Polski
Gamereactor
artykuły
Final Fantasy VII: Remake

Rozpraw(k)a o Final Fantasy VII: Remake

Siedem głównych grzechów nadchodzącego remake'u.

HQ
Final Fantasy VII: Remake

Kiedy na Zachodzie gatunek RPG chylił się ku upadkowi, a próby jego ratowania podjęło się BioWare'owskie Baldur's Gate, japońscy deweloperzy i ich projekty znajdywały się już w sąsiedniej galaktyce. Można powiedzieć, że podczas gdy zachodni rynek dopiero uczył się odpowiednio trzymać sztućce, Wschód podawał wykwintne dania w pięciogwiazdkowych hotelach. Wystarczy porównać dziś Baldura do serii Suikoden, Xenogears czy Parasite Eve, które wykonaniem technicznym i dojrzałymi scenariuszami zjadają tytułowe wrota na śniadanie. Wśród nich znajduje się najbardziej wygłodniałe z wygłodniałych - Final Fantasy VII.

Legendarna odsłona prawdopodobnie najbardziej znanego cyklu jRPG-ów już za siedem miesięcy otrzyma kolejną iterację w formie pełnoprawnego remake'u. Po czterech latach niepokojącej ciszy, od czasu pierwszej zapowiedzi na targach E3 2015, ruszyła machina marketingowa.

Final Fantasy VII: Remake
Cloud biegający po mieście pełnym cywili z wielkim mieczem wygląda nieco śmiesznie, nawet jak na japońskie standardy - tak samo jak gwardia Noctisa z FFXV przy mieszkańcach przypominała bal przebierańców.
To jest reklama:
Final Fantasy VII: Remake
Materie w formie DLC słusznie budzą niepokój.

Final Fantasy VII jako pierwsza trójwymiarowa część serii - wówczas ukazującej się wyłącznie na systemach Nintendo - przetarła szlaki na konsoli PlayStation, zapisując się na kartach historii gier prawdziwym Caps Lockiem. Produkcja przekroczyła jedenaście milionów sprzedanych egzemplarzy (dane z sierpnia 2015 roku), co czyni ją najbardziej dochodową odsłoną marki, której nie pobiło nawet Final Fantasy XV (siedem milionów kopii), choć przecież gaming od 1997 roku rozrósł się o miliony nowych odbiorców. Tytuł może również pochwalić się najbardziej złożonym „extended universe", składającym się z czterech oficjalnych odsłon projektu, czterech produktów pobocznych i kolejnych czterech nienależących do oficjalnej kompilacji. „Siódemka" na Metacriticu szczyci się oceną 92 na podstawie ponad tysiąca siedmiuset recenzji użytkowników i co roku plasuje się na najwyższych pozycjach topowych list japońskiego magazynu Famitsu.

Pomysł stworzenia remake'u „siódemki" zdaje się być zatem strzałem w dziesiątkę; biorąc pod uwagę rozmach i budżet projektu, a także nastawienie się na przystępność dla nowych graczy, tokijski oddział Square Enix powinien kąpać się w dolarach i wycierać w ręczniki uszyte z jenów. Sprzeciw! Obawiam się, że wcale nie pójdzie to tak gładko, jak zamierza. Winna, wysoki sądzie. Dotychczas ujawnione informacje prędzej wywołują u mnie zawroty głowy niż okrzyki radości. Dlaczego zakładam, że remake Final Fantasy VII się nie uda?

Final Fantasy VII: Remake
Świetnie będzie zobaczyć ten duet w nowej formie...
To jest reklama:
Final Fantasy VII: Remake
...ale w takiej też warto się z nim zapoznać.

Po pierwsze, podział na epizody to decyzja, która pogrzebie ten projekt głęboko pod ziemią. Już kilka tygodni temu twórcy potwierdzili, że pierwszy odcinek remake'u skupi się wyłącznie na Midgarze, a oni sami zabiorą się za prace nad następnymi dopiero po jego premierze, przy czym nadal znajdują się na etapie ustalania treści, które obejmą kolejne epizody. Proces produkcji jest zatem nieprzemyślany. Deweloperzy co prawda zaznaczyli, że opracowywanie następnych odcinków będzie znacznie bardziej wydajne, ponieważ mają korzystać z już gotowych assetów, ale i tak zajmie to około dwóch, trzech lat - przy czym nadal nie wiemy, na ile epizodów zostanie podzielony remake. Na pojedynczy rozdział Life is Strange 2, nieskomplikowanej przygodówki, przychodzi nam czekać pół roku, a co dopiero na tak gigantyczną grę, jak Final Fantasy VII w nowych szatach. Zgadza się, w Dontnod nad Life is Strange 2 pracuje znacznie mniej osób - ale to Square Enix po ponad dziesięciu latach kazało nam wierzyć, że Final Fantasy XV i Kingdom Hearts III kiedykolwiek ujrzą światło dzienne.

Po drugie, przepraszam, nie mogę tego ująć inaczej: marketingowe bullshity. „Pojedynczy rozdział będzie oferował tyle zawartości, ile oryginalne Final Fantasy". „Materie z summonami jako DLC"! „Remake położy większy nacisk na postacie i przedstawi ich dotychczas nieznane strony". O ile to ostatnie to tylko moje prywatne obawy bez szczególnego podparcia argumentami, że taka Aerith będzie zbyt oczywistą słodką dziewczynką i twórcy pokażą nam za dużo, a czasem lepiej pozostawić odbiorcę w niewiedzy (tę jej dziwaczną cukierkowość da się już odczuć po angielskim dubbingu), o tyle pierwsze dwa stwierdzenia naprawdę przerażają. Przerost formy nad treścią. Odcinanie kuponów. Midgar stanowił naprawdę niewielki procent kolosa, jakim była „siódemka". Rozciąganie na kilkadziesiąt godzin etapu, który trwał około pięciu, jest chybionym pomysłem. Zwłaszcza, że w pierwszym epizodzie nie zobaczymy połowy składu postaci - z Yuffie, Vincentem czy Cidem spotkamy się dopiero za kilka dobrych lat.

Final Fantasy VII: Remake
Dzięki prerenderowanym tłom „siódemka" nawet dziś prezentuje się przepięknie.
Final Fantasy VII: Remake
Minigierki, podstawa każdego jRPG-a!

Jeżeli w najlepszym wypadku na następny epizod poczekamy mniej niż dwa lata, to i tak prawdopodobnie proces wydawniczy całego remake'u potrwa przez całą przyszłą generację. To po trzecie. Midgar składa się na być może dziesięć procent „siódemkowej" opowieści. Być może. Patrząc na poprzednie lata i generacje połówkowe (PS4 obok Pro dusi się przy korzystaniu z samego systemu), zmianom na pewno będzie musiała ulec grafika - już teraz projekt jest opracowywany jeszcze z myślą o czwartym PlayStation, więc siłą rzeczy deweloperzy nie mogą pozwolić sobie na szczyt możliwości. Czy w takim razie kolejne rozdziały zaoferują lepsze doznania wizualne? Może nawet bardziej dopracowane mechaniki? Brzmi to niespójnie. No, chyba że na PS4 otrzymamy taką edycję, jak niegdyś Dragon Age: Inkwizycja działała na PS3 (czyli gorzej niż na wyjątkowo kiepskim pececie). I jeszcze jedno pytanie - co z levelami? Czy w Midgarze postacie zablokują się na, dajmy na to, trzydziestym poziomie, żeby nie były zbyt „OP" w drugim rozdziale? A może co epizod poziomy będą się resetować? Konstrukcja Final Fantasy VII: Remake przypomina mi niebezpiecznie drgającą Yengę.

Po czwarte, niepokoi mnie cała ta powaga, patos i „patrzcie, jaką robimy realistyczną grę". Final Fantasy VII było wypchane dziwno-śmieszną japońskością. Mimo że dowiedzieliśmy się, że Gold Saucer czy cała sekwencja z Honey Bee nie zostały wycięte ze scenariusza, w remake'u nie mają prawa zadziałać. Oryginał rajcował graczy, bo potrafił bez dubbingu i bez mimiki twarzy przedstawić emocje zwykłym podskokiem postaci, potrząśnięciem główką, wielokropkiem w chmurze. To właśnie ta oszczędność i minimalizm sprawiały, że dostrzegaliśmy dziesiątki szczegółów. Po wypowiedziach twórców dotyczących rozwijania postaci można odnieść wrażenie, że będą właśnie próbować powiedzieć nam o nich za dużo; zdradzać tajemnice, których wiedzieć wcale nie musimy, by rozumieć intencje oraz cele bohaterów. Nie wspominając już o piątym powodzie - skoro dział do spraw estetyki uznał, że rozmiar klatki piersiowej Tify może być obraźliwy, jak deweloperzy planują przedstawić TO (zdjęcie poniżej)?

Final Fantasy VII: Remake

Square Enix, niegdyś pionierzy w dziedzinie jRPG-ów (ponadczasowe Vagrant Story, Romancing SaGa, wspomniane Xenogears i Parasite Eve), dziś studio, którego jedyną ambicją jest podbicie Zachodu i tworzenie „Final Fantasy for Fans and First-Timers". Na własnych oczach widzieliśmy, co Square wyprawiało z „piętnastką", wydając produkt niekompletny, łatany latami, pozbawiony najistotniejszych elementów serii. Z zaledwie czterema kompletnie nierozpisanymi postaciami, podczas gdy w Final Fantasy IX nasza drużyna składała się z ośmiu tak wyrazistych charakterów, że nie sposób o nich zapomnieć. Dlaczego Atlus (Shin Megami Tensei), Level-5 (Ni no Kuni) czy nawet Nintendo (Zelda!) potrafią kontynuować dziedzictwo jRPG-ów, kradnąc przy tym serca i portfele zachodnich graczy, a Square zatraca swoją tożsamość? I z roku na rok zatraca ją coraz bardziej - tworząc pusty świat „piętnastki", wycinając postacie z serii Final Fantasy w Kingdom Hearts III i zastępując je tymi Disneyowskimi, na dodatek jeszcze zmagając się z poprawnością polityczną - nieprzychylne komentarze wobec akcentu Barreta czy rozmiaru piersi Tify to dopiero początek. Przykro na to patrzeć, bo to Japończycy nigdy nie bali się poruszać w swoich produkcjach tematów mniejszości. To oni stworzyli tak obszerny gatunek rysowanej miłości jednopłciowej (yaoi/yuri). To w Personie 4 pomagaliśmy Kanjiemu w zaakceptowaniu własnej seksualności. To w Xenoblade Chronicles 2 walczyliśmy u boku seksownych dziewcząt w stanowczo za krótkich spódniczkach, jednocześnie doświadczając czystego, platonicznego uczucia i więzi między towarzyszami broni. To w jRPG-ach najczęściej uczyliśmy się, czym jest rasizm, akceptacja, tolerancja, życzliwość, że najważniejsze są szacunek i miłość do drugiego człowieka. I dziś o tym już nikt nie pamięta, bo co najistotniejsze, to żeby przypadkiem cycki Tify nikogo nie uraziły, a Barret ma „zbyt murzyński akcent".

Po szóste! Final Fantasy VII: Remake wygląda jak re-skin Final Fantasy XV, brak mu tożsamości. Tak, to oczywiste, że Square będzie korzystać z „piętnastkowych" assetów, nie po to w końcu tworzyli je przez dziesięć lat, by teraz wyrzucić do kosza. To oczywiste, ale nie powinno tak oczywiście się prezentować; tuszowanie zabiegów kopiuj-wklej jest istotne, by nie zaburzało przyjemności płynącej z rozgrywki. Myślę, że w tej formie to już lepiej sprawdziłaby się „ósemka", której system wyciągania magii nieco kulał, a była to produkcja nastawiona na realizm od samego początku, więc jako remake mogłaby być naprawdę niesamowitym doznaniem. I tu faktycznie Square miałoby pole do popisu, jeśli chodzi o rozpisywanie postaci, bo nie ukrywajmy, w Final Fantasy VIII nikt poza Rinoą i Squallem się nie liczył. „Siódemka" przy całej swojej powadze nadal była satyryczna, często komiczna, poza tym, psiakrew, po mapce biegaliśmy postaciami w stylistyce chibi.

Final Fantasy VII: Remake
Tym, co wyróżnia Final Fantasy VII, jest rewelacyjny system walki.
Final Fantasy VII: Remake
Miejmy nadzieję, że remake nie będzie polegał jedynie na wściekłym „mashowaniu" przycisków.

Wreszcie, po siódme, oryginalne Final Fantasy VII to wciąż niesamowita gra. Nie patrzę na „siódemkę" z tak sentymentalnym wzrokiem, jak starsi gracze, którzy mogli zagrywać się w nią w dniu premiery, ponieważ doświadczyłam jej dopiero dwadzieścia lat później, ale mimo to uważam, że właśnie w tych swoich koślawych kształtach jest perfekcyjna. Prerenderowane tła sprawiły, że graficznie nadal zachwyca, lokacje tak ociekają gęstą atmosferą, że nie zwraca się uwagi na nieco komiczne kwadratowe łapki postaci. W związku z brakiem udźwiękowienia emocje musiały być dyktowane przez muzykę, a Nobuo Uematsu skomponował arcydzieło, które przerażało, było obce, a jednocześnie tak bliskie. Był to też twór kompletny, jeszcze raz podkreślę - dzielenie erpega na epizody to piaszczysty fundament, przez który runie cała ta remake'owa konstrukcja.

Na zakończenie, wracając do pytania postawionego we wstępie, udzielam jednoznacznej odpowiedzi: „tak". Tak, uważam, że remake Final Fantasy VII się nie uda. Podczas przeglądania forów i komentarzy osób, które nigdy nie miały do czynienia z Finalami, często słyszę, że Final Fantasy VII: Remake zapowiada się świetnie - bo jest ładniejszy, a oryginał już stary, bo fajnie, że się pozbyli turowego systemu walki (skąd ten mit o turowym systemie w „siódemce"?), bo w ogóle to takie nowsze. Pewnie. Mam szczerą nadzieję, że ten projekt spodoba się młodym graczom, może dzięki niemu wkręcą się w całą serię. Sama rozpoczynałam swoją podróż z Ostateczną Fantazją od, uwaga, „trzynastki". Tyle że bez chęci poznawania i z samym nastawieniem, że coś musi być nowe, bo stare jest fe, nie sądzę, by tacy odbiorcy byli warci starań. Oczywiście są też gracze, którzy po prostu płaczą na sam widok Clouda, którego oko ma więcej poligonów niż cały oryginalny model postaci i cieszą się, że będą mogli odwiedzić Midgar piękny jak nigdy wcześniej (sprzeciw!). Jeżeli jednak naprawdę uważamy, że Final Fantasy VII to filar branży, który zrewolucjonizował nie tylko serię Final Fantasy, ale też cały gatunek, myślę, że powinniśmy być w stanie uporać się z tymi kwadratowymi łapkami.

Powiązane teksty

0
Final Fantasy VII: RemakeScore

Final Fantasy VII: Remake

RECENZJA. Przez Andreas Juul

Jedna z najważniejszych gier wszech czasów została stworzona od podstaw, ale czy remake'owi uda się wyjść z cienia oryginału z 1997 roku?



Wczytywanie następnej zawartości