Rok 2018 był dla mnie wyśmienity, jako fanatyka wymarłych zwierząt z okresu mezozoiku. Otrzymałem najlepszego tycoona ostatnich lat oraz kilka innych, naprawdę niezłych strategii. Nie obyło się jednak bez rozczarowań i to bardziej względem całej branży gier wideo niż poszczególnych tytułów.
W tym roku jestem pełen szczęścia. Otrzymałem nie tylko kolejną część nowej trylogii filmowej z udziałem dinozaurów, ale i fenomenalną grę! I to jeszcze na pełnej licencji! Czekałem na to trzynaście lat, od czasu premiery Jurassic Park: Operation Genesis. Dostałem całe stado gadów, masę nawiązań do serii filmowej oraz rozgrywkę, która wciąga na długie godziny. Zwierzęta mają świetne animacje i wyglądają po prostu cudownie. Czasem lubię po prostu odpalić tę grę, obserwować swój park i słuchać wspaniałego soundtracku. Cóż mogę rzec? Welcome to Jurassic Park!
Od początku mocno kibicowałem polskiej produkcji, nie tylko z powodu sympatii do studia - sam zamysł na Frostpunk prezentował się świetnie. Ładna grafika, ciekawa mechanika i intrygujący świat. A jednak w głębi duszy wciąż mieszkała obawa, że coś może pójść nie tak. Na szczęście miło się w tej kwestii rozczarowałem i otrzymałem wspaniałą strategię z wysokim poziomem trudności. Twórcy nie spoczywają na laurach i obiecują, że dostarczą jeszcze trochę darmowej zawartości. Duzi wydawcy, uczcie się od 11 bit Studios podejścia do graczy!
Zapewne dziwi Was moja nominacja, jednakże wielkie „bum" na Fortnite i wychwalanie go pod niebiosa jest po prostu dla mnie niezrozumiałe. Gra ma prostą mechanikę, styl graficzny nie jest w żaden sposób odkrywczy i nie ma w niej miejsca na żadną historię czy refleksję. Firma Epic Games chwyciła wiatr w żagle i teraz postanowiła rzucić wyzwanie Steamowi, co, mam nadzieję, zakończy się jej porażką. Nie potrzebuję kolejnej aplikacji na komputerze, a platforma od Papcia Gabe'a nigdy nie sprawiła mi problemów. Zobaczymy, jak długo twórcy popularnego battle royale dadzą radę wymachiwać szabelką.
Od mojego wielkiego rozczarowania Might & Magic: Heroes VII nie zamawiam już pre-orderów ani nie oczekuję z wypiekami na twarzy kolejnych tytułów. Obecnie wyznaję zasadę „pożyjemy, zobaczymy". Co prawda w tym roku byłem nakręcony na Jurassic World: Evolution, jednak miałem też dużą rezerwę, że gra może okazać się totalną klapą albo wydmuszką, która nie przyciągnie mnie na dłużej do ekranu. Niech serca graczy będą rozpalone namiętnością względem elektronicznej rozgrywki, jednak ich głowy pozostaną zimne - abyśmy unikali zbędnych rozczarowań.
Niestety, pomimo dobrych gier, ten rok nie obył się bez wielu afer i rozczarowań. Battlefront II miał być lepszy, a stał się bardziej strawny. Szumne zapowiedzi darmowej zawartości nie pokryły się z rzeczywistością, a gra najprawdopodobniej umrze na początku przyszłego roku. Battlefield V obiecał kampanię mocno osadzoną w historii, jednak dostaliśmy pseudo II wojnę światową, a twórcy nie potrafili nawet porządnie przygotować modeli czołgów. Fortnite święci triumfy, co mnie osobiście razi, bo w mojej opinii ta gra nie ma w sobie nic do zaoferowania, nie licząc darmowego trybu, skopiowanego z innego tytułu. Liczę na to, że liczne afery związane z dużymi tytułami sprawią, że wydawcy zaczną patrzeć na opinię graczy, a nie na słupki sprzedaży. I przestaną się bać trudnych lub niejednoznacznych tematów. Dobrze, że są mniejsi twórcy, którzy kierują się kreatywnością, a nie radami specjalistów od marketingu. Obyśmy w przyszłym roku czytali o sukcesach w branży, a nie o jej najgorszych problemach oraz skandalach.