"Point-and-click bez myszki" - na taki pomysł wpadło małe, niezależne studio Puzzling Dreams przygotowując Unlucky Seven, przygodówkę, w której fantastyka naukowa miesza się z horrorem o grupie nastolatków, podlaną do tego czarnym humorem. Dość wybuchowa mieszanka, prawda? Dodajmy do tego unikalny pomysł na wykonanie - pixel art, ale nie w dwóch, jak zazwyczaj, lecz aż w trzech wymiarach - a otrzymamy... jedną z gorszych gier przygodowo-logicznych, w jakie grałem w tym roku.
Grupa przyjaciół, którzy przylecieli na rodzinną planetę swojej znajomej Ellen Krupnik, by wspólnie świętować jej urodziny. Tytułowa siódemka została zaproszona przez wujka Ellen do hotelu położonego w dolinie Kampinoks, miejsca, które słynie z przepięknych krajobrazów, jeziora, stacji rozładunkowej i... alkoholu wytwarzanego z ludzkich części ciała. Tak, tutaj objawia się ten czarny humor - kończyny, mózgi, krew i koktajle z nich zrobione przewijają się praktycznie przez całą grę. Może się to podobać, może czasem wywołać uśmiech politowania, raczej nie przyprawi o dreszczyk emocji, ale temat alkoholu (a w zasadzie uzależnienia od niego) i kanibalizmu miesza się w Unlucky Seven praktycznie cały czas. Dziwne? Pamiętajcie, rzecz jasna, że miejsce akcji to kosmos i choć pojawiają się w nim ludzie, to ich ograniczenia czy dylematy nie są raczej brane pod uwagę. Dlatego na przykład sympatyczny na pierwszy rzut oka humanoidalny Krokodyl Robert na samym początku obmyśla plan, jak przerobić nowo przybyłych gości na papkę, z której będzie się dało zrobić tradycyjny, kampinoski bimber. Z kolei tytułowa siódemka to uzależniona od alkoholu grupa przyjaciół, która zamiast zmierzać na kolejne intergalaktyczne spotkanie Anonimowych Alkoholików, postanawia się trochę zabawić.
Historię w grze będziemy śledzić właśnie z tych dwóch perspektyw, co urozmaica nieco zabawę, ale na dłuższą metę historia przeradza się w typowy horror o grupce nastolatków z lat osiemdziesiątych. I znów, może się to podobać, ale stereotypowość postaci, która miała wpisywać się w ten "klimat" filmów z minionych lat, męczy. Męczą również dialogi, które z jednej strony próbują wyśmiewać i podkreślać konwencję "historyjki o grupie nastolatków", ale z drugiej cała gra traktuje się bardzo serio, przez co stoi w rozkroku między parodią i kiczem (tym złym).
Sam pomysł na historię jest... dziwny, ale w zasadzie tak, jak całe Unlucky Seven; całe to zamieszanie z Kampinoksem i znajomymi Ellen jest tak naprawdę częścią międzygwiezdnego show zorganizowanego przez jej wujka i realizowanego przez Krokodyla Roberta. Właśnie, deweloperzy z Puzzling Dream postanowili, że część bohaterów będzie kosmitami, czyli antropomorficznymi zwierzętami, co jest dość ciekawym zabiegiem. W trakcie drugiego rozdziału możemy wybrać, czy nasza siódemka będzie Ziemianami, czy raczej mieszkańcami bardziej egzotycznych planet. Ten zabieg wypadł całkiem okej, bo dialogi zostały napisane w taki sposób, że pasują zarówno do "ludzkiej" i tej "zwierzęcej" wersji - bohaterowie cały czas dogryzają sobie na temat swojej fizjonomii i cech charakterystycznych, co jest akurat zabawnym elementem produkcji Puzzling Dream.
Jest jednak powód, dla którego kupno Unlucky Seven odradzam, przynajmniej na razie. Po wielokrotnym przekładaniu premiery gry, miała się w końcu pojawić na rynku pod koniec lipca, jednak znów prace się przeciągnęły i ostatecznie produkcja wylądowała na Steamie trzydziestego sierpnia. Ale nie jako pełnoprawna gra, jak zapowiadano, ale wczesny dostęp, w którym powegetuje jeszcze przez kilka miesięcy. Aktualnie Unlucky Seven znajduje się w masakrycznym (wybaczcie, inaczej nie da się tego opisać) stanie. Błędy, które realnie uniemożliwiają przejście kolejnych rozdziałów, zdarzają się praktycznie ciągle i najprawdopodobniej prędko nie znikną. Chyba jednym z najgorszych był ten w środku czwartego rozdziału, gdzie po dojściu do drzwi postać zapadała się pod mapę i jedynym sposobem na odblokowanie gry było jej wyłączenie. Oczywiście zapisy są tylko pomiędzy rozdziałami, więc całość musiałem zaczynać od nowa. I tak kilka razy z rzędu dokładnie w tym samym miejscu.
Inna sprawą jest to specyficzne wykonanie - pixel art w 3D. Problem w tym, że to 3D jest totalnie źle zrobione i nie chodzi tu o modele postaci, otoczenie czy efekty, choć i z tym nie jest najlepiej. Pixel art pixel artem, można go lubić albo nienawidzić, ale w połączeniu z tymi modelami 3D wszystko wygląda szpetnie, rodem z pierwszego Gothica. Bohaterowie poruszają się w starym stylu, czyli tylko w czterech kierunkach, a do tego kamera zawieszona jest nieruchomo z boku, przez co dostrzeżenie niektórych interaktywnych obiektów bywa kłopotliwe. Nie mówiąc już o tym, że wszyscy poruszają się przeraźliwie wolno, trochę jak w Heaven's Vault, o którym pisałem tutaj. Same zagadki również pozostawiają wiele do życzenia i większość z nich trzeba rozwiązywać do skutku (próbować na zmianę różnych opcji w nadziei, że teraz będzie okej) albo są tak łatwe, że rozwiązuje się je praktycznie od razu. Nie ma w nich żadnej głębi i traktuje się je bardziej jako pracę do wykonania, niż faktycznie ciekawie zaprojektowany element gry.
Jak pisałem, Unlucky Seven znajduje się na razie we wczesnym dostępie, jednak już teraz można spróbować przejść całą grę - o ile błędy na to pozwolą. Okres wczesnego dostępu nie poprawi jednak ogólnych założeń produkcji i jej największej bolączki, czyli toporności. Gra nie powinna ukazać się w tym stanie na rynku, a zasłona w postaci "early accessu" jest... no właśnie, tylko zasłoną. Choć tytuł kosztuje raptem czterdzieści złotych bez jednego grosza (po premierze cena się nie zmieni), to naprawdę znam lepsze sposoby na ich spożytkowanie.