znałem jeszcze odgłosu pracującej PS4 Pro podczas nowych przygód Kratosa i niemal odlatującej konsoli z hałasem nie do zniesienia, więc postanowiłem sprawdzić, co się dzieje. Okazało się, że mój łasy na ciepło kot postanowił zrobić sobie legowisko między konsolą a ścianą. Leżąc tam pewnie już długi czas wywoływał małe techniczne anomalie i ogólny problem z chłodzeniem. PS3 była tak gorąca, że pewnie jeszcze kilka chwil i zwierzak spowodowałby spalenie się konsoli (dobrze, że nie skończył jak kot w Wigilię u Griswaldów). Tym razem wszystko skończyło się dobrze, a ja potem przed każdą wirtualną sesją sprawdzałem, czy nie ma tam nieproszonego gościa.

Po takim bagażu doświadczeń związanych z konsolami staram się myśleć na zapas, wyciągać wnioski i minimalizować nieprzyjemne zdarzenia. Co przyniesie ze sobą nowa generacja? Oby nic gorszego niż dotychczas. A Ty jakie miałeś wypadki i dziwne wydarzenia związane z konsolami? Wszystko kończyło się happy endem czy dało się odczuć bolesne lub wydatkowe problemy?



Wczytywanie następnej zawartości