Polski
Gamereactor
artykuły

Umarł 3DS, niech żyje 3DS

Dlaczego jeszcze długo nie pożegnam się ze swoim dwuekranowym handheldem.

HQ
Umarł 3DS, niech żyje 3DS

Siedemdziesiąt pięć milionów. Tyle konsol z rodziny 3DS-ów udało się sprzedać za jej życia. Na liście najlepiej sprzedających się konsol w historii 3DS plasuje się tuż przed Switchem, który jest w tyle o trzynaście milionów egzemplarzy. Choć Nintendo jeszcze w zeszłym roku zapierało się rękami i nogami, że ma w planach dalsze wspieranie dwuekranowego handhelda (w wywiadzie dla serwisu TIME czytaliśmy, że „3DS-owy biznes ma się bardzo dobrze"), to coś się zmieniło w ciągu ostatnich miesięcy. Siedemnastego września dowiedzieliśmy się, że 3DS oficjalnie stał się częścią historii gier wideo. W lutym przyszłego roku obchodziłby dziesiąte urodziny. A ja od wielu tygodni ogrywam na nim Okarynę Czasu i bawię się doskonale.

3DS może i stał się historią, ale prędko o nim nie zapomnę. W lewym dolnym rogu pulpitu od lat trzymam zapisany pewien plik tekstowy. Znajduje się w nim ponad trzydzieści tytułów, które chciałabym poznać za swojego życia, dostępnych wyłącznie na tym handheldzie. Trzydzieści! A to i tak tylko najważniejsze produkcje, nie brałam nawet pod uwagę takich, które mogłabym, ewentualnie, poza programem, kiedyś tam obadać. Ale olbrzymia biblioteka wspaniałych gier, łącząca generacje, dekady i wieki, to nie jedyny powód, dla którego śmierć 3DS-a nie jest nawet bliska. Gry mogą tę ekskluzywność zawsze stracić, zwłaszcza że w sieci majaczą jakieś plotki o nowym systemie Nintendo, który miałby oferować wsteczną kompatybilność do wszystkich konsol firmy od 2004 roku w górę. Wszystkie te Laytony, Inazumy, Dragon Questy, Yo-kai Watche i inne Shin Megami Tenseie mogłabym ogrywać sobie na „Pstryczku", być może nawet w ładniejszej oprawie. Ale nawet wtedy twierdziłabym, że 3DS to Dziarski i Diabelnie Dobry Sprzęt, w który warto zainwestować nawet - a może szczególnie - dziś.

Umarł 3DS, niech żyje 3DS
Są gry, w których obecność obu ekranów jest konieczna do ich zrozumienia.
To jest reklama:

Weźmy za przykład Zero Escape: The Nonary Games - remaster 999: Nine Hours, Nine Persons, Nine Doors z 2009 roku oraz wydanego trzy lata później Zero Escape: Virtue's Last Reward - albo serię Phoenix Wright: Ace Attorney. W obu przypadkach w takiej formie - to jest formie wydanej z myślą o konsolach obecnej generacji i pecetach - wymienione gry tracą na mechanice, bo obecność obu ekranów jest konieczna do ich zrozumienia. Dodatkowo Phoenix doczekał się tylko odświeżonej trylogii, a na rynku są jeszcze przecież dwie kolejne odsłony oraz spin-off Professor Layton vs. Ace Attorney, więc to nadal 3DS jest sprzętem, który pozwala zapoznać się z całą serią w jej najlepszej odsłonie.

Należałoby również zastanowić się, jak mogłaby ta nowa konsola - nazwijmy ją Switch Pro - działać, jeśli w ogóle by powstała. Nawet jeśli zaoferuje podciągniętą rozdzielczość, jak będą wyglądać gry stworzone pod 240p na telewizorze obsługującym 4K? I co ze sterowaniem? Przy okazji niedawnej premiery Super Mario 3D All-Stars graczy poruszył brak analogowych triggerów na Switchu, a przy tym niemożność podłączenia kontrolera od GameCube'a, mimo że właśnie jemu dedykowane było specyficzne sterowanie w Super Mario Sunshine. Z rodziną DS-ów jest podobnie. Żeby „Switch Pro" uruchamiał wszystkie gry bez wyjątku, jak głosi wspomniana plotka, Nintendo musiałoby przeprojektować tysiące tytułów także z ery DSi i Game Boya Advance. Nie wiem, czy to w ogóle możliwe.

Umarł 3DS, niech żyje 3DS
Devil Summoner: Soul Hackers to bardzo niszowa „prawie-perełka".

Posiadając zarówno podstawowy model Nintendo Switch, przenośnego Switcha Lite i Nintendo 2DS XL, mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że jako handheld w moim przypadku nadal wygrywa DS. Zaznaczę, że chodzi szczególnie o wydanie New 2DS XL - najszybsze, najnowsze, najstabilniejsze, z największym ekranem, bez paskudnego efektu 3D i ze standardową, zamykaną klapką. I to właśnie w tego handhelda warto zainwestować najbardziej, jeśli komuś tęskno za graniem mobilnym.

To jest reklama:

Wiąże się to także z architekturą sprzętu: jest wytrzymały, w trakcie podróży mogę w dowolnej chwili zamknąć klapkę i włożyć konsolkę do kieszeni. Tego samego nie powtórzę z Lite'em nie tylko dlatego, że nie zmieści się w kobiecych spodniach ani kurtce (o podstawowym Switchu nie wspominając), ale przede wszystkim z innego powodu: na Lite'a muszę mieć specjalny pokrowiec, chroniący ekran przed zarysowaniem, a odstające przyciski przed zgnieceniem. 3DS to także bardziej wytrzymała bateria. Switch, Switch Lite i 3DS starczają na, odpowiednio, 3-4, 2-3 i 6-7 godzin zabawy, co tego ostatniego czyni najsensowniejszym kandydatem na towarzysza podróży. Z trzech wymienionych konsol najgorzej wypada Lite, na szczęście można go w drodze podładować, w przeciwieństwie do oryginalnego Switcha, który przez to stał się dla mnie konsolą przenośną co najwyżej do łóżka.

Umarł 3DS, niech żyje 3DS
Śpijcie słodko, maleństwa.

W chwili, gdy piszę te słowa, nieużywany model New 2DS XL można kupić za 400-600 zł w zależności od edycji (droższe są, naturalnie, te specjalne, na przykład z wypukłą mordką Pikachu, ale to już wyłącznie kwestia estetyki). Gry w pudłach kosztują w okolicach 50-150 zł, gdzie na cenę ma wpływ dostępność i kultowość tytułu, bo takie Chrono Trigger czy Suikoden Tierkreis to prawdziwe białe kruki, które poniżej pół tysiąca najczęściej nie schodzą. Ale, co ciekawe, w cyfrowym eShopie nadal regularnie odbywają się promocje i na przykład Devil Summoner: Soul Hackers, grę, którą na co dzień trudno dorwać w rozsądnej cenie, obecnie da się kupić za raptem dwadzieścia złotych.

Ten tekst miał być pożegnaniem i uhonorowaniem 3DS-a, ale w ogóle nie czuję, żebym miała się z nim żegnać ani teraz, ani w najbliższej przyszłości. Wręcz przeciwnie, sądzę, że teraz jeszcze bardziej docenię tę konsolkę, do czego zachęcam również czytelników. Serio, spróbujcie - czekają na was dziesiątki wspaniałych gier, które w niczym nie ustępują swojemu rodzeństwu z konsol stacjonarnych, a czasem nawet je przewyższają. Gdy mówię, że 3DS ma tyle tytułów, że można by z nim spędzić cały growy rok i nawet nie zatęsknić za X-klockami i GrajStacjami, cóż, wiem, co mówię. Been there, done that.



Wczytywanie następnej zawartości